Rząd PiS-u po dojściu do władzy zrealizował swoją obietnicę i przywrócił poprzedni wiek emerytalny.
To bardzo dobrze – samo podwyższenie wieku emerytalnego, a tym właściwie była „reforma’’ rządu Donalda Tuska, wynikała z konieczności ratowania budżetu pod neoliberalnym zarządzaniem. Wtedy też dotarło do wszystkich, że emerytury z OFE będą groszowe, a same fundusze przyczyniły się jedynie do wydrenowania dziury w ZUS-ie. Słusznie je więc zaorano, zamiast jednak konsekwentnie sięgnąć do głębokich kieszeni – sięgnięto do tych płytkich. Nic więc dziwnego, że taka „reforma’’, oznaczająca dla wielu ciężko pracujących ludzi to, że mogą swojej emerytury nie zobaczyć, wzbudziła powszechny opór. A potem wjechał Kaczyński. Uważam zresztą, choć nie mam na to twardych danych, że powrót do poprzedniego wieku emerytalnego przyczynił się do utrwalenia władzy PiS-u co najmniej tak samo jak szeroko reklamowane w publicystyce 500+.
PiS już jednak rządzi 3 lata. I poza zmniejszeniem wieku, w zakresie emerytur zrobiono niewiele. W tej chwili próbuje się to propagandowo przykryć wprowadzeniem Pracowniczych Planów Kapitałowych (w poniedziałek prezydent podpisał ostatecznie ustawę). Będzie to przedstawiane jako ratunek dla podkopywanego przez demografię systemu emerytalnego, realnie jednak w programie nie chodzi wcale o seniorów, lecz o dobro elit finansowych.
Teoretycznie program PKK jest dobrowolny. Ale to pracownik będzie musiał się z niego wypisywać i to co 2 lata. W praktyce więc należeć będzie doń znakomita większość pracujących. Co miesiąc od 3,5 do 8 proc. naszej pensji (w zależności od naszej i pracodawcy deklaracji) będzie trafiać do prywatnych instytucji finansowych, które zgarną za to sutą prowizję. Swoje dorzuci państwo – także, co kuriozalne, tym najbogatszym; te dopłaty pochodzić będą z Funduszu Pracy (przeciwko temu zaborowi protestowały związki zawodowe). Po osiągnięciu wieku 60 lat, uzbierane pieniądze będą wypłacane przez 10 lat. I tak wszyscy staniemy się rentierami…
W ciągu 10 lat na rynki finansowe z tytułu PPK ma wpłynąć ok. 50 mld. zł. Powtórzę: z naszych kieszeni wprost do kolegów Morawieckiego z sektora finansowego. Ręczę, że po odejściu z rządu, nasz premier nie będzie miał problemów ze znalezieniem dobrze płatnej pracy.
Z podawanych w mediach optymistycznych obliczeń wynika, że jeśli mamy 30 lat i zarabiamy średnią krajową, otrzymamy z PPK ok 1 tys. zł. Problem w tym, że nie znamy realnej wartości tego tysiaka za 30 lat, zresztą ⅔ pracujących zarabia mniej. I bierzemy pod uwagę jedynie ten wariant, który zakłada zyski prywatnych funduszy inwestycyjnych. A z tym przecież różnie bywa. Jak pamiętamy, kryzys finansowy w 2008 roku pożarł połowę dziesięcioletnich zysków z OFE. I choć teraz – w zależności od wieku – nasze składki będą inwestowane w różny sposób (dla młodych – ryzykownie, dla starszych – mniej), to nadal przecież mamy do czynienia z kapitalistyczną ruletką.
Obietnica przyszłych pieniędzy z rynków finansowych petryfikuje także system emerytalny. Rządzący godzący się na coraz niższe świadczenia w obecnej logice systemu mają wymówkę – nie ma już potrzeby myśleć np. o emeryturze obywatelskiej, równym i godnym świadczeniu dla wszystkich. Przecież jakoś to będzie. Zmniejszy się też presja zwiększenia składek na ZUS za pomocą presji na wyższe wynagrodzenia. A emerytom pozostanie modlitwa. Do świętego Boga Rynku.