10 grudnia 2024

loader

Lenistwo suwerena

Zupełnie przypadkowo znalazłem się w ostatnich dniach w kilkunastoosobowym towarzystwie, w dużej sali dającej możliwość zachowania obowiązujących, dwumetrowych odstępów i ubranym w twarzowe maski. Maski były wprawdzie odchylane lub zdejmowane, w sposób pozwalający posiadaczom na konsumpcję, głównie napojów o znacznej zawartości alkoholu.

Z niemal wszystkimi uczestnikami tego spotkania przeprowadziłem krótkie rozmowy na tematy polityczno – społeczne, Chytrze i niegrzecznie naprowadzałem je na uzyskanie informacji o ich poglądach, ocenie sytuacji politycznej i perspektywach jej rozwoju. W sklerotycznej pamięci dokonałem niezbędnych obliczeń i określiłem wynikające z tego „badania” fakty i czekające nas zdarzenia.

Absencja wyborcza

Zebrane towarzystwo miało w swym składzie zarówno przeciwników jak i zwolenników obecnej władzy, która dała im względnie intratne stanowiska i której polityki „naprawiania Polski” nie kwestionują, chociaż nie są nią zachwyceni. Okrągło licząc tych zwolenników było ok. 30%. To dużo, zwłaszcza, jeśli uwzględni się drugą informację – ponad 20% zebranych „raczej” nie uczestniczy w żadnych wyborach i ma „w głębokim poważaniu” wszelkie partie polityczne, rząd i ich problemy. W skali kraju absencja wyborcza bywała najczęściej niemal dwukrotnie większa (ok. 40%) . Moja „próbka nadawcza” wykazywała się więc znacznie większą świadomością obywatelską.

Mimo to usiłowałem zrozumieć bardziej rozmownych przedstawicieli grupy „absencjonistów”, dlaczego nie zamierzają nikogo wybierać i nie przejmują się tym, kto nami rządzi. Nie zadawalały mnie wymijające wyjaśnienia, że „mój głos i tak nie ma znaczenia”, albo „to i tak jest wszystko ustawione”. Zrozumiałem w końcu, że podstawowa przyczyna jest znacznie prostsza i może dlatego, zadziwiająca. Ich to po prostu nie interesuje. Wiedzą, kto jest premierem i prezydentem, – bo bez przerwy widać ich w telewizji. Czasem wysłuchują części ich bajkowych opowiadań, tak dalece niezgodnych z rzeczywistością, w której żyją, że poprawia im to humor. Znają kilka innych nazwisk – jak Suski czy Sasin, – ale nie wiedzą, czym te osoby się zajmują. Wiedzą, że „bardzo ważny” jest Jarosław Kaczyński, ale nie potrafią określić, jakie rzeczywiste funkcje pełni w kierowaniu państwem, i dlaczego niektórzy uważają go za nieomylną wyrocznię.

Dlaczego?

Teoretycznie moi rozmówcy na tej imprezie są zaliczani do inteligencji. Zrozumiałem, że tak bardzo zniechęcili się do tego, co nazywamy polityką, że przestali się nią przejmować. Skoncentrowali się na utrwalaniu lub poprawianiu swojej pozycji społecznej i finansowej. Z dorobku twórców naszego prawa śledzą tylko to, co bezpośrednio ich dotyczy. Z uśmiechem obserwują patriotyczne podrygi władz, manewry wokół starych i nowych pomników, uroczyste obchodzenie słusznych i wątpliwych rocznic, ale traktują to tylko, jako „folklor epoki” i naszą narodową specyfikę.
To grono politycznie wstrzemięźliwych obywateli wywodzących się z wielkich miast, jest wspomagane przez – jak sądzę – znacznie liczniejszą grupę rezydującą na wsiach i w małych miasteczkach. Przy zupełnie innej okazji, czekałem na wizytę u lekarza, w małym, prowincjonalnym szpitalu. Były wygodne ławki i pogodny nastrój dość licznych czekających pacjentów. Siedzące obok mnie w nieprzepisowej odległości dwie miłe pani narzekały na służbę zdrowia, szczepionkowy bałagan i rosnące ceny żywności. Szukały u mnie potwierdzenia, że źle nami rządzą i przy następnych wyborach trzeba „ich” zmienić. Wyjątkowo chyba pójdą na wybory, Ale nie wiedzą, na kogo głosować „żeby było lepiej”.

Powiedziałem, że to zależy, jakie mają poglądy i kto im się „w telewizorze” podoba, jaki ma program, i co dla nich istotnego obiecuje.

No właśnie – powiedziała bardziej elokwentna pani – chyba zagłosujemy na PIS, bo tam jest paru przystojnych facetów, którzy prawie nigdy się nie śmieją, zawsze są w garniturach z krawatami i tak mądrze mówią, że ja nic nie rozumiem. I są z siebie bezgranicznie zadowoleni. To pewnie wiedzą, jak dobrze rządzić, tylko muszą się tego nauczyć.

Ależ proszę pani – zaoponowałem – przecież PIS właśnie rządzi od kilku lat i mówiła pani, że nie jest z tego zadowolona!

To PIS teraz rządzi? Co pan powie? A ja cały czas myślałam, że to jacyś następcy Tuska, albo postkomuniści. To będziemy musiały się zastanowić. Jeśli Tusk będzie na listach, to na niego byśmy zagłosowały. On jest zawsze uśmiechnięty, podobno lubią go w całej Europie i też mówi mądrze, ale przynajmniej tak, że częściowo go rozumiem.

Budzenie aktywności

Oba zdarzenia, które opisałem, są autentyczne. Potwierdziły one prawdziwe badania i opinię, że mamy w Polsce znaczną część suwerennego elektoratu, która jest albo świadomie obojętna, albo wykazuje sporadyczną aktywność, nie kierując się żadnymi przesłankami merytorycznymi. Głosują, bo w ich otoczeniu tak wypada, ale podstawą ich decyzji są głównie wrażenia wizualne. Zagłosuję na X, bo mi się podoba, Przystojny, nie boi się krytykować, ładnie mówi. Jego program?? Nie wiem, nie znam, nawet nie rozumiem, jak taki program ma wyglądać.

Ten zbiornik rezerwy elektoratu jest dość głęboki, bo sięgał – jak już wspomniałem najczęściej 40 %. Jest o co walczyć. Wydaje mi się. jednak, że walczący popełniają istotny błąd. Starają się przekonać nieaktywną część suwerena, mówiąc, co chcieliby zrobić, co usprawnić, co popierać, za co dawać pieniądze i z czym walczyć. Do części opornych wyborców to na pewno dociera. Ale po tych spotkaniach jestem przekonany, że nie do większości. Ta większość na codzień fascynuje się osiągnięciami sportowymi i perypetiami celebrytów. Tym, że zmienili kolor włosów, zmienili partnera czy partnerkę, są w ciąży, kupili nowe oszałamiające mieszkanie, albo bardzo drogi samochód. I byli na urlopach w atrakcyjnych miejscach w kraju i zagranicą, mimo, że przeciętny wyborca siedzi w domu gnębiony przez pandemię.

Nie jestem tym zachwycony, ale nie wpadam w patriotyczne przygnębienie. Taka jest natura społeczeństwa konsumpcyjnego. Podobne zachowania i upodobania występują we wszystkich krajach demokratycznych. Ważne są jednak proporcje. Jeśli absencja wyborcza będzie wynosiła – jak w krajach skandynawskich – mniej niż 20%, i zmniejszy się liczba tych, którzy glosują „na wygląd”, to powinniśmy mieć powody do zadowolenia i dokonywać, bardziej niż ostatnio przemyślanych, wyborów.

Ta nadzieja ma jeszcze jedno istotne źródło. Dzięki brakowi wyobraźni rządzących, ich konserwatywnym poglądom i wymuszonym decyzjom, w ostatnim roku mieliśmy (i nadal mamy) gwałtowne ożywienie młodszych pokoleń. Młodzież znacznie lepiej rozumie obecną sytuację społeczną, mniej ulega klerykalno konserwatywnym naciskom, w większości plasuje się w tej części suwerena, która wie, kto i jak rządzi. Uderzono ją w kilka bolesnych miejsc. Źle reorganizowano edukację, klerykalizuje się programy nauczania, bezsensownie utrudnia się antykoncepcję i radykalnie ogranicza możliwość aborcji, w nieudolnie próbuje się realizować program mieszkaniowy. A także spowodowano powszechne zniesmaczenie atakami na sądownictwo, których żenującym przykładem jest ambicjonalny chaos prawny, wywołany „sprawą” sędziego Igora Tuleyi.

Sądzę, że ich radykalnie wzmożoną aktywność zobaczymy na wiosnę. W znakomitej większości będą się domagać zmiany ekip rządzących i stylu rządzenia. Oraz wielu wprowadzanych ostatnio rozwiązań prawnych. Mogą się też przechylać bardziej w stronę lewicy. I w niej też powinni znaleźć oparcie.

Tadeusz Wojciechowski

Poprzedni

Wizja człowieka i jego przyszłość w świetle najnowszej publikacji profesor Marii Szyszkowskiej

Następny

Lewica idzie w lewo!

Zostaw komentarz