W ostatnich dniach „Gazeta Wyborcza” i Radio Zet ujawniły dokument, z którego wynika, że wiosną 2015 r. sztab wyborczy Andrzeja Dudy miał podpisać umowę ze spółką tworzącą fałszywe konta w Internecie.
Umowa obejmowała okres przed wyborami prezydenckimi 2015 r. Wybory prezydenckie odbyły się 10 i 24 kwietnia (II tura) 2015 roku. Prezydent Duda zdementował te informacje twierdząc, że to typowy fake news. Podobną sytuację ma prezydent USA Donald Trump, który został wybrany w listopadzie 2016 roku. Jego sztab jest posądzany o konszachty z Rosjanami, którym zarzuca się ingerencję w amerykańskie wybory poprzez manipulacje w Internecie.
Ażeby poważnie podejść do sprawy, trzeba odpowiedzieć na podstawowe pytanie, jak można wykorzystać Internet do manipulowania wynikami wyborczymi? Istnieją liczne teorie i dowody na to, że można. Z opracowań amerykańskich, ale również polskich wynika, że jako pierwszy na szerszą skalę wykorzystał Internet do zdobycia przewagi wyborczej był Barack Obama w 2008 roku, który pokonał Johna McCaina. Powtórzyło się to w USA cztery lata później.
Doświadczenia z kampanii internetowych zostały opisane i opracowane naukowo. Dziś korzystają z nich wszyscy, bowiem pozwalają na znaczące wsparcie wyników wyborczych kandydatów wybieranych powszechnie, których wspierają media masowe, a szczególnie portale społecznościowe w Internecie. Chodzi przede wszystkim o Facebook i Twitter.
Infrastruktura służąca do takich działań jest mocno rozbudowana w skali globalnej, jak również w skali państw narodowych – jesteśmy dziś generalnie przynajmniej jedną nogą w erze informacyjnej.
Po blisko 20 latach intensywnego rozwoju wg 2017 Digital Yearbook, sieć Internetu opasała już cały świat. W styczniu 2017 roku było na świecie 7,476 mld ludzi, z czego aż 50% (3,773 mld) posiadało dostęp do Internetu. W Europie Zach. jest to 84%, w Europie Wsch. 67%. Polska jest na 15. miejscu z 72 %. Aktywnie z mediów społecznościowych korzystało 37% populacji naszego globu, czyli 2,789 mld. Unikalnych użytkowników mobilnych jest aż 66%, czyli 4,917 mld ludzi. Korzystających z mediów społecznościowych za pomocą urządzeń mobilnych (smartfonów) jest aż 34% mieszkańców Ziemi – czyli 2,549 mld osób. Rocznie Internet rośnie o ok. 10%.
Wynika z tego, że baza techniczna do globalnych i narodowych działań w dziedzinie operowania wpływem poprzez media społecznościowe jest. Jest więc gotowa baza społeczna. Szczególnie dobrze jest ona rozwinięta w krajach europejskich, USA, Kanadzie, Japonii, Rosji. W ostatnich latach doszło również do przełomu w dziedzinie oprogramowania dającego możliwość dotarcia do aktywnych w sieci osób.
Według „Guardiana”, język i twierdzenia, których używali prowadzący facebookową stronę Andrzeja Dudy w kampanii prezydenckiej były niesamowicie podobne do tych używanych przez Cambridge Analytica. Jest to firma, która znając preferencje wyborców w USA mogła na nich wpływać i pomogła wygrać Donaldowi Trumpowi. Nie wszyscy wiedzą, że za algorytmem wykorzystywanym w tych operacjach stoi Polak dr Michał Kosiński z Uniwersytetu Stanforda. Opracował on algorytm, który na podstawie naszej aktywności w mediach społecznościowych tworzy kompletny obraz osobowości.
Wracając do sprawy ostatnich wyborów prezydenckich w Polsce i w USA wiadomo, że wykorzystywano w nich aktywnie media społecznościowe. O tym, że wybory wygrywa się nie tylko na ulicy i w lokalach wyborczych, ale wcześniej, przede wszystkim w sieci, wiedzą wszystkie partie polityczne i kandydaci ubiegający się o funkcje publiczne. Poza armiami trolli i botami coraz częściej w kampaniach wykorzystywane są jednak profesjonalne firmy zajmujące się wpływaniem na wyborców. Są do tego potrzebne oczywiście odpowiednie środki, bowiem prowadzone dyskretnie działania nie są tanie. Stać na nie największe partie polityczne i państwa.
Ostatnio prowadzona jest w USA sprawa wpływu Rosji na wybory amerykańskie. Jest to możliwe, choć działania w skali globalnej nie mają charakteru asymetrycznego. Aktywne stale w sieci są wszystkie duże państwa, szczególnie USA, Rosja, Chiny, Izrael, W. Brytania, Niemcy i inne incydentalnie np. Państwo Islamskie, Korea Płn. Prowadzą one działania przeciw sobie, ta sieciowa wojna jest widoczna na każdym kroku, jak również w konkretnych sprawach np. wspierania określonych wartości ideowych np. propagując amerykański styl życia, potęgę militarną Rosji, neoliberalizm, wartości islamskie, psychozę wojenną itp.
W Polsce, jak wiadomo, wysoką aktywność w sieci portali społecznościowych przejawia PiS i PO, zatrudniając dziesiątki ludzi oraz tzw. boty. Mniej aktywne ze względu na środki są inne ugrupowania, choć swoje doświadczenia miała tutaj PSL i partie firmowane przez Janusza Korwin-Mikke.
Polska lewica ma małe doświadczenia i środki w tej dziedzinie, choć wiadomo, że polityka i budowanie wpływu przenosi się do Internetu.
Uważam, że powinien powstać na lewicy program działań, przede wszystkim przed wyborami europejskimi i parlamentarnymi. Dotychczasowe skromne doświadczenia SLD i partii Razem powinny być rozwijane.