mamiono różnymi wyobrażeniami i niemożliwymi do spełnienia obietnicami, a za naiwność bądź indolencję jej rządzących ekip oraz interesy miejscowych oligarchów i zachodnich biznesmenów cały naród i państwo płacą nadal cenę nie tylko krwi.
To już czwarta moja wypowiedź o aktualnych ukraińskich sprawach – żałuję tylko, że wszystko o czym wcześniej pisałem okazało się w swoim najgorszym obrazie. Na Ukrainie nieograniczony kłąb nierozwiązanych wewnętrznych problemów i międzynarodowych odniesień oraz ułudne wyobrażenia o reakcji atlantyckiego świata doprowadziły do sytuacji, że w obliczu wojny realnie została sama. „Rodzi się zatem pytanie – pisał Bohdan Piętka w „Przeglądzie” (21-27.03.2022) – po co Zachód od 2014 r. przeciągał Ukrainę na swoją stronę, przyśpieszając w niej prozachodnie procesy polityczne i narażając ją tym samym na odwet Rosji, skoro teraz, w obliczu rosyjskiej agresji, zostawia Ukraińców samych.” W tym tytule amerykański politolog prof. John Mearsheimer tłumaczy, dlaczego Zachód jest głównie odpowiedzialny za kryzys na Ukrainie.
Dziś nikt, poza Ukraińcami, za Kijów umierać nie chce, bo nikt nie chce III światowej wojny.
Nie ma żadnych wątpliwości,
że ta wojna, jak każda inna z licznych, które toczyły się i wcześniej, i już w XXI wieku, jest wydarzeniem koszmarnym, upiornym, wstrząsającym, straszliwym, odpychającym i nieludzkim. Ginie w nich i cierpi przede wszystkim ludność cywilna wraz ze swoimi marzeniami i nadzieją na normalne życie. Mam tu oczywiście na względzie ofiary, przerażonych ukraińskich uchodźców szukających schronienia i…chwała tym Polakom, którzy niosą im pomoc. Jakże znamienne są tu słowa Konstantego Geberta: „Podpisana w 1948 r. konwencja dotycząca ludobójstwu dzisiaj nie miałaby cienia szansy na przyjęcie przez ONZ, bo znakomita większość państw członkowskich ma ludobójcze karty w swojej historii lub teraźniejszości” (Newsweek 21-28.03.2022). A żołnierze, co by o każdych najlepszego powiedzieć, stają się mięsem armatnim.
Światowe mocarstwa
tak zawsze postępowały – nie zdejmując odpowiedzialności z Rosji za agresję – że jeżeli nie mogły osiągnąć planowanych celów innymi metodami, decydowały się na militarne ich rozwiązanie. Zawsze znajdzie się nie tylko jej istotny powód – rzeczywisty czy urojony – i odpowiednie jego propagandowe uzasadnienie. Nie powtarzając wcześniejszych, pisanych także przez innych analiz przyczyn tego konfliktu, rodzą się dwa elementarne pytania: dlaczego jeszcze trwa ta wojna oraz kiedy i jak się zakończy ?
Na te pytania
nie odpowiedziała wizyta prezydenta Joe Bidena w Polsce, w ogóle nie pojawiła się kwestia pokoju na Ukrainie. Obfitowała w wydarzenia i powtarzanie deklaracji obrony krajów wschodniej flanki NATO, ale poza już znanymi sankcjami, zobowiązaniem pomocy Ukrainie w wojskowym sprzęcie i humanitarnych środkach, niczego nowego nie przyniosła.
Prezydent mówił także o Ukrainie : „Stoimy z Wami, kropka !” i o długiej drodze jaka nas czeka. A propos tych słów napisał jeden z internautów: „Rosja w tej wojnie wykrwawi się do ostatniego ukraińskiego żołnierza”, a ja dodaję za innymi, że właśnie rozpoczęła się II zimna wojna.
Fragment dotyczący Putina : „Na litość boską, ten człowiek nie może pozostać u władzy”, szybko później przez urzędników Białego Domu reinterpretowany, przypomina nie tak dawne czasy, w których prezydenci USA podejmowali podobne wojenne lub spiskowe decyzje, oczywiście nie będące żadną agresją w imię interesów Stanów Zjednoczonych, a obroną demokracji na całym świecie.
Wystąpienie prezydenta USA skierowane do Polaków stało się przede wszystkim przekazem adresowanym do amerykańskiej i światowej opinii publicznej. Jego waga, mimo licznych zapowiedzi, daleka była od historycznych wystąpień prezydentów Kennedy’ego czy Regana w Niemczech. Wydaje się, że znaczenie tej wizyty wyraziło się najpełniej w tajnym spotkaniu delegacji amerykańskiej i ukraińskiej, podczas którego zapewne omawiano scenariusze dalszych wydarzeń i dostaw broni (jej łączna wartość przez lata wyraża się już zapewne w wielu dziesiątkach miliardach dolarów) oraz konsultowania warunki zakończenia wojny postawione przez Rosję w sześciu ultymatywnych punktach (pisał o tym „Financial Times”, ale „Trybuna” była pierwsza, a polskie mass-media zakochane w trwającej pożodze tym tematem nie były zainteresowane).
Zobowiązania Zachodu dotyczące kolejnych dostaw broni nie znamionują szybkiego końca konfliktu, a informacje ukraińskiego wywiadu, że Rosjanie są gotowi zakończyć tzw. operację specjalną przed tradycyjnie i świątecznie obchodzonym Dniem Zwycięstwa 9 maja tylko pozornie wydają się logiczne.
Wojna trwa nadal,
jedni twierdzą że agresja na Ukrainę to wojna zastępcza Rosji z NATO, inni, że USA z Rosją bo nadarzyła się szczególna dobra okazja. Portal Defence 24 donosi „Pentagon spieszy się z zastąpieniem tysięcy pocisków Javelin i Stinger wyprodukowanych w USA, pobranych z europejskich i amerykańskich zapasów do użytku na Ukrainie. Wielomiliardowy wysiłek wciąż czeka wojsko i przemysł obronny, aby dowiedzieć się, jak szybko zwiększyć produkcję sprzętu.”
Radosław Sikorski mówił: „Wcześniej czy później stałe bazy US Army pojawią się w Polsce, bo ta wojna potrwa nie tygodnie czy miesiące, ale lata.” Gen. Koziej: „pełne wsparcie wojskowe dla Ukrainy jest za małe”. Amerykański, wybitny ekspert wojskowy Michael Kofman twierdził na POLITICO, że „gdy dojdzie na Ukrainie do wojny na wyniszczenie to sprowadzi się ona do wyniszczenia zasobów ludzkich i materiałowych, a Rosja dysponuje jednym i drugim. Pod tym względem perspektywy Ukrainy są dla mnie dużo mniej optymistyczne.” . Ktoś napisał „Jak na razie obie wojujące strony mają darmowy poligon z testowaniem nowych rodzajów broni, co umyka uwadze wszystkich.” Dodać chyba należy, że również odnosi sukcesy nie tylko amerykański kompleks przemysłowo-militarny.
Prezydent Załenski ciągle apelując o wsparcie, o artylerię, czołgi i samoloty, o większe i skuteczniejsze sankcje na Rosję, mówi „Walczymy jak możemy”. Ale jak długo, jakim kosztem i z jakim skutkiem ?
Tej wojny, jak wielu innych,
mogło nie być – pisałem o tym odwołując się do doświadczeń i sytuacji Finlandii, która i w obecnych czasach nie chce wstępować do NATO wyżej ceniąc sobie neutralność. Tragicznym paradoksem obecnej sytuacji jest fakt, że dopiero pod wpływem rosyjskiego ultimatum władze Ukrainy zaczęły mówić o jej neutralności. Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski powiedział 15 marca 2022 r., że należy uznać fakt, że kraj nie zostanie członkiem NATO. Według niego, Kijów potrzebuje nowych formatów interakcji z krajami zachodnimi i odrębnych gwarancji bezpieczeństwa. I jeszcze: „to normalny kompromis, kompromis dla wszystkich: dla Zachodu, który nie wie, co z nami zrobić w sprawie NATO, dla Ukrainy, która chce gwarancji bezpieczeństwa, i dla Rosji, która nie chce rozszerzenia NATO” (Onet).
Nic jednak nie jest przesądzone,
gdyż jak powiedział Andrij Jermak – najbliższy współpracownik prezydenta – „Nie będziemy usatysfakcjonowani żadną konfiguracją, która zagraża suwerenności i terytorialnej integralności Ukrainy. Nie zadowoli nas kompromis na rosyjskich warunkach.”
Zełenski w rozmowie z rosyjskimi dziennikarzami, stwierdził: „Chcę zakończyć tę wojnę, nie chcę setek czy tysięcy zabitych. Dlatego nie rozważałem ataku na Donbas ani na Krym. Bo doskonale rozumiem, że to oznaczałoby śmierć tysięcy naszych ludzi. I taka byłaby cena tych terytoriów, nawet w przypadku wygranej…Ukraina jest gotowa przystać na jeden z najważniejszych warunków postawionych przez rosyjską stronę, a konkretnie gwarancje bezpieczeństwa i neutralność oraz status naszego państwa jako wolnego od broni jądrowej. Pod kilkoma warunkami; pierwszym z nich jest wyprowadzenie przez Rosję wojsk z Ukrainy, drugim – referendum, w którym decydować będą Ukraińcy, trzecim – ewentualna zmiana konstytucji” („GW” – 29.03.2022).
Nie sądzę aby te warunki, w których jest kilka kruczków, zostały przez Rosję przyjęte, negocjacje w Stambule zostały przerwane, a więc wojna będzie trwać dalej.
Jeffrey D. Sachs twierdzi, że „Kompromis dyplomatyczny z pewnością nie wpisuje się w aktualne nastroje. Cały świat jest zbulwersowany perfidią Rosji i poruszony heroicznym oporem ukraińskiego narodu. Jednak przetrwanie Ukrainy (a być może nawet całego świata) będzie koniec końców zależało od zwycięstwa roztropności nad prawością i męstwem.”
Rodzi się pytanie czy bohaterska ukraińska obrona i -tysiące zabitych oraz zniszczony kraj warte są dalszego jej prowadzenia do wątpliwego zwycięstwa. Takie dylematy wielokrotnie w Polsce przerabialiśmy, teraz rozstrzygnąć musi je Ukraina.
Nasze reakcje na tę wojnę,
poza wspaniałymi odniesieniami do ukraińskich uchodźców, których nawet nie spodziewaliśmy się sami, są szczególne.
Bliskość i tragizm konfliktu powoduje, że wojna jawi się nam zupełnie inaczej niż te inne na świecie, które niosły przecież równie wiele cierpienia. To już nie jest ani komputerowa strzelanka, ani też defiladowe pokazy naszego wojska. Wyśmiewane w swoim czasie szkolne przysposobienie obronne, oprotestowywane przez NZS studia wojskowe na wyższych uczelniach, radość z zawodowej armii bez poboru odchodzą w przeszłość.
Jednocześnie okazało się, że zbyt wielu doskonale zna się na sztuce wojennej, międzynarodowych relacjach i towarzyszącemu im prawa oraz zwalczaniu rosyjskiej agentury w postaci jakiegoś Gogola czy Dostojewskiego – od prezesa Kaczyńskiego przez bojowo nastawionych generałów, naukowców i pono ekspertów. Aż żal wymieniać te osoby, skądinąd mądre i sympatyczne, które koniecznie musiały do tej materii swoje trzy hrywny dorzucić.
Wojenny walec propagandowy nie tylko TVP-TVN, mielący umysły Polaków i straszący rosyjską agresją i nas, i Europę, doszedł już do absurdu służalczej prezentacji schodów do drzwi Air Force One oraz przemieszczających się kolumn z prezydentem Stanów Zjednoczonych. Nikt przy tej okazji nie odważył się powiedzieć – napisać, że deklarowane przez USA przyjęcie 100 tysięcy uchodźców stanowi zaledwie 0,03 % amerykańskiej populacji, a u nas ponad 2 %.
W Polsce nikt nie chce
budować muru na granicy z Ukrainą (i dobrze !), choć miliony uchodźców tamtędy przechodzą; taki powstaje z Białorusią, bo tysiące uchodźców, co prawda zachęcanych i zmuszanych przez Łukaszenkę, nie zostały pokrzywdzone przez Rosję, a tylko wskutek pokojowych misji USA w Afganistanie, Syrii i Iraku.