30 listopada 2024

loader

O magii liczb

Byłem wczoraj z dzieckiem w parku rozrywki niedaleko Puław. Śladu koronawirusa nie stwierdziłem. Lud i dziatwa bawili się w najlepsze. Wyjechałem z Warszawy drogą na południe. Tankowałem auto w Kozienicach. Dowiedziałem się wieczorem, że w Polsce stwierdzono tego dnia największą jak dotąd liczbę zachorowań na covid. I zgony. M.in. w Puławach i Kozienicach.

Ja w każdym razie żyję i mam się dobrze. Ufam, że przy jako takim prowadzeniu się, unikając nieszczęśliwych wypadków, o ile można ich uniknąć, oraz ryzykownych zachowań, doszlusuję powolutku do mety. Średnia życia mężczyzn w Polsce to 74 lata. W rodzinie nie stwierdzono przesadnej długowieczności, także wszystko jest na dobrej drodze.
Dzień przed wyjazdem do parku rozrywki pod Puławami, spotkaliśmy się za pomocą łączy internetowych z kolegami z grupy na K., żeby przedyskutować propozycje kierownictwa odnośnie powrotu do grania w formie internetowej. Na 9 członków kapeli 2 nie zajęło stanowiska, 6 było przeciw a jeden był za. Zgadnijcie kto?

Większość moich kolegów z kapeli jest po pięćdziesiątce a przed sześćdziesiątką. Jeden jest zadeklarowanym hipochondrykiem. Drugi antysystemowcem. Trzeci pali papierosy. Niektórzy mają też starych rodziców, o których się boją. Wszyscy oni nie chcą grać koncertów w internecie, bo uważają, że to słabe występować do pustej sali i udawać, że jest fajnie, a ja uważam że to wyzwanie i nowa, uświadomiona konieczność. Poza tym sądzę, że przez najbliższy rok nie będzie innej możliwości grania dla ludzi, jak tylko przez net. Tak jak kiedyś, kiedy runęły wieże WTC i świat zaczął wprowadzać nowe obostrzenia na lotniskach, wszyscy czekali dnia, aż bramki znikną i nie trzeba będzie zrzucać butów ani wyrzucać picia przed kontrolą. Ale te czasy nie minęły niczym senna mara. Zostały z nami i zostaną na zawsze. Tak jak nowy wirus. On tu też zostanie. Trzeba więc grać, tak jak przeciwnik pozwala i nie czekać zmiłowania, bo ono nie nadejdzie. Ja to wiem. Koledzy kiwali głowami, żeby niby też wiedzą, ale jednak są przeciw. Poza tym dwóch nadal boi się narażać na kontakt z obcą materią ludzką. Ja jestem jeden. I mam jeden głos. Ich jest ośmiu. Ośmiu na jednego. Dlatego koncertu w sieci nie zagramy.

Formalnie nie można się grupować ani bandować, bo wciąż żyjemy w stanie zagrożenia epidemicznego. Tymczasem trwa kampania wyborcza i można zobaczyć w mediach, jak ciżba ludzka otacza wianuszkiem swoich kandydatów. W największych miastach i kurortach, najwięksi gracze grają przy wiwacie publiczności. W Warszawie tysięczny tłum maszeruje ulicami i też nikt nic z tym nie robi. I dobrze, że nie robi, bo i po co wkurwiać ludzi. Jednakowoż, do teatru, kina czy sali koncertowej wszystkich chętnych wpuścić nie można, za to do kościołów już tak. Na wiecu politycznym każdy jego uczestnik też ma tylko jeden głos. Za to jaki cenny. Dlatego gra się dla niego na jego melodię.

Sytuacja z którą mamy do czynienia, przywodzi mi na myśl czasy z Hiszpanii, kiedy próbowano zabronić Hiszpanom palić w restauracjach. Na początku towarzystwo kombinowało jak tylko mogło. Specjalne kurtyny, przepierzenia, wydzielone części tylko dla palaczy. Później, stopniowo, proces „udawania” zanikał, aż w końcu wszyscy restauratorzy i knajpiarze położyli na to laskę, bo państwo i prawo było kompletnie bezsilne, żeby egzekwować nieuchronność kary. Palić zaczęto jak kiedyś, bez krępacji. Coś jak u nas z abonamentem RTV. Straszą, grożą, nachodzą, a i tak nikt rozumny go nie płaci, bo niby i za co i na co?

Ufam, że podobnie rzeczy będą się miały z imprezami masowymi. Musi pójść tylko sygnał. Najpierw jeden, potem drugi i trzeci. Że, oczywiście, że 120 osób, ale jak każdy zacznie wpuszczać 200, 300, to potem już poleci i prawo i państwo ugnie się pod społeczny naporem, bo samo z siebie pasa ludziom przecież nie popuści. Gorzej będzie, jeśli to ludzie, bez pistoletu przy głowie, przestaną korzystać z dóbr kultury i stadnego życia w obawie. Tak jak dwóch moich kolegów, z ośmiu pozostałych, którzy nie chcą grać koncertów w sieci. A ja jeden chcę. Wtedy sczeźniemy jak dinozaury. Najpierw jeden, potem dwóch, potem całe stada.

Jarek Ważny

Poprzedni

Mistrzyni zawieszona

Następny

Neoliberalizm rodzi faszyzm

Zostaw komentarz