Stałej bazy wojsk amerykańskich w Polsce nie ma. I nie będzie.
Miało być tak. Dalekie kresy atlantyckiej Europy. Ostatnia flanka zachodniej demokracji. Oparty o skraj lasu, otoczony jeszcze polskim błotem, stoi dumnie Fort zbudowany z ociosanych pali.
Górują nad nimi maszt i wieża obserwacyjna. Maszt dzierży łopocące na wietrze sztandary. Czwartej Rzeczpospolitej i bratniej USA. Na wieży stoi ubrany w traperska czapkę ozdobioną ogonem jenota pan minister Krzysztof Szczerski. Wielką lornetką przeczesuje sąsiednie tereny dzikiej Rosji. Szuka tam zamaskowanych pancernych dywizji gotujących się do marszu na Warszawę.
Potem miało być ciut inaczej. Przejeżdżały z Niemiec grube tanki. Nagle stop. Bramka powitalna stoi. To pan prezydent Duda chlebem i solą wita amerykańskie wojsko, a stojący za nim pan minister Blaszczyk cieszy się wielce. Welcome, wilkomen, mówią.
A z tylniego siedzenia pan prezes Kaczyński przyjaźnie im macha, choć kolano znów go boli.
Teraz już wiadomo, że „Fort Trump” to był wielki pic elit PiS. Na użytek pro amerykańskich wyborców. Co potwierdziło się podczas ostatniej, przedwyborczej wizyty pana prezydenta Dudy u prezydenta Donalda Trumpa. Kiedy amerykański prezydent dziwił się wielce słysząc „Fort Trump”.
Wówczas kolejnym wyborczym picem była propozycja przemieszczenia amerykańskich wojsk z Niemiec do Polski. Na koszt polskich podatników rzecz jasna, czyli nas. Propozycja znowu bezkrytycznie kupiona i upowszechniana przez polityków i media PiS. Bez kalkulacji posiadanych sił i środków.
Bez przypomnienia, że stała baza wojsk amerykańskich wymaga najpierw zakupu dużego gruntu. Bo zgodny z amerykańskimi standardami obiekt to nie tylko wojskowe koszary. To także budynki administracyjno- biurowe. Magazyny, garaże, warsztaty remontowe. To odpowiednia stołówka, kantyny, sklepy, kioski, poczta. To lekarze, pielęgniarki, fryzjerzy, fryzjerki i kosmetyczki. Bo w armii USA służą też kobiety. To siłownie, basen, hale sportowe. I boisko do bejsbola też. Bo Amerykanie używają kijów bejsbolowych również do gry. Do tego jeszcze kilka kaplic chrześcijańskich. Jeden meczet przynajmniej, i jedna bożnica.
Bo amerykańskie wojsko jest Multi kulti i Multi religijne. Multi rasowe też. I multi seksualne również. Zatem w gminie, która dumnie ogłosiła się „Strefą wolna od LGBT” amerykańscy obrońcy europejskiego pokoju stacjonować nie mogą.
Do tego wojskowego kompleksu trzeba by jeszcze wybudować całe osiedle dla rodzin wojskowych. Też rodzin wielorasowych, też nie tylko heteroseksualnych.
Osiedle rzecz jasna z przedszkolami, szkołami, sklepami, salami koncertowymi, kinami. Osiedle strzeżone. Bo przecież gdyby polski narodowo- katolicki patriota napotkał czarnoskórego, albo „ciapatego” chłopaka, który mówi po amerykańsku, albo po niemiecku, bo się tam nauczył, w kraju zawierzonym Maryi Zawsze Dziewicy, kraju gdzie nikt nie będzie nam mówił w obcych językach co mamy robić, to narodowo – katolicki patriota dałby temu czarnuchowi takie bęcki, że znowu mielibyśmy wojnę światową. Tym razem polsko- amerykańską.
Z kampanii na ziemię
Przez najbliższe 3 lata nie będziemy mieli w Polsce kampanii wyborczych. Zatem możemy już dyskutować szczerze i merytorycznie.
Polskich podatników nie stać na wybudowanie stałej bazy dla wojsk amerykańskich. To inwestycja poważniejsza i bardziej kosztowna niż Centralny Port Lotniczy połączony kanałem z Mierzeją Wiślaną. Zauważcie tylko, że wszystkie większe koszary i obiekty wojskowe w naszym kraju to są zmodernizowane budowle poniemieckie lub porosyjskie. Zmodernizowane i przebudowane zwykle przez Armię Radziecką. I wyremontowane przez ostatnie 30 lat przez wojsko polskie. Polsce nie potrzebna jest amerykańska stała baza wojskowa. Polsce też nie potrzebny jest wędrujący, niczym cygański tabor, wielotysięczny kontyngent amerykańskich wojsk. Zwłaszcza w czasie zarazy korona wirusem i jej nawrotów.
