Na stare lata zapuściłem korzenie w niewielkich Markach pod Warszawą. W niedawnych dniach mieszkańcy tej miejscowości przeżywali patriotyczne uniesienia, bo właśnie tam Zjednoczona Prawica postanowiła zorganizować swoją kolejną konwencję, czyli zjazd aktywu i zwolenników.
Niektórzy zwolennicy biegali nerwowo, usiłując zobaczyć z bliska czołowych idoli PISu i jego przybudówek, a zwłaszcza Prezesa Wszystkich Prezesów i najlepszego (podobno) premiera, jakiego kiedykolwiek mieliśmy.
Jako bezpartyjny opozycjonista nie śmiałem nawet zbliżać się do obiektów uświęconych obecnością wspaniałych gości, ale starałem się nieudolnie docierać do ważniejszych wypowiedzi. Prezes Wszystkich Prezesów wyliczył sprawnie główne osiągnięcia prawicy w jednaniu elektoratu, polegające głównie na zarówno słusznym jak i wątpliwym rozdawaniu pieniędzy. Obiecał twarde zwycięstwo nad inflacją i roztoczył obraz beztroskiego i dostatniego życia w kraju, który znajdzie się na wyższym europejskim poziomie głównie dzięki ogromnej, wręcz epokowej inwestycji – budowy i uruchomienia Centralnego Portu Komunikacyjnego.
Wiem, że kwestionowanie poglądów władzy w państwie autokratycznym, a zwłaszcza poglądów głównego autokraty, staje się powoli niebezpieczne. Nawet tak wrażliwy poseł, a zarazem minister, może spowodować utratę stanowiska na Polskiej Poczcie, jeśli poskarży się na niedostatecznie czołobitne traktowanie. I to gdzie? W Pacanowie, „gdzie kozy kują” i skąd pochodził znany szlachcic i narodowy bohater – Koziołek Matołek. Noblesse oblige – jak by powiedziała jedna z moich dawno nieżyjących ciotek, uważająca się za arystokratkę. Ale panu ministrowi – posłowi nie wyszło. Zbeształ go naczelny Prezes i polecił dobrowolnie i z radością zrezygnować z rządowego stanowiska.
Pomny takich niebezpieczeństw chcę zapewnić Najważniejszego Prezesa, że nie zmieniłem poglądu pod wpływem jego przemówienia w Markach, bo byłem przeciwny tej inwestycji od chwili, kiedy zaczęto o niej mówić. Dlaczego?
Po pierwsze dlatego, że z moich nieudolnych analiz wynika, iż nie jest nam ona niezbędna. Nic nie mam przeciwko modernizacji lub budowie mieszczących się w jej ramach ponad 600 km kolejowych linii komunikacyjnych, ale zapewne inaczej rozmieszczonych. Bo uważam – i nie jestem w tym odosobniony, – że jako pomoc dla „centralnego” Okęcia możemy znacznie taniej rozbudować relatywnie małe „porcięta”, czyli porty lotnicze Modlin i Radom. Tym bardziej że są tam miasta stanowiące rezerwuar zatrudnienia, a w Baranowie mamy gołe pole i protestujących mieszkańców okolicznych wsi. Miałoby to także pozytywny wpływ na rozwój przewozów towarowych (cargo) i ich transport naziemny obsługiwany – w miarę możliwości – w kierunku północnym z Modlina, a południowym, z Radomia.
Po drugie – Najważniejszy Prezes rzucił pytanie, jakie w przyszłości będą musieli sobie stawiać klienci – z czyich usług skorzystać – Berlin czy Warszawa?
Jestem przekonany, że korzystać będą z jednej i drugiej możliwości, ale jednak więcej klientów miałby Berlin. Te 518 km, które w linii prostej dzielą Warszawę od Berlina, to dla współczesnego lotnictwa mały, półgodzinny skok. Ale tu chodzić będzie o cargo i problemem staje się logistyka przywozowa i „odwozowa”. Dla niej z Paryża, Rzymu, Barcelony, Madrytu i krajów Beneluxu zawsze będzie bliżej do Berlina. Do Warszawy, czyli do Baranowa, bliżej będzie z Czech, Ukrainy, Węgier, Bułgarii, Rumunii i krajów leżących nad Bałtykiem. Chyba że pan Prezes liczy jeszcze na Białoruś i uspokojoną zachodnią Rosję. To – moim skromnym zdaniem – za ubogo, jak na nasz wspaniały port komunikacyjny, tym bardziej że oni też rozbudowują swoje porty.
Wreszcie po trzecie – ja wiem, że niemal każda władza lubi sobie postawić piramidę, która będzie ją, życzliwie (albo i nie) przypominała po 200 latach, czy nawet w kolejnym tysiącleciu. Ale „mierz siły na zamiary”. Mamy na tą pisowską piramidę wydać około 35 miliardów złotych. Sądząc po niemieckich doświadczeniach wydalibyśmy, – jeśli do tego dojdzie, – o co najmniej 20% więcej, czyli około 42 miliardów. Niemcy, przy swojej przysłowiowej, uznawanej za jedną z najlepszych w Europie organizacji, mieli 9-letnie opóźnienie w budowie centralnego portu. Jestem przekonany, że nie będziemy gorsi w tej konkurencji. Kwiatków na moim grobie nikt już nie będzie podlewał, kiedy bohaterskie załogi zakończyłyby tę wspaniałą budowę, gdzieś blisko 2040 roku.
Rozumiem chęć naśladowania faraona Cheopsa, ale gotów jestem podrzucić dzisiejszej władzy kilka pomysłów inwestycyjnych, które nie są tak kontrowersyjne i przyniosłyby im podobną sławę. Niech wybudują i uruchomią – na przykład – wielką elektrownię atomową zaspakajającą nasze potrzeby energetyczne na następne kilkadziesiąt lat. Albo, zwłaszcza wobec ostatnich ustaleń UE dotyczących rezygnacji z samochodów napędzanych silnikami spalinowymi, niech wybudują od podstaw lub na gruzach FSO także wielką fabrykę samochodów elektrycznych, lub wodorowych. Nawet, siedząc wtedy w czyśćcu, lub piekle będę bił im brawo, opowiadając nadzorującym aniołkom lub ponętnym diablicom, o ich nieustannej walce ze wschodem i zachodem, które chciały nas zniszczyć.
Zdaję sobie sprawę, że jestem człowiekiem małej wiary. Nie wierzę zwłaszcza w cuda i opowieści o wielkich sukcesach, jakie zapowiada niemal każda władza. CPK mieści się w tych kategoriach i tym samym dodatkowo mnie zniechęca do tej koncepcji. Nie będzie to miało jednak żadnego znaczenia, jak większość opinii obywateli. Chyba że bym się bardzo wysilił i odczytał ten tekst w miejscu uświęconym historią – na Wawelu, albo przynajmniej w Pacanowie!