Premier Wiktor Orbán za granicą największym przyjacielem pana prezes Jarosