6 listopada 2024

loader

Już nas chcą wziąć za łeb

Jeszcze nie opadł kurz wyborczej kampanii, gdy mogliśmy się dowiedzieć, że już szykują pętle na szyję swoim oponentom.

W wieczór wyborczy 12 lipca, zwłaszcza u jego schyłku, przyznam że nieco masochistycznie, szukałem w internecie tekstu, który potwierdziłby moje czarne prognozy co do wielce prawdopodobnego przebiegu wydarzeń w Polsce po zwycięstwie Dudy i domknięciu systemu władzy PiS („Demokracja albo (jej) śmierć”, „Dziennik Trybuna”, nr 134-135/20). I znalazłem – na portalu Wirtualna Polska, tekst autorstwa Michała Wróblewskiego. Muszę niestety, z ciężkim sercem i bez cienia satysfakcji, zauważyć, że zacytowane przez niego wypowiedzi i sformułowane na ich podstawie wnioski korelują niemal idealnie z moimi przedwyborczymi zapowiedziami. W gruncie rzeczy nie byłem zaskoczony, a jeśli coś mnie nieco zdziwiło, to błyskawiczne tempo, w jakim potwierdziły się moje prognozy.

„Koniec miękkiej gry”

„Uderzenie w media, głębokie zmiany w wymiarze sprawiedliwości z naciskiem na sądy, reforma samorządów, zmiana prawa aborcyjnego. To tylko kilka obszarów, w których obóz rządzący po zwycięstwie Andrzeja Dudy w wyborach prezydenckich będzie chciał zaostrzyć kurs – już w dniu wyborów i to w czasie ciszy wyborczej zapowiadali ludzie zbiorowej „Solidarnej Polski”, części obozu PiS. „Ponad 10 mln ludzi poparło naszą agendę. Mamy silny mandat, żeby ją realizować” – tak referuje dziennikarz WP zamiary władzy.

W czasie gdy wygrany Duda oraz jego żona i córka wygłaszali, w stylu „kochajmy się”, pseudokoncyliacyjne deklaracje w Pułtusku, poseł „Solidarnej Polski” Mariusz Kałużny napisał na twitterze: „Wybór jest prosty. Idzie o to, czy Polacy będą zbierać szparagi w Niemczech czy Niemcy z Francuzami będą zbierać jabłka w Polsce. Tylko Polska! Precz z lewactwem, komuną, precz z volksdeutschami!”. Radny SP, też współpracownik Ziobry, Dariusz Matecki, także na twitterze napisał: „Jakim cudem prawie 50 proc. społeczeństwa głosuje przeciwko Polsce? To lata działalności Michnika, to lata upadlania Polaków, to lata pracy niemieckich mediów, to lata niszczenia Polski i polskości w Polakach”. Z kolei wiceminister pisowskiego rządu z ramienia Solidarnej Polski Kowalski Janusz napisał, także na twitterze: „Wniosek musi być jeden: koniec niuansowania, koniec miękkiej gry, koniec przymilania się przez niektórych obozowi III RP. Czas na dokończenie reform: wymiaru sprawiedliwości, rynku mediów, unijnego systemu handlu emisjami i zakończenie reprywatyzacji. Czas na NIE dla „Green Deal” (…) Na nic jęki III RP!”. Te wpisy dziennikarz Michał Szułdrzyński skomentował jako zapowiedź „dorzynanie watahy w wersji Zjednoczonej Prawicy”.

„Postawa polityków Solidarnej Polski i mocne uderzenie w politycznych przeciwników w pierwszych godzinach po ogłoszeniu wyników wyborów prezydenckich może zwiastować zaostrzenie kursu Zjednoczonej Prawicy – napisał dalej Wróblewski – Zwycięstwo Andrzeja Dudy ma dać obozowi władzy nowy tlen. Politycy z formacji Zbigniewa Ziobry czują się pewnie, co widać w mediach. Przedstawiciele Solidarnej Polski są przekonani, że swoim zaangażowaniem w kampanii Andrzeja Dudy pomogli przyciągnąć wyborców Konfederacji i Krzysztofa Bosaka. Sam lider Solidarnej Polski i minister sprawiedliwości jako jeden z ostatnich opuszczał wieczór wyborczy Zjednoczonej Prawicy w Pułtusku, wcześniej długo udzielając wywiadów. To zresztą Zbigniew Ziobro jako pierwszy przedstawiciel obozu władzy w ostatnim czasie zapowiedział „wzięcie za łeb” przez rząd mediów z zagranicznym kapitałem. – Musimy powoli zastanowić się nad sytuacją mediów w Polsce, bo to, co się teraz tu dzieje, to jest coś, nad czym nie można przejść do porządku dziennego. Mam nadzieję, że po kampanii prezydenckiej wyciągniemy wnioski – mówił kilka dni temu lider Solidarnej Polski, komentując m.in. publikacje jednego z tabloidów na temat Andrzeja Dudy”.

W sytuacji, gdy TVP stała się jawnym, regularnym, a do tego najbardziej agresywnym segmentem kampanii wyborczej Dudy, Ziobro miał czelność powiedzieć: „Nie powinno być tak, że część mediów staje się tak naprawdę sztabem wyborczym Rafała Trzaskowskiego. Nie możemy udawać, że tego nie widzimy”.

„Przekaz Zbigniewa Ziobry – tuż przed końcem kampanii – powtarzał sam Jarosław Kaczyński – zauważył dalej Wróblewski – Nie możemy się zgadzać na to, żeby część naszego narodowego systemu nerwowego, a system nerwowy jest zwieńczony przez mózg, była w obcych rękach. Ci wszyscy, którzy twierdzą, że to nie ma żadnego znaczenia, że kapitał nie ma narodowości, po prostu cynicznie kłamią – mówił o mediach w Polsce prezes PiS w Telewizji Trwam”. To współgrało z antyniemieckimi okrzykami Dudy po publikacji w „Fakcie” artykułu, który zdemaskował jego ułaskawienie pedofila. („Niemcy chcą nam wybierać prezydenta? To jest podłość”.)

W powyborczy poniedziałek doradca Dudy Zybertowicz w radiu TOK FM stwierdził, że opowiada się za „ograniczeniem roli mediów niezależnych od rozumu” i że sam doradziłby Andrzejowi Dudzie podpisanie ustawy „przeciwko mediom grającym nie fair przez zagraniczne kapitały”.
Cytowany wyżej ziobrysta Kowalski zapowiedział ostry kurs w stosunku do samorządów. Niektóre z nich nazwał „wielkomiejskimi księstewkami PO”. Nie łudźmy się, że ten atak ominie samorządy rządzone przez inne segmenty opozycji, w tym przez samorządowców z lewicy.

„Zjednoczona Prawica może uszczuplić samorządom kompetencje, ściąć budżety, radykalnie ograniczyć działania, całkowicie centralizując państwo. Wszystko zależy od politycznej woli i determinacji. Ta po wygranej Andrzeja Dudy jest duża – napisał Wróblewski – Do głębszych zmian dojdzie także w wymiarze sprawiedliwości. Politycy opozycji przestrzegają, że obóz Zjednoczonej Prawicy – po przejęciu Trybunału Konstytucyjnego i odzyskaniem kontroli nad Sądem Najwyższym – całkowicie podporządkuje sobie sądy w Polsce. Jarosław Kaczyński w mediach ojca Tadeusza Rydzyka sugerował również ostatnio, iż nie wyklucza, że jego formacja – wraz z koalicjantami – przy poparciu Konfederacji będzie dążyć do zaostrzenia prawa aborcyjnego. Prezes PiS – wraz z większością posłów swojego klubu parlamentarnego – chciałby usunąć tzw. przesłankę eugeniczną z prawa o aborcji. Zmiany póki co wstrzymuje TK (bo tak Kaczyńskiemu wygodniej), więc temat realnie na razie nie istnieje. Ale – jak twierdzą w PiS – do czasu. Wszystkie te zmiany – niewprowadzone w pierwszej kadencji rządów Zjednoczonej Prawicy – mogą zostać dokonane w najbliższych latach, być może w najbliższych miesiącach. Reelekcja Andrzeja Dudy cały obóz rządzący utwierdziła w przekonaniu, że twardy kurs i brak „miękkiej gry” z rywalami jest przez wyborców pożądany”.