Te, obecne już tu. amerykańskie wojska potrzebne są administracji waszyngtońskiej w grach politycznych z Rosją o wpływy na Ukrainie. Bo tylko na Ukrainie może dojść do lokalnej wojny o utrzymanie rosyjskich wpływów w państwie ukraińskim. O utrzymanie tam rosyjskiej strefy buforowej dzielącej ją od państw NATO.
Jeśli wyjdziemy z polskiego kurnika na międzynarodową arenę, to bez trudu zauważymy, że najpoważniejszym obecnie globalnym konfliktem jest i będzie rywalizacja USA- Chiny. I ten konflikt będzie się w przyszłości zaostrzać. Będzie decydować o przyszłych sojuszach gospodarczych i militarnych.
Politycy polscy wychowani w duchu głupiego antykomunizmu patrzą na świat przez perspektywę ostatnich wojen ideologicznych i militarnych. Przez duopol dawnej „zimnej wojny”. Rywalizacji „bloku radzieckiego” z państwami Zachodu.
Ale teraz podobnego duopolu nie ma i pewnie go nie będzie. Teraz oprócz dwóch globalnych, konkurujących mocarstw mamy jeszcze mocarstwową gospodarczo Unię Europejską i mocarstwową militarnie Rosję. Do tego lokalne mocarstwa jak Indie, Brazylię, Iran, Izrael, Turcję. I Wielką Brytanię, która po brexicie szuka swej pozycji w światowej skali.
Ostatnie mocarstwowe obudzenie się Chin spowodowało wiele zawirowań w dotychczasowym ładzie międzynarodowym i układach sojuszniczych.
Unia Europejska, zwłaszcza Niemcy i Francja, chciały by nadal mieć dobre relacje gospodarcze z Chinami. Zwłaszcza, że Unia nie ma konfliktów terytorialnych z nimi. I jednocześnie utrzymać sojusz militarny z USA.
Rosja ciągle prowadzi tradycyjną wojnę propagandową z USA i propagandową miłość z Chinami. Ale jedynie ze strony chińskiej może w przyszłości dojść do zmiany jej granic. Do odzyskania przez Chiny straconych w XIX wieku na rzecz Rosji chińskich terytoriów.
Polska, wbrew propagandzie uprawianej przez elity PiS, nie jest celem rosyjskich zagonów pancernych. Nie mamy z Rosją sporów terytorialnych. Mniejszość rosyjska żyjąca w Polsce liczy około 30 tysięcy. Jest nieco większa od chińskiej, i nieco mniejsza od wietnamskiej.
Rosja dba rzecz jasna o utrzymanie w Polsce swych wpływów, nawet teraz kiedy stosunki rosyjsko-polskie są wyjątkowo złe. Ale czyni to na innych polach. Ekonomicznym i propagandowym.
Tak naprawdę Polsce nie zagrażaną rosyjskie tanki, tylko rosyjskie rakiety średniego zasięgu. Jeszcze niedawno ograniczane traktatem Intermediate Forces Treaty, w skrócie INF Treaty. Ale wypowiedzianym niedawno przez prezydenta Trumpa, bo stroną traktatu nie były zbrojące się obecnie na potęgę Chiny.
Mamy zatem sytuację, kiedy zbrojenia Chin i zerwanie przez USA traktatowego hamulca ograniczającego zbrojenia w USA, i w Rosji też, rykoszetem uderzyły w bezpieczeństwo Polski i innych państw Europy Środkowo – Wschodniej. Tymczasem rząd PiS wydaje gigantyczne sumy z naszego budżetu na zakup niepotrzebnych nam samolotów F-35. Nie tworzy zaś niezbędnych naszemu bezpieczeństwu zrębów polskiej obrony przeciw rakietowej. Ani tej militarnej, ani nawet tej traktatowej.
Tworzy za to na potęgę propagandowe mity o „Forcie Trump”, o zapraszaniu amerykańskich uchodźców wojskowych z Niemiec, o cudownych samolotach F-35, których Turcja kupić nie chciała.
A jeśli prezydenckie wybory wygra Joe Biden, to administracji USA nie będzie się nawet chciało kłamać o planowanej, stałej obecności wojsk USA w Polsce.
I tak po polityce obronnej PiS zostaną nam jedynie rachunki za niepotrzebne, niekompatybilne, wiele kosztowne myśliwce F-35. Do zapłacenia przez przyszłe pokolenia polskich podatników. Rządzonych już przez nowych polityków.