8 grudnia 2024

loader

Głodnych nakarmić? Sprawdzam!

Jarek Ważny

Nie wiem. Nic nie wiem. Dwa dni temu nie miałem siły i nadziei na nic, a dziś, powoli wraca mi wiara w ludzi. Chociaż tyle. 

W piątek, kiedy usłyszałem, że socjalistyczny kanclerz Niemiec „z rezerwą” odnosi się do pomysłu wyłączenia Rosji z systemu SWIFT, wiedziałem już nader dobrze, jaki z niego wielki „socjalista”. Po raz enty okazuje się, że za kaprys jednego, niezrównoważonego tyrana, zapłacą jak zwykle maluczcy. Bo wielcy mają za dużo do stracenia. Życie ludzkie bowiem kosztuje konkretny grosz, co Niemcy, Włosi, Węgrzy i Cypryjczycy pokazali światu aż za dobrze. Pod naporem światowej opinii niechętnie zmienili swoje stanowiska, ale gdzieżby tam do końca. Włosi wynegocjowali, że sankcje nie będą dotyczyć ich towarów luksusowych, więc dalej bogaci Rosjanie będą mogli odziewać się we włoskich butikach. Może tylko przez internet albo u siebie, na moskiewskim prospekcie, ale zawsze. Jedno ukraińskie życie-jedna włoska apaszka? Ręcznie robione buty z Mediolanu? Dmuchany konik z weneckiej huty szkła? Może jeszcze mniej. Belgowie też długo nie chcieli się zgodzić. W końcu ulegli. Ale za cenę…diamentów. Te też będą wyłączone spod światowego embarga. Mała kolia z diamentami dla rosyjskiej dziedziczki-piętnaścioro ukraińskich dzieci? Pierścionek z diamentem dla kochanki oligarchy z Magadanu-pół tuzina żołnierzy poległych w polu? Tyle są dziś warte belgijskie i włoskie wyrazy współczucia i solidarności. Tyle samo warte będą wszystkie podobne emotikony i fejsbukowe nakładki, kiedy za deklaratywnością nie pójdą czyny. A te u nas, w przedartym na pół społeczeństwie, zaczęły właśnie wychodzić z ludzi, jak nigdy przedtem.

Nie nadążam już z mnogością akcji pomocowych, których moi współziomkowie podejmują się, żeby pomóc uciekającym od wojennej zawieruchy Ukraińcom. Na wschodzie, mojej rodzinnej Zamojszczyźnie, nie ma miasta albo gminy, w której samorzutnie nie powstawałyby w halach sportowych czy świetlicach punkty pomocowe dla kobiet i dzieci emigrujących z Ukrainy. Dziś sam zapakowałem z sąsiadem bagażnik jego samochodu towarami pierwszej potrzeby i życzyłem mu szerokiej drogi na wyjazd do Medyki. Człowiek pojechał zawieźć co się da i po drodze zabrać do Warszawy chętnych do przedostania się w głąb kraju. Pani Olesia, o której pisałem parę dni temu, zadzwoniła wczoraj i poprosiła o przygarnięcie swojej koleżanki z dzieckiem, uciekającej gdzieś z Zaporoża. Nie wahałem się ani chwili. Czekamy aż do nas dotrze. Będzie ciasno ale przecież jakoś się pomieścimy. I nie piszę tego, żeby zadać sobie splendoru humanisty. Podobnych gestów wsparcia dla ludzi przegonionych z własnego kraju są w Polsce tysiące. Doprawdy, do teraz nie mogę uwierzyć, że naród który nie wpuści sąsiada z klatki obok dalej niż za próg, potrafi z siebie tyle wykrzesać. To buduje. To daje nadzieję, że może coś jeszcze z niego będzie. Szkoda tylko, że w takich okolicznościach. Oczywiście, nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy do tego obrazka nie dorobili gównianego rewersu. Stacje paliw z wywindowanymi cenami. To już nie klasyczne, polskie dziadostwo i chytra baba z Radomia. W obliczu tego z czym się mierzymy, to zwyczajne szmalcownictwo, jak za okupacji. Oby tylko słowa mesje Obajtka o tym, że będzie rozliczał spekulantów z ich pazerności nie były psu na budę, bo za takie zachowania powinno się zabierać koncesję na obrót paliw dożywotnio i puszczać cwaniaków w skarpetkach. Jeśli więc zdarzy się tak, że Obajtek i państwo nie wywiążą się z obietnicy, to niech Państwo Szanowni sami wyciągną wnioski na przyszłość, kiedy przyjdzie Wam tankować benzynę. U złodzieja nie uchodzi. To po prostu nie po chrześcijańsku. A propos chrześcijaństwa…

Sytuacja z którą się mierzymy, będzie doskonałym sprawdzianem dla wszystkich, którzy na co dzień i od święta chadzają do Kościoła i mienią się Katolikami. Jeszcze większym sprawdzianem będzie dla biskupów i całego kleru. Bo jakże pogodzić nauczanie Jezusa z Nazaretu z brakiem realnej pomocy dla uchodźców? I to już nie tych z Bliskiego Wschodu czy czarnej Afryki, ale dla sąsiadów, wierzących w tego samego Boga. Kiedy naokoło ludzie będą przyjmować pod swoje dachy uciekinierów wojennych, nie wyobrażam sobie, żeby polskie świątynie, pełne miejsca, ogrzane i czyste, stały zamknięte na klucz przed potrzebującymi. Bo Kościół to w końcu ludzie, czyż nie? Chyba że coś się zmieniło. Kiedy Ukraińcy będą szukać schronienia, pałace biskupie nadal mają mieć tylko jednego lokatora z przybocznymi i służbą? Kiedy kuchnie polowe będą wydawać strawę, kucharki na plebanii mają gotować tylko dla plebana i wikarego? Z radością przeczytałem, że klasztor Mariawitów w Płocku otwiera swoje wrota dla wojennych emigrantów. Czekam dnia i godziny, gdy na podobny gest zdobędą się nasi purpuraci. Na razie dotarło do Polski kilkaset tysięcy ludzi zza Buga, ale szacunki na spokojnie mówią o dwóch milionach, a niektóre nawet o pięciu. Państwo z dykty i trytytek jakim jesteśmy, z trudem daje sobie radę z tymi, którzy są już dziś u naszych bram. Gdyby nie ludzka ofiarność, nie wydoliłoby nawet w połowie. Czas na Was, panowie w sutannach. Historia mówi dzisiaj do Was: sprawdzam.

Jarek Ważny

Poprzedni

Wśród aktywu jest wola działania

Następny

Rzeźnik szantażuje świat