Parlamentarna Lewica zaapelowała do szefa rządu i tych członków jego gabinetu, których dotyczy raport NIK w sprawie wyborów korespondencyjnych, by zachowali się honorowo i poparli pomysł zbadania całej historii niedoszłego głosowania przez komisję śledczą.
– Jeśli nie mają sobie nic do zarzucenia – niech poprą powstanie komisji i niech staną przed nią i wyjaśnią wszystkie kwestie – powiedziała wiceszefowa klubu Lewicy Beata Maciejewska o Mateuszu Morawieckim i innych politykach, których sprawa dotyczy. Przypomnijmy, że NIK skierowała do prokuratury zawiadomienia o podejrzeniu popełnienia przestępstwa także przez szefa KPRM Michała Dworczyka, ministra aktywów państwowych Jacka Sasina oraz Mariusza Kamińskiego, ministra spraw wewnętrznych.
Wniosek już złożony
Projekt uchwały w sprawie powołania sejmowej komisji śledczej w sprawie nieprawidłowości ujawnionych przez NIK, związanych z organizacją wyborów prezydenckich w trybie korespondencyjnym, trafił już do marszałek Sejmu. Poinformował o tym na konferencji prasowej Wiesław Szczepański, poseł Lewicy, prosząc zarazem innych parlamentarzystów o poparcie swojego klubu w tej sprawie. Projekt Lewicy przewiduje, że w komisji znalazłoby się 9 parlamentarzystów, przedstawicieli wszystkich klubów.
PiS, jak można było się domyślić, jest jednak przeciw.
– Ten wniosek nie ma jakichkolwiek szans powodzenia, jeżeli chodzi o Sejm, bo też nie ma powodów, aby powoływać jakiekolwiek komisje śledcze – oświadczył w rozmowie z PAP przewodniczący sejmowej komisji sprawiedliwości, poseł PiS Marek Ast.
W mediach wtórował mu Piotr Müller, rzecznik rządu. Przekonywał, że przeciwnicy PiS bezpodstawnie zarzucają prokuraturze upolitycznienie i sugerują, że tylko poselskie gremium mogłoby dociec prawdy o niedoszłych wyborach. To komisja, złożona z polityków, byłaby nierzetelna, sugerował rzecznk.
Wiele ekspertyz prawnych
Rząd już wcześniej odpowiedział Marianowi Banasiowi na jego obwieszczenie o złożonych zawiadomieniach. Centrum Informacyjne Rządu oświadczyło, że „wszystkie decyzje o rozpoczęciu technicznych przygotowań do głosowania korespondencyjnego w wyborach prezydenckich były zgodne z prawem”, powołując się na „wiele ekspertyz prawnych”. Podniesiono, że premier i szef KPRM Michał Dworczyk kierowali się literą konstytucji.
– Jeżeli mówimy o transparentności i przejrzystości życia publicznego najważniejszego aktu demokratycznego w naszym kraju – to ta sprawa musi być wyjaśniona. Nie może tak być, że najwyższy funkcjonariusz publiczny w kraju wyrzucał w błoto 130 mln złotych i, twierdził, iż działał zgodnie z prawem -podsumował sytuację Tomasz Trela z Lewicy.