I co dalej?
Od września decyzją FTSE Russell (dostawca indeksów należący do grupy London Stock Exchange, która jest punktem odniesienia dla funduszy inwestycyjnych) Polska klasyfikowana jest już nie jako gospodarka wschodząca, lecz jako jedna z 25 najbardziej rozwiniętych na świecie – obok USA, Niemiec czy Japonii. Co z tego wynika?
Przede wszystkim prestiż. Jesteśmy w pierwszej lidze
Rodzą się jednak liczne pytania, zaś na horyzoncie – tym bliższym i tym dalszym – gromadzą się niewygodne pytania, a nawet zaczątki groźnych burz. Ten awans dotyka nas bowiem w trudnym momencie zarówno pod względem gospodarczym, jak i, powiedziałbym, intelektualno-historycznym.
Jesteśmy co prawda w doborowym gronie, mamy doskonałe papiery, ale od wielu miesięcy nie przekłada się to na wzrost poziomu inwestycji w kraju, zwłaszcza inwestycji zagranicznych. Jedziemy napędzani krajowym popytem. Na dłuższą metę nie on ma decydujące znaczenie. Z danych NBP wynika, że nasza gospodarka zaczyna zwalniać.
Przyczyny
Powodów jest wiele i zapewne na większość nie mamy jeszcze wpływu. Mimo wszystko nie jesteśmy aż tak rozwinięci, byśmy mogli dotrzymać kroku każdej konkurencji. Niemniej jest coś, co zależy wyłącznie od nas. Wiarygodność mianowicie.
Kraj zniszczony wojnami i przez lata błąkający się na peryferiach Europy, dostąpiwszy takiego wyróżnienia powinien szczególnie dbać o opinię kraju wiarygodnego, stabilnego, solidnego pod każdym względem. Powinien co dzień udowadniać, że na wyróżnienie zasłużył, że nie jest to jakiś wyskok, który za chwilę przeminie.
Tymczasem ledwie słońce wstało, już pojawiły się chmury. Spory polskiego rządu z Unią Europejską na tle fundamentalnych zasad prawnych kładą się poważnym cieniem na wizerunku Polski. Europa ma poważne wątpliwości, czy Polska jest krajem prawnym i demokratycznym. Dopóki tych wątpliwości ostatecznie nie rozwieje, patrzeć będzie na nas nieufnie. Inwestorzy zaś, nie mając gwarancji na przykład niezależnego i niezwisłego rozstrzygania przed sądami polskimi ewentualnych sporów, będą się powstrzymywać z inwestowaniem u nas.
Odpowiedzialność
Nie tylko Polska, jako kraj, musi być odpowiedzialny. Także politycy winni staranniej dobierać słowa, zwłaszcza, gdy odnoszą się do demokratycznych fundamentów, na jakich Unia jest posadowiona. One są proste i uniwersalne. Wystarczy od nich nie odchodzić. Podobnie bowiem jak istnieje moralność w życiu prywatnym tak samo istnieje moralność w życiu państwowym.
Jakże łatwo, dla jakichś bieżących celów politycznych, czy wręcz partyjnych, odpływamy od niej w kierunku propagandy, skąd już tylko krok do kłamstwa, czyli niemoralności. To jest mechanizm uniwersalny, ponad państwowy i ponad czasowy. Oczywiście przeciwnicy obecnej władzy w Polsce mogą natychmiast przywołać potwierdzone sądownie przykłady propagandy, która wzięła górę nad prawdą, a więc przykłady kłamstwa. Pragnę im jednak uświadomić, że nie tylko jedna strona ma monopol na zachowania niemoralne.
Poprzednicy obecnej ekipy, jeśli czymś wyraziście się odróżniali, to raczej tylko innego rodzaju wrażliwością. Nie tylko oszczędnie gospodarowali prawdą, ale też po prostu prawdy nie mówili. Warto pamiętać, że największą operację socjalną, w powszechnym mniemaniu godzącą w interesy ludzi – czyli drastyczne podwyższenie wieku emerytalnego, przeprowadzili z zaskoczenia, w całkowitym oderwaniu od obietnic wyborczych. Kto jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci kamieniem, chciałoby się przypomnieć. Prawda w życiu gospodarczym i państwowym, podobnie jak rzetelność i uczciwość, jest jednym z fundamentów stabilizujących życie społeczne.
Obawiam się więc, że zaliczenie Polski do grona 25 krajów wysoko rozwiniętych dokonało się wyłącznie na podstawie parametrów ekonomicznych. Tymczasem w krajach wysoko rozwiniętych, do których nas zaliczono, równie ważne są kryteria, powiedziałbym, moralne. Sumienność, rzetelność, uczciwość są nie mniej istotne, jak wskaźniki wzrostu.
Historia ze stępką pod nieistniejący prom, wbicie w pustą plażę tyczki mającej symbolizować przekop Mierzei Wiślanej, opowieść o żarówce żarowej jako symbolu unijnej dyskryminacji, czy bajki o zielonej wyspie i ciepłej wodzie w kranie, to też jest rzeczywistość Polski, jednego z 25 najbogatszych krajów świata.
Po pierwsze człowiek
Co, a właściwe, kto może to zmienić? Ludzie oczywiście. Wykształceni, rzutcy, niebojący się wyzwań, gotowi do ciężkiej pracy. Twórcy z różnych dziedzin.
Rośnie znaczenie informatyki i usług informatycznych, przetwórstwa przemysłowego, transportu, logistyki, administracji biznesowej. Specjaliści z tych dziedzin są na wagę złota. Ale też artyści, lekarze, specjaliści potrafiący programować i obsługiwać coraz bardziej wyrafinowane narzędzia przemysłowe, medyczne i inne, twórcy, intelektualiści wywołujący nieustanny ferment, poszukujący nowych sensów, odkrywających nowe przestrzenie niczym fizycy kwarkowi – to są ludzie, napędzający postęp i gwarantujący rozwój. Tylko tacy, wyposażeni w niezbędną wiedzę, mają szansę sprostać konkurencji. Nie obędą się oni, co oczywiste, bez wykwalifikowanych pracowników – już nie twórców, a rzetelnych odtwórców, bo bez nich także nie ma postępu.
Takich niespokojnych duchów, na podstawie różnych kryteriów – m. in. dochodowych – NBP doliczył się w Polsce ok. 4,5 mln. Nazywa się ich nową klasą średnią. Podobno są to szacunki życzliwe… Warto jednak w tym miejscu pamiętać, że ok 3 mln. Polaków żyje na emigracji. Przede wszystkim właśnie tacy rzutcy, niebojący się wyzwań, wykształceni specjaliści oraz solidni i fachowi pracownicy. Głównie ludzie młodzi. Wielu deklaruje, że do Polski nie wróci. Brak wykwalifikowanych rąk do pracy brak otwartych na innowacje głów, może stanowić bardzo poważny problem i to w krótkim czasie.
My? Z jakiej racji?
Nominacji do grona krajów najbardziej rozwiniętych towarzyszy inna. Wraz z ogłoszeniem miłego nam komunikatu giełdy w Londynie, nasz stosunek do obowiązującej w Unii zasady solidaryzmu też bowiem uległ zmianie. Polska, jak najbardziej oficjalnie przestała być krajem biednym. Zatem przeszła z grupy krajów, którym trzeba pomagać, do grupy, która pomaga innym. Oczywiście jeszcze daleko nie w takim stopniu, jak kraje „starej Unii”, ale jednak. Należy się spodziewać, że ten fakt na pewno będzie wykorzystywany przez populistów, którzy bardzo lubią z Unii brać, ale bardzo nie lubią do Unii się dokładać. Należy się spodziewać, że ich oburzenie faktem, iż „Polska musi płacić na Unię”, będzie akceptowane przez znaczną część społeczeństwa.
Słowem – nominacja do grona najbardziej rozwiniętych państw świata jest powodem do dumy, ale i do zatroskania jednocześnie. Towarzyszyć naszemu myśleniu o nowej dla nas sytuacji powinna świadomość, że do takiego grona bardzo trudno się dostać, ale za to bardzo łatwo z niego wypaść. Znane są bowiem i takie państwa, które wcześniej od nas uważane były za wysoko rozwinięte, ale do pierwszego poważniejszego kryzysu ekonomicznego. Co tu daleko szukać – sami przecież cieszyliśmy się swego czasu, że Polska była dziesiątą (pod względem PKB) gospodarką świata.