Koniec z cmokaniem w rączki, panowie szlachta.
Koronoawirus staje się uczestnikiem naszej prezydenckiej kampanii wyborczej. Zaczęło się od publicznego pojedynku dwóch polityków najwyższej rangi. Najpierw Marszałek Senatu RP Grodzki zademonstrował w mediach jak należy poprawnie myć ręce aby nie złapać konroawirusa. I zaraz potem pan wicemarszałek Senatu RP Kurczewski, też lekarz, zaprezentował swój prawidłowy proces mycia.
I teraz już wiemy, że jeśli ktoś myjąc ręce naciska dozownik do mydła kciukiem, to najpewniej należy do opozycji. Jeśli używa do tego łokcia, to na pewno jest zwolennikiem partii pana prezesa Kaczyńskiego. Bo ludzie pana prezesa, znakomicie rozpychający się łokciami, oszczędzają swe paluchy do innych czynności. Używają ich, patrz kultowy paluch pani posłanki Lichockiej, do czynów szczególnych, zwykle gestów lekceważących frajerskich Polaków.
Pierwszy korona wirus zameldował się już w Polsce. Jego przybycie ogłoszono rankiem, zaraz po nocnej wizycie pana prezydenta Dudy u pana prezesa Kaczyńskiego. Co lud polski, zaopatrujący się na porannych bazarkach, zinterpretował szybko i jednoznacznie. Pan prezes wezwał swego prezydenta, by dać mu cynk o wirusie. I jednocześnie zezwolił aby informacja o pierwszym koronowirusie- Polaku dnia następnego poszła w świat.
Pan prezes Kaczyński wszystkie swoje panie cmoka w rączki na powitanie. Taki ma zeszłowieczny zwyczaj. Znam to, bo też czasem odruchowo cmokam. Taki to mój zwyczaj z rodzinnej, świętej Częstochowy.
Ale pan prezes cmoka po żoliborsku, inaczej niż ja. W Częstochowie każdy galantny kawaler najpierw pokornie schyla głowę do wyciągniętej, kobiecej rączki, a potem dopiero cmoook.
Pan prezes Kaczyński podaną mu dłoń ciągnie ku sobie, niczym rączkę składanego parasola, i cmoka do przyciągniętej. Wyprostowany jak struna, z głową jedynie lekko pochyloną. To oczywiste, bo pan prezes Kaczyński przed nikim głowy nie schyla.
Teraz nadchodzi koniec cmokania panie prezesie, panowie szlachta z PiS.
Wszyscy już przecież wiemy, że koronawirus rozpowszechnia się przez brudne ręce i ślinę.
Ręce + ślina = Koronawirus
Ręce zawsze można umyć. Cisnąć mydło kciukiem lub łokciem, zgodnie z wyznawanymi poglądami politycznymi. Ale śliny nie da się już umyć tak łatwo. Chyba, że zdezynfekujemy całe usta.
Jeśli wierzyć bezstronnym specjalistom japońskim, a nie ma powodów by podważać ich kompetencje, najlepszym płynem do dezynfekcji rąk w czasie zarazy koronowirusem jest polski spirytus.
A do dezynfekcji ust najlepiej używać polską wódkę. Pan prezes Kaczyński wódki zwykle nie pija, kiedyś ostro grzał winko, teraz tylko piwko, i to jedynie małe.
Dlatego jeśli pan prezes szybko nie oduczy się cmokania pań w rączki, to powinien uczestniczyć w kampanii wyborczej. Nie tylko dlatego, że każdym swym cmokiem może koronawirusy przenosić. Pan prezes dzieckiem już nie jest. Przeciwnie, należy do grona osób należących do najbardziej narażonych na skuteczne działanie tegoż wirusa.
Zatem wszystkie panie, i panowie politycy też. Ręce precz od pana prezesa Kaczyńskiego!
Nie całujcie go, nie proście go o pocałunki.
Kampania wyborcza to codzienne zgromadzenia ludzkich gromad. Masowe ściskanie rąk potencjalnych wyborców przez ręce kandydatów, pocałunki przesyłane przez fanki i fanów. Idealne warunki do rozprzestrzeniania się i rozmnażania koronowirusów.
Wiece i spotkania wyborcze ze swej istoty powinny być otwarte dla wszystkich. Bez względu na wyznawane poglądy polityczne. Czyli dla koronawirusów też. Przecież nie wprowadzimy kontroli czystości rąk dla uczestniczących w wiecach polityków. Ani czystości zgromadzonych tam zwolenników i przeciwników politycznych kandydata.
Podobnie nie stworzymy skutecznego systemu badania temperatury wiecowych polityków i ich fanów. Kampanie wyborcze mają swoje, specyficzne gorączki. Bez podwyższonej temperatury nie ma skutecznej kampanii.
Ale jak odróżnić gorączkę wywołaną koronowirusem od gorączki wywołanej wirusem nienawiści?
Wirusem antysemityzmu, ksenofobii, antykomunizmu, antyLGBT?
A teraz już
poważniej.
Jeśli koronawirus rozmnoży się w Polsce, to rzeczywiście trudno będzie prowadzić tradycyjną prezydencką kampanię wyborczą. Nie tylko dlatego, że wiece i zgromadzenia wyborcze będą zagrożeniem dla zdrowia wszystkich obywateli naszego kraju i świata. W atmosferze powszechnego zagrożenia bardzo łatwo będzie można zrywać konkurencyjne wiece i zgromadzenia wyborcze.
Wystarczą przecież telefony, anonimowe rzecz jasna, o obecności osób zarażonych wirusem na wiecu.
Wystarczą bojówki „kaszlących” wysłane na zgromadzenia konkurencyjnych kandydatów by zdezorganizować im kampanię.
Nie podejrzewam, że w tej kampanii pojawi się jakiś polski, fanatyczny „Almanzor”, który wzorem mickiewiczowskiego władcy Grenady uda się do wrogiego politycznie obozu i zarazi wirusem pretendenta do Prezydenckiego Pałacu.
Ale rzeczywiste, powszechne zagrożenie wirusem może doprowadzić do sytuacji, że zostaną ograniczone lub nawet zakazane publiczne wiece i zgromadzenia.
Wtedy kampanie wyborcze będą toczyć się przede wszystkim w mediach.
I wtedy faworyzowani będą ci kandydaci, którzy mają swoje rozbudowane medialne zaplecze. Ci, którzy swoją aktywność wyborczą przeniosą do popierających ich mediów. Czyli pan prezydnet Andrzej Duda przede wszystkim.
Kandydat lewicy Robert Biedroń będzie miał wówczas najgorzej. Będzie ofiarą choroby lewicowych liderów politycznych.
Choroby lekceważenia warunku posiadania własnych mediów dla prowadzenia skutecznej polityki w Polsce.
PS. Jeśli chcesz skomentować artykuł autora zapraszamy na stronę: https://www.facebook.com/trybuna.net/