Prezes nie będzie już rządził tak całkiem z tylnego siedzenia, zdeklarowany homofob został ministrem edukacji, a ultraliberał zajmie się rynkiem pracy.
Konferencja prasowa Mateusza Morawieckiego nie rozwiała wszystkich wątpliwości dotyczących składu rządu i kompetencji poszczególnych ministerstw po zmniejszeniu ich liczby. Potwierdzono za to kilka głośnych pogłosek i przecieków dotyczących zmian personalnych. Dla lewicowców i związkowców nie są to dobre zmiany.
Homofob w MEN
Dariusza Piontkowskiego, któremu nauczyciele zapamiętali chaos w momencie wdrożenia zdalnego nauczania i ostentacyjne wręcz lekceważenie pandemicznych zagrożeń, zastępuje Przemysław Czarnek. Połączone resorty edukacji i nauki przekazano w ręce polityka wsławionego podważaniem wartości idei praw człowieka, stwierdzaniem, że „LGBT to nie ludzie”, a przeznaczeniem kobiet jest rodzenie dzieci. Przedstawiciel skrajnych poglądów religijnych, korzeniami tkwiących w narracji Radia Maryja ma zająć się teraz młodym pokoleniem.
Wielki powrót
Do rządu wraca Jarosław Gowin, człowiek, którego działania wprowadziło mnóstwo złych emocji na uczelniach wyższych i popchnęło je jeszcze krok dalej w stronę prymatu wolnego rynku nad postrzeganiem akademii jako wartości humanistycznej i cywilizacyjnej. Teraz ten skrajny liberał i zwolennik deregulacji w dobie kryzysu będzie odpowiedzialny za rozwój i rynek pracy. Spowolnienie gospodarcze ciągle przed nami – Gowin może realnie zaszkodzić polskim pracownikom, jeśli zechce wdrażać neoliberalne „cudowne recepty”.
W dodatku wbrew opiniom specjalistów sprawy związane z pracą oderwano od zagadnień polityki społecznej – te pozostaną w gestii Marleny Maląg, która ku wielkiemu zaskoczeniu nadal jest panią minister. Czy dlatego, że gdyby jej nie było, to nie byłoby już w rządzie żadnej kobiety?
Grzegorz Puda będzie ministrem rolnictwa, zastępując Jana Krzysztofa Ardanowskiego, który ostentacyjnie sprzeciwił aię rządowi i prezesowi w sprawie ustawy o prawach zwierząt.
A co będzie w rządzie robił prezes-wicepremier?
Nadal wiadomo jedynie nieoficjalnie, że zajmować się ma szefowaniem Komitetowi ds. Bezpieczeństwa Państwa i podlegać ma mu Ministerstwo Sprawiedliwości. W praktyce oznacza to, że Kaczyński chce trzymać w szachu Zbigniewa Ziobrę, strzec struktur siłowych i nie dopuścić już do większych przepychanek między koalicjantami, którym najwyraźniej nie ufa. Tak czy inaczej – Kaczyński przestaje być szeregowym posłem, który teoretycznie za nic nie odpowiada.