Cóż można do tego dodać? Na pewno, o czym prawie się nie mówi, ostro zostanie zaatakowane środowisko naukowe, en general niechętne rządzącemu obozowi. Odmówienie przez nie rekomendacji dla profesury Zybertowicza na pewno będzie zapamiętane przez Dudę i PiS jako upokorzenie, które zechcą pomścić tę zniewagę. Zostanie ono zaatakowane w pakiecie, w którym znajdują się także ludzie kultury, ale główne ostrze ataku pójdzie na media, bo to one, a nie relatywnie wąski świat nauki i kultury, mają masowy wpływ na opinię publiczną. Poza tym, jako się rzekło, na celowniku, znajdą się samorządy, prawa człowieka, w tym prawa kobiet, a na dokładkę organizacje pozarządowe, także będące solą w oku władzy PiS. Tych czterech sfer władza PiS najbardziej się boi i najbardziej nienawidzi: wolnych mediów, samorządów, niezależnych organizacji i praw człowieka. Idą straszne czasy. Ja w każdy razie potwierdzam swoją przynależność do powołanego jakiś czas temu ruchu „ośmiu gwiazd”, choć prawdę mówiąc od dawna już do niego należę.

Przed Kaczyńskim i PiS, nie „przed Bogiem, Narodem i Historią”

U schyłku wieczoru wyborczego, m.in. pod wpływem pułtuskiego przemówienia Dudy, i jego wcześniejszego sformułowania o „odpowiedzialności przed Bogiem, Narodem i Historią”, po stronie opozycji pojawiły się sformułowania znamionujące złudzenia co do jego przyszłej roli jako prezydenta. Zasygnalizował te naiwne złudzenia nawet jego przegrany rywal, mniejsza o to czy szczerze. Można je sprowadzić do wiary w emancypację, usamodzielnienie się Dudy w ramach rządzącego obozu, której źródłem miałoby być „wyzwolenie” od konieczności baczenia na perspektywę kolejnej kadencji. Radzę pozbyć się tych daremnych iluzji. Pominę tu już wzgląd czysto psychologiczno-charakterologiczny: on nie jest do tego zdolny w tym wymiarze. Istotniejszy jest jednak inny czynnik.

Kończąc swoją drugą kadencję Duda będzie miał 53 lata. Nie będzie to ani wiek emerytalny, ani też wiek poręczny do wznawiania przez niego kariery uniwersyteckiej. Delikty Dudy w zakresie łamania prawa bardzo mu też mogą utrudnić zainstalowanie się na rynku usług prawniczych (radcowskich czy adwokackich), choć zawsze może aspirować n.p. do Trybunału Konstytucyjnego, od razu na funkcję prezesa. W tej sytuacji jedynym środowiskiem, które może zapewnić mu jakąś formę wygodnego, na miarę aspiracji byłego prezydenta, lądowania po prezydenturze (n.p. miejsce na liście poselskiej lub jakiś rodzaj synekury) będzie środowisko PiS. Dlatego Duda nie będzie miał innego wyjścia, niż bezwzględnie, lojalnie i do końca mu służyć. Tylko to w połączeniu z prezydencką emeryturą zapewni mu godziwą egzystencję. Duda będzie zatem niezmiennie, także w drugiej kadencji, zachowywał się ze świadomością, że jest odpowiedzialny nie „przed Bogiem, Narodem i Historią”, lecz po prostu przed Kaczyńskim i PiS-em.

Krzysztof Lubczyński

Poprzedni

Unia nie daje Ukrainie

Następny

Pożar w Iranie to sprawka służb Izraela?

Zostaw komentarz