Nie ma już czegoś takiego jak „jedność narodowa”, „społeczna”, „moralno-polityczna”.
Jest pustoszejący gościniec, z którego wędrowcy pośpiesznie rozchodzą się drogami we wszystkie strony świata.
Ale nie do końca…
Gdy zwolennicy i przeciwnicy – wyliczę – WOŚP-u, PiS-u i POKO, ks. Jankowskiego i 500+, Izraela i obecności armii amerykańskiej, która właśnie zajmuje miejsce radzieckiej… etc,– przez pomyłkę lub roztargnienie zejdą z zapalnych tematów i zaczną rozprawiać o… kotach, pieskach, jeżach, dzikach, świnkach, żurawiach i żubrach, natychmiast ulatuje z nich wszelka złość.
I stają się tymi, którymi zapewne większość z nas jest: Trochę pogubionymi, ale dobrymi i życzliwymi w gruncie rzeczy ludźmi, którym przyszło żyć obok siebie w ładnym kraju między Bałtykiem a Tatrami.
Może zatem powinniśmy zamieszkać w zwierzęcych rezerwatach?
Albo – na początek – w jakimś ZOO?