9 grudnia 2024

loader

Krystyna Łybacka (1946-2020)

04.02.2017, Warszawa Posiedzenie Rada Krajowa SLD N/z fot.Witold Rozbicki

Bardzo zasmuciła wiadomość o śmierci Krystyny Łybackiej. Była jasnym punktem na niezbyt czystej mapie politycznych uwikłań, napięć i wszystkiego co źle się z polityką kojarzy. Była przykładem, rzadkim niestety, że w brutalnej walce politycznej można stosować zasady i ich przestrzegać, że są wartości którym trzeba służyć, że są prawdy które warto głosić. Politykę rozumiała wedle greckiego źródłosłowu, jako rozwiązywanie problemów państwa. Zgodnie z myślą Arystotelesa polityka nie była dla Niej celem samym w sobie, a sposobem osiągania dobra wspólnego, pracy nad harmonijnym rozwojem państwa i społeczeństwa.
Mimo mojej niższej rangi (byłem wiceministrem kultury) nigdy nie odczuwałem ze strony Krystyny Łybackiej wyższości, jaką czasem dawało się wyczuć w kontaktach z „pełnymi” ministrami, podkreślającymi swe konstytucyjne umocowanie w rządzie. Mieliśmy stosunkowo częste kontakty, jak choćby przy okazji prac nad przyznaniem kulturze odpisu z zysków totalizatora sportowego. Była to, mało realna jak się początkowo wydawało, inicjatywa ministra Andrzeja Celińskiego, która o dziwo zyskała wsparcie właśnie minister Łybackiej, w której resorcie znajdowały się wówczas sprawy sportu. Rozumiała potrzeby kultury, wręcz tragiczną wówczas naszą sytuację finansową, potrafiła podjąć decyzję o odstąpieniu nam części środków. Była wrażliwa na sprawy kultury, tak jak spora część umysłów ścisłych była otwarta na sztukę, literaturę, problemy środowisk twórczych.
Po nagłej śmierci Andrzeja Urbańczyka – żelaznego kandydata SLD na fotel ministra kultury, nie było początkowo pomysłu kto mógłby go zastąpić. Pojawiła się wówczas koncepcja połączenia resortu edukacji i kultury z Krystyną Łybacką jako szefową potężnego projektowanego nowego resortu. Po latach powiedziała mi, że chciała wówczas bym kierował pionem kultury jako jej zastępca w randze sekretarza stanu… Sprawy potoczyły się inaczej, kultura ostała się samodzielna początkowo z ministrem Celińskim, a sport połączono z edukacją.
Jesienią 2003 roku prowadzona była bardzo intensywna kampania unijna przed przygotowywanym referendum. Uczestniczyłem w wielu wyjazdach, w różne strony kraju w różnych zespołach, z wieloma ministrami. Najsympatyczniej wspominam wyjazd w zielonogórskie i gorzowskie. Szefową grupy była minister Krystyna Łybacka. W wolnych chwilach rozmawialiśmy o książkach, o Jej zainteresowaniu humanistyką, historią. W jednym z ostatnich dni mego urzędowania w ministerstwie kultury otrzymałem prośbę o pomoc podpisaną przez dyrektor szkoły podstawowej w Janczowej na Sądecczyźnie. Chodziło o środki na remont szkoły, a dokładnie brakowało pieniędzy na wymianę dachu. Ówczesna dyrektor szkoły pani Maria Kogut (kilka tygodni temu wybrana Sądeczanką Roku) przypominała mi w piśmie o moich, sięgających XIX wieku, rodzinnych związkach z tą wsią. Mimo iż już odszedłem z resortu, postanowiłem dopomóc. Poprosiłem Krystynę Łybacką o spotkanie, przedstawiłem problem.
Usłyszałem bardzo szczerą odpowiedź. „Tworzony jest nowy rząd, nie ma w nim miejsca dla mnie i moi współpracownicy już o tym wiedzą, obawiam się że moją prośbę zlekceważą, że już nie pomożemy tej szkole.” Jednak poprosiła o pozostawienie kopii dokumentu; kilkanaście dni później prezydent Aleksander Kwaśniewski wręczył nominacje nowemu składowi rady ministrów, nie było w nim już Krystyny. Uznałem, że sprawy szkoły w Janczowej nie udało się załatwić. Kila lat później otrzymałem pocztą zaproszenie na spotkanie z uczniami i ich rodzicami do szkoły w Janczowej. Zadzwoniłem do pani dyrektor układając sobie wcześniej jak wytłumaczę się z niezrealizowania jej prośby. Pani dyrektor nie dała mi jednak dojść do słowa, opowiedziała na jaką to doroczną uroczystość mnie zaprasza i zakończyła słowami: „Przecież musi pan przyjechać, musi pan zobaczyć jak nasza szkoła wygląda po remoncie, z dachem który mamy dzięki panu. Pomyślałem od razu o niezawodnej Krystynie Łybackiej, która mimo zamykania swych spraw w resorcie, niełatwych procedur opuszczania stanowiska, co na pewno nie sprzyjało ani dobremu nastrojowi, ani pamiętaniu o licznych prośbach z różnych stron, jednak moją prośbę dotyczącą szkoły na sądeckiej wsi potraktowała jako sprawę ważną, do załatwienia. Rzetelna, słowna, odpowiedzialna…
Wielokrotnie bywając później w Poznaniu spotkałem się z Krystyną choćby na krótką rozmowę. Ceniłem Jej ocenę aktualiów, byłem ciekaw Jej prognoz, dzieliłem troskę o przyszłość kraju, o perspektywy lewicy. Nie zapomnę, że jako jedna z dwójki posłów (drugim był Tadeusz Iwiński) mocno i z przekonaniem zaangażowała się w 2015 roku w obronę Państwowego Instytutu Wydawniczego, walcząc logiką wypowiedzi i jasnością argumentów z niezrozumiałym, opartym na fałszywych przesłankach, wspólnym projektem resortu skarbu i kultury (sic!) likwidacji tego zasłużonego wydawnictwa.
Zależało mi by w marcu tego roku Krystyna Łybacka uczestniczyła w Poznańskim spotkaniu wokół opracowanych przeze mnie wspomnień mojej babci Zofii Skąpskiej „Dziwne jest serce kobiece”. Zależało mi by mogła tę książkę przeczytać. Niestety nie odebrała telefonu, nie odpisała na SMS. Zapewne już chorowała.
Odeszła Wielka Dama polskiej polityki, dystyngowana, wyważona, wzór elegancji, dobrych manier… Wzór tak dziś potrzebny, a tak nieprzystający do współczesnych obyczajów. Właśnie dlatego już teraz tak bardzo Jej brakuje.

Tadeusz Jasiński

Poprzedni

Nie zwalniać urzędników!

Następny

Pocztyliada

Zostaw komentarz