Spotkanie prezydentów Putina i Trumpa w Helsinkach ma duże znaczenie, także dla Polski.
Odbywać się ono będzie z nową globalizacją w tle. Jesteśmy w trakcie II zimnej wojny, która, jak widać zmierza ku końcowi, świat bowiem nie może dziś bez poważniejszych rozstrzygnięć posprzątać po neoliberalizmie i ruszyć do przodu. Celem jest zmniejszenie ryzyka kryzysu finansowego, który trwa od 2007 roku i grozi jeszcze poważniejszymi konsekwencjami, niż w swojej I fazie.
Celem jest także zmniejszenie zagrożeń wynikających z chwilowego braku równowagi strategicznej na obecnym poziomie technologii militarnych. Świadczą o tym liczne konflikty regionalne.
Generalne przesłanie dla współpracy pomiędzy mocarstwami określone zostało m.in. na początku lipca 2018 roku podczas konferencji wpływowego think tanku niemiecko-amerykańskiego – Instytutu Schillera, jako poszukiwanie „Nowego Paradygmatu” dla relacji globalnych. Mówi się tam również o postępowaniu procesu przechodzenia relacji międzynarodowych w kierunku multilateralizmu, a więc kształtowania układu wielobiegunowego, który zastępuje tymczasowy układ stworzony po 1989 roku po upadku ZSRR i wyraźnej w ostatnich latach dominacji globalnej USA.
Sądząc po sygnałach, jakie pojawiają się przed spotkaniem Putin-Tramp, realizowana dziś m.in. przez Polskę strategia „wszystko kosztem Rosji” nie zakończyła się powodzeniem, bilans jest raczej niekorzystny. Helsińskie spotkanie, jeśli zakończyć ma się sukcesem, musi mieć charakter partnerski i ustanowić porządek międzynarodowy na kilka dekad. Pomniejsza to niewątpliwie znaczenie W. Brytanii i Niemiec, stąd sygnalizowane duże zdenerwowanie zarówno w Londynie, jak i w Berlinie.
Nie wiadomo, czy planowane porozumienie można będzie przyrównywać do ustaleń w Jałcie w 1945 roku, ale tej próby porozumienia lekceważyć się nie da. Trzeba zwrócić uwagę, że miejsce i symbolika tego spotkania, nawiązują do idei i treści Aktu Końcowego KBWE z sierpnia 1975 roku, zwanego Wielką Kartą Pokoju.
Prezydent Donald Trump, mimo dość powszechnej krytyki w gronie m.in. sojuszników, co do nieprzewidywalności jego postępowania, jest jak widać, dość konsekwentny w realizacji kilku celów strategicznych: wewnętrznego odrodzenia USA po wieloletniej zapaści będącej skutkiem praktyk neoliberalnych, ułożenia relacji międzynarodowych zgodnych z nowym układem sił z Rosją (równowaga militarna) i z Chinami (równowaga gospodarcza).
Jeśli powodzeniem zakończą się te działania, świat będzie bez wątpienia bezpieczniejszy. Będzie to również rzutować na sytuację Polski.
Polska bowiem od XVI wieku, kiedy przestała być główną potęgą ówczesnej Europy, uzależniona jest od interesów innych graczy globalnych i regionalnych. Jest przeciągana ze Wschodu na Zachód i odwrotnie.
Położona pomiędzy dwiema współczesnymi potęgami – Niemcami i Rosją musi liczyć się z międzynarodowym układem sił i wspierać tworzenie stanu równowagi a nie konfliktu, co ma swoje ogromne znaczenie po doświadczeniach dwóch wojen światowych w XX wieku. O ich konsekwencjach dla Polski przypominać nie trzeba.
Nasza polska polityka realizowana w okresie III RP, po roku 1990, jest pełna zawirowań i niekonsekwencji.
Oparta jest o niespójne wizje strategiczne kolejnych koalicji rządzących, przywiązanych do sprzecznych często interesów międzynarodowych. Nie udało się, mimo stałych punktów i sojuszy opartych o uczestnictwo w Unii Europejskiej i NATO, ustalić obszaru spraw stanowiących istotę naszego interesu narodowego i racji stanu. Socjaliści zwracali na to uwagę kilkakrotnie po roku 1990. Dotyczy to także spuścizny historycznej, gdzie w najlepsze trwa spór o ideowy charakter odzyskanej 100 lat temu niepodległości i rolę Polski Ludowej w dokonaniu skoku cywilizacyjnego w okresie 45 lat jej istnienia. Elementy te są przedmiotem przetargów i wewnętrznej walki politycznej, która nie przynosi pozytywnych skutków nikomu, poza naszymi wrogami.
Spotkanie prezydentów Putina i Trampa w Helsinkach powinno być brane poważnie pod uwagę przez rządzącą w Polsce koalicję prawicową. Dotychczas jej polityka międzynarodowa, regionalna i wewnętrzna nastawiona jest na budowę „kordonu sanitarnego” na wschodniej granicy, ostrożności na granicy zachodniej i składania „aktu oddania” w Waszyngtonie. Można rozumieć, że jest czas oczekiwania i pytań, ale nadchodzi też czas realnych odpowiedzi.
Można zastanawiać się, czy jesteśmy gotowi, jako Polska, do generalnego przewartościowania swojej polityki międzynarodowej i w jej konsekwencji wewnętrznej, w związku z przewidywaną i możliwą dynamiką zmian w naszej strefie cywilizacyjnej, do której wchodziliśmy z wielu pytaniami, ale nie na kolanach?