– Koalicyjny Klub Lewicy. nie podniesie ręki za obniżeniem płac – grzmiał Adrian Zandberg w dyskusji nad tarczą antykryzysową nr 4. Sprzeciw Lewicy i KO nie powstrzymał jednak Zjednoczonej Prawicy.
Prawa i godność polskich pracowników znalazły się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Tarcze antykryzysowe rządu Morawieckiego część lewicowych komentatorów już nazywa Planem Balcerowicza 2.0. Demontaż kodeksu pracy trwa w najlepsze.
Gdy tarcza nr 4 wejdzie w życie, przedsiębiorca w imię ratowania firmy, jeśli gdy stosunek kosztów wynagrodzeń do przychodów firmy wzrośnie o przynajmniej 5 proc. miesiąc do miesiąca, będzie mógł obniżyć płace o połowę, a czas pracy o 20 proc., nawet na rok. Jedynym warunkiem będzie utrzymanie płac powyżej płacy minimalnej. Również to pracodawca zdecyduje o terminie wykorzystania zaległego urlopu. Przedsiębiorcy nie będą również musieli przestrzegać części postanowień układów zbiorowych i/lub zakładowych regulaminów wynagradzania, jeśli zakładały one np. wyższe od ustawowych kwoty odpisów podstawowych dla osób niepełnosprawnych czy emerytów i rencistów. Fundusz Świadczeń Socjalnych będzie mógł zostać zamrożony całkowicie; w tym akurat punkcie potrzebna będzie zgoda reprezentacji pracowników..
To zły projekt
– mówią jednym głosem związki zawodowe: OPZZ, Inicjatywa Pracownicza, Związkowa Alternatywa, organizacje branżowe zrzeszone w OPZZ. Krytyczna jest nawet przychylna rządowi „Solidarność”. W Sejmie mocnym krytycznym głosem przemówił klub Lewicy.
– Setki tysięcy Polaków boją się, że są następni w kolejce do zwolnienia. A co robi rząd? Jeszcze ułatwia zwalnianie! Jak? Zmieniacie prawo tak, żeby można było wyrzucić ludzi z pracy taniej, żeby to się opłacało – mówił w imieniu socjaldemokratów Adrian Zandberg. – To jest wasz jedyny pomysł na ten kryzys – zabrać pracownikom, zabrać polskim rodzinom! W tej ustawie premier Emilewicz wysyła prosty komunikat do firm: zwalniajcie ludzi, zwalniajcie ile wlezie i ja wam w tym jeszcze pomogę.
Polityk przypomniał również, że PiS ciągle opóźnia nowelizację ustaw, które gwarantowałyby wyższe i bardziej dostępne zasiłki dla bezrobotnych. A przecież jest gotowy projekt Lewicy o świadczeniu kryzysowym, a jego autorzy zachęcali rząd, by po prostu go przepisał, jeśli nie chce głosować za tekstem sporządzonym przez opozycję.
Minister Emilewicz wolała jednak przekonywać, że tarcza jest… prozatrudnieniowa. Już wcześniej w mediach twierdziła, że rządowa pomoc dla firm osiągnęła poziom 46 mld zł i pozwoliła ocalić setki tysięcy miejsc pracy.
Obniżcie sobie pensje
Adrian Zandberg wypomniał politykom PiS, że zachowują się zupełnie jak ekipa Donalda Tuska, którą tak chętnie krytykują.
– Pamiętacie, jak Donald Tusk przerzucił koszty kryzysu na zwykłych ludzi, a potem ogłaszał, że Polska odniosła sukces? Wtedy go krytykowaliście – i słusznie! Mówiliście, że premier Tusk rozwala państwo, że zamyka szkoły, że głupimi oszczędnościami niszczy usługi publiczne. A dziś to wy to robicie! – powiedział jeden z liderów Lewicy Razem.
Dobrą radę premierowi Morawieckiemu i pozostałym członkom rady ministrów dał z kolei kandydat Lewicy na prezydenta. Robert Biedroń przypomniał, że na całym świecie szefowie rządów czynili gest solidarności z obywatelami, obniżając swoje pensje. Dlaczego podobnie nie mógłby postąpić zamożny przecież premier Morawiecki?
– Jeżeli pan chce sprawdzić, jak to jest, kiedy nie ma na zapłacenie rachunków, kiedy nie ma pieniędzy na wysłanie dziecka do szkoły, kiedy nie ma na zapłacenie czynszu – niech pan zacznie od siebie – powiedział Biedroń.