Poskarżył się we Wrocławiu prezes Kaczyński, że polskojęzyczne media są chętniej słuchane niż te prawdziwe, polskie, nadzorowane przez PiS. …Tych niedobrych i siejących nieprawdę jest więcej, choć jest z naszymi (rządowymi) coraz lepiej…. Jednak prezes często, tak i w tym przypadku, oszczędnie gospodaruje prawdą. Dawna telewizja publiczna dysponuje kilkoma, szeroko dostępnymi kanałami. Publiczne radio emituje kilka programów ogólnopolskich i do tego 17 programów regionalnych. Media te zasilane są miliardami z publicznej kasy, bo obywatele nie chcą płacić abonamentu. Przypomnę, że z abonamentu nie korzystają stacje prywatne.
Przed kamerami i mikrofonami zasiadają wyselekcjonowani dziennikarze i funkcjonariusze PiS-owskiej propagandy. Na zapleczu czujni cenzorzy decydują o czym ma być mowa. Mimo tych zabiegów słuchalność i oglądalność mediów publicznych bardzo spada, szczególnie stacji radiowych. TVP nadrabia te spadki transmisjami sportowymi i sylwestrami w Zakopanem.
Prawicowe gazety zasilane są setkami milionów złotych ze spółek skarbu państwa. Bez tego błyskawiczne zakończyłyby swój żywot. Zamieszczane tam reklamy to dla spółek wyrzucanie pieniędzy w błoto, ale z tego żyją redakcje. Owe gazety są mocno eksponowane w kioskach i sklepach lub stacjach benzynowych. Tymczasem odnotowują one gwałtowny spadek sprzedaży. Zatem media prezesa Kaczyńskiego mają zdecydowaną liczebną przewagę w eterze. Piszę oczywiście o programach produkowanych i emitowanych w kraju. Jednak niewdzięczni obywatele biorą swoje 500+, a oglądać i słuchać rządowych mediów nie chcą. Wolą te polskojęzyczne. I to bardzo boli prezesa.