Z prof. dr hab. DANUTĄ WANIEK, prezesem Rady Krajowej Towarzystwa Kultury Świeckiej rozmawia Krzysztof Lubczyński
Pani Profesor, gratuluję wyboru na stanowisko prezesa TKŚ. Od razu jednak zacznę dziennikarskie drążenie i zapytam, czy tak zacne organizacje, skupiające osoby uczone, światłe i zatroskane o utrzymanie i krzewienie świeckiego, laickiego nurtu kultury polskiej, tak zdominowanej przez katolicyzm nie są jednak nazbyt wsobne i bardzo słabo obecne w życiu publicznym. Czasem odnoszę wrażenie, że charakteryzuje je pewna wsobność, elitaryzm, słaba dynamika i że dla podtrzymania ognia polskiego laicyzmu, choćby w duchu ostro antyklerykalnym, więcej uczyniły pisma typu „Nie”, „Fakty i Mity” czy choćby „Trybuna”, a także happeningi Janusza Palikota. Co Pani o tym sądzi?
Przyjęłam ten wybór z satysfakcją z oczywistej przyczyny, ponieważ od „niepamiętnych czasów” związana byłam duchowo i organizacyjnie ze środowiskiem laickiej postępowej inteligencji, któremu zależało, aby po przemianach z 1989 r. nowa Rzeczpospolita była budowana m.in. na gruncie zasady świeckiego demokratycznego państwa prawa. Nie ma co ukrywać, że świeckie państwo prawne w praktyce było od początku III RP spychane na obrzeża modelu ustrojowego państwa, a tym samym z pola uwagi i akceptacji społecznej. Już pierwsze miesiące nowej rzeczywistości politycznej sygnalizowały, że w Polsce z wypracowaniem nowoczesnego wzorca stosunków państwo-kościół łatwo nie będzie. Jak pamiętamy, kler do walki „o swoje” ruszył od razu po wyborach z czerwca 1989 r., chociaż nie zgłaszał specjalnych postulatów ideologicznych w czasie negocjacji przy „okrągłym stole”. W 1989 r. wydawało się , że nową podstawą prawną stosunków państwo-kościół będą dwie ustawy z 17 maja 1989 r. – ustawa o gwarancjach wolności sumienia i wyznania oraz ustawa o stosunku Państwa do Kościoła Katolickiego w Rzeczypospolitej Polskiej. Dziś – nie wiedzieć czemu – bardzo często są one określane mianem „historyczne”. Wnioskuję z tego, że praktyka polityczna, narzucana przez Kościół i prawicę zdezaktualizowała większość ich postanowień. A przecież w tej pierwszej znajdujemy takie przepisy jak te, które mówią, że:
Obywatele wierzący wszystkich wyznań oraz niewierzący mają równe prawa w życiu państwowym, politycznym, gospodarczym, społecznym i kulturalnym; Nikt nie może być dyskryminowany bądź uprzywilejowany z powodu religii lub przekonań w sprawach religii , albo: Rzeczpospolita jest państwem świeckim, neutralnym w sprawach religii i przekonań; Państwo i państwowe jednostki organizacyjne nie dotują i nie subwencjonują kościołów i innych związków wyznaniowych.
Przepisy te formalnie nigdy nie zostały uchylone, jednakże praktyka polityczna anihilowała ich skuteczność prawną. Działo się tak, ponieważ w latach 90. pontyfikat Jana Pawła II systematycznie narzucał Polsce i społeczeństwu inną wizję rozwoju naszej państwowości, mam tu na myśli koncepcję „katolickiego państwa narodu polskiego”. Wpływom papieskim ulegali nie tylko politycy (również lewicowi), ale nawet Trybunał Konstytucyjny, który w sprawach światopoglądowych wydawał zawsze wyroki, wychodzące naprzeciw oczekiwaniom kościoła hierarchicznego, a przecież jego orzeczenia do 2015 r. –zgodnie z Konstytucją – traktowane były zawsze jako ostateczne. Znamy nawet takiego prezesa TK, który w trakcie pełnienia tej godności otrzymał w 2015 r. za zasługi papieski krzyż Pro Ecclesia et Pontifice (Dla Kościoła i papieża), co nieżyjący już konstytucjonalista Wiktor Osiatyński uznał za najbardziej rażące i niebezpieczne złamaniem zasady bezstronności w stosunkach państwo-Kościół. Dziś ten były prezes witany jest na zgromadzeniach publicznych wręcz entuzjastycznie, bo na koniec jego kadencji przyszło mu akurat bronić pozycji ustrojowej TK, a ja w takich momentach myślę – sam na to pracowałeś Grzegorzu Dyndało…. Pamiętamy przecież, że atak PiS na Trybunał Konstytucyjny odbywał się przy całkowitym milczeniu kościoła hierarchicznego. Już w 1989 r. po stronie kościoła natychmiast pojawiły się żądania wprowadzenie religii do szkół i zakazu aborcji oraz liczne, zaskakujące roszczenia materialne. W reakcji na realne zagrożenie postępującym odstępstwem od zasady państwa świeckiego, jak grzyby po deszczu powstawały po „stronie laickiej” nowe organizacje, wydawnictwa i stowarzyszenia, które ostro sprzeciwiały się coraz głębszemu wnikaniu kleru w kwestie prawa stanowionego, obyczajowości i bieżącej polityki (dokonywanemu w imię ochrony społecznej moralności). Mam tu na myśli takie struktury, jak Pro Femina, Polskie Stowarzyszenie Feministyczne, Stowarzyszenie Neutrum, Demokratyczna Unia Kobiet, środowisko skupione wokół pisma Bez Dogmatu, Polskie Stowarzyszenie Racjonalistów, Polskie Stowarzyszenie Wolnomyślicieli im. Kazimierza Łyszczyńskiego i wiele innych, również lokalnych inicjatyw, których nie sposób tu w całości wymienić. W nowych uwarunkowaniach politycznych nie mogły one jednakże liczyć na patronat państwa, co ograniczało ich aktywność chociażby z powodów finansowych.
Skorzystajmy z okazji, by przybliżyć, w największym skrócie, ideowe i organizacyjne tradycje polskiej świeckości i laicyzmu. Gdzie upatruje Pani ich korzenie, i te najdawniejsze, i te z bliższej nam przeszłości? I które z tych korzeni, tradycji są Pani najbliższe?
Korzenie europejskiego, w tym polskiego ruchu laickiego tkwią w ideowym przesłaniu wieku rozumu, czyli Oświecenia, którego główną cechą była sekularyzacja (zeświecczenia) państw europejskich, w dużym skrócie polegające na odcięciu sprawowania władzy w państwie od religii. (racjonalizacja zarządzania) . Źródłem tych zmian była Wielka Rewolucja Francuska z 1789 r., na której nurcie filozoficzno-kulturalnym wyrosły prawa człowieka. Oświecenie dla mnie to niezwykle ciekawa epoka, która na gruncie europejskim i amerykańskim dała początek wielkiej modernizacji życia społecznego, zadecydowała o politycznym wyniesieniu mieszczaństwa, zaproponowała trójpodział władz i w efekcie konstytucjonalizm. W Polsce nie zdążyliśmy na tym polu dokonać zbyt wiele, największymi osiągnięciami polskiego Oświecenia była Komisja Edukacji Narodowej oraz Konstytucja 3 Maja. Ten państwowotwórczy proces przerwały zabory. Polska nie przeszła więc przez tę epokę ( a trwała ona ponad sto lat) jako państwo suwerenne. Uważam, że płacimy za to do dziś, ponieważ w Polsce kościół hierarchiczny zachowuje się dziś tak, jakby Oświecenia w naszej historii nie było i co widać gołym okiem – powiela feudalny model funkcjonowania.
Uważamy się nie tylko za spadkobierców ideologii polskiego Oświecenia, ale i polskiego ruchu laickiego, który wśród inteligencji polskiej pojawił się w zaborze rosyjskim jako pokłosie rewolucji z 1905r. Mam tu na myśli Stowarzyszenie Wolnomyślicieli Polskich, powstałe w Warszawie w 1907 r. z udziałem Aleksandra Świętochowskiego i Ludwika Krzywickiego, które car w dwa lata później pospiesznie zlikwidował. W II Rzeczypospolitej wolnomyślicielom polskim (m.in. Tadeuszowi Boy – Żeleńskiemu, Romualdowi Minkiewiczowi, Tadeuszowi Kotarbińskiemu) wiodło się równie kiepsko, jak za cara. W 1920 r. reaktywowano zakazane przez cara Stowarzyszenie Wolnomyślicieli Polskich, ale w warunkach dominacji religii rzymskokatolickiej i niskiego poziomu wykształcenia ludności trudno było się przebić do przestrzeni publicznej z takimi hasłami programowymi, jak oddzielenie kościoła od państwa, świecka szkoła, świeckie prawo cywilne (śluby i rozwody), świeckie pogrzeby, walkę z katolickim klerykalizmem, wolność sumienia i wyznania, tolerancja religijna, wolność od przesądów. Pod naciskiem kręgów kościelnych w 1938 r. władze administracyjne rozwiązały Stowarzyszenie Wolnomyślicieli Polskich. Po II wojnie światowej stalinizm również nie akceptował ruchów wolnomyślicielskich w jakiejkolwiek postaci. Nurt ten zaczął się odradzać dopiero po październiku 56. Na gruncie wytyczonym przez koncepcję polskiej drogi do socjalizmu powstały w 1957 r. dwie organizacje społeczne: Towarzystwo Szkoły Świeckiej oraz Stowarzyszenie Ateistów i Wolnomyślicieli. Ich głównym zadaniem było aktywne upowszechnianie w społeczeństwie polskim kultury laickiej i etyki świeckiej. Obie organizacje połączyły swe starania, tworząc w 1969 r. Towarzystwo Krzewienia Kultury Świeckiej. U progu lat 90. organizacja ta sformułowała na nowo swoją nazwę i cele programowe. Jednakże u źródeł dzisiejszego Towarzystwa Kultury Świeckiej im. Tadeusza Kotarbińskiego leży dorobek wszystkich naszych poprzedników. W warunkach zmian ustrojowych za wartości nadrzędne deklarujemy zasadę neutralności światopoglądowej państwa – świeckiego, prawnego i demokratycznego, sprzeciw wobec wszelkich przejawów dyskryminacji, wobec postaw rasizmu, ksenofobii i różnych form fanatyzmu, potrzebę krzewienia idei tolerancji, równości wobec prawa, wolności sumienia i wyznania oraz etyki niezależnej od wpływów i przemocy religijnej.
Na polskiej kulturze, mentalności, nawykach, na polityce i życiu społecznym od stuleci ciąży katolicyzm. Dla jednych zbitka „Polak-katolik” i sformułowania typu „Tylko pod tym krzyżem, tylko pod tym znakiem…”, to powód do dumy, dla innych to przekleństwo, utrudniające modernizację Polski. Kościół katolicki nadal wywiera silny wpływ na życie społeczne i polityczne w Polsce w stopniu nieznanym już w Europie. Czy sądzi Pani, że procesy laicyzacyjne jednak postępują w stopniu zadowalającym przeciwników katolickiego modelu Polski? Jak ocenia Pani poziom i tempo tych procesów?
Opór różnych środowisk antyklerykalnych , który po 89. nigdy nie przybrał wymiaru masowego, na niewiele się zdał, ponieważ naprzeciw nich stał wzajemnie uwarunkowany polityczny interes silnych. Dziś mamy nowe doświadczenia na linii państwo-Kościół, które każą się zastanowić nad rewizją podstaw prawnych funkcjonowania Kościoła rzymskokatolickiego, łącznie z wypowiedzeniem konkordatu. Kościół stracił swój autorytet moralny na skutek materialnej zachłanności (patrz historia działania Komisji Majątkowej), wspierania narodowo-radykalnej prawicy, licznych przypadków pedofilii, pijaństwa, nadużyć na tle seksualnym wśród księży, głuchego milczenia kościoła w kwestii porażającej liczby dzieciobójstw, jako skutku niechcianych ciąż. Polska wyróżnia się w Europie ilością martwych noworodków, znajdowanych w śmieciach, w stawach, w krzakach i umierających niemowląt w szpitalach, przywiezionych po skatowaniu ich przez „opiekunów”.
Nawet środowisko „Gazety Wyborczej”, które latami budowało swą pozycję na wspieraniu uprzywilejowywania kościoła pod względem faktycznym i prawnym, dziś rewiduje swoje wcześniejsze stanowisko. Na łamach tej gazety znajdujemy wypowiedzi o toksycznym romansie kościoła z państwem oraz przyczynieniu się polskich biskupów do erozji podstawowych składników demokratycznego społeczeństwa. Święta racja, tylko dlaczego tak późno…?
W maju 1989 roku, w 300 rocznicę męczeńskiej śmierci polskiego ateisty Kazimierza Łyszczyńskiego pojawił się na chwilę i zgasł pomysł uczczenia jego pamięci pomnikiem lub przynajmniej skromną tablicą. Czy nie warto powrócić do tego pomysłu w obliczu przyszłorocznej 330 rocznicy jego śmierci z ręki kata na Rynku Starego Miasta w Warszawie?
Mam świadomość, że to postać z odległej historii, ale prawica ideologiczna nie waha się stawiać pomników swoim jeszcze starszym „świętym” i to ona, a nie laicka lewica, wygrywa w Polsce walkę o pamięć historyczną…
Stąd każdy rodzaj aktywności, nawet ten najbardziej niszowy, jest w tej sytuacji niezwykle cenny.
Wróćmy do TKŚ, którego prezesurę Pani objęła. Co chciałaby Pani zachować a co zmienić w jego działalności. Z kim zamierza Pani współpracować, w jakim kierunku podążać, jakie formy aktywności Pani preferuje?
Oczywiście, musimy zastanowić się, jak znaleźć nowe ścieżki dotarcia do sympatyków i zwolenników walki o świeckie państwo prawne i pluralizm, a przeciwstawiać się religijnemu fundamentalizmowi i zagrożeniu państwem wyznaniowym. Przyzna Pan, że przy niezwykle skromnych środkach, jakimi w obecnych okolicznościach dysponujemy możliwości są ograniczone, ale we współpracy z innymi organizacjami o podobnym profilu programowym na pewno uda nam się stworzyć koalicję świeckości. Zaangażowania nam nie brakuje.
Dziękuję za rozmowę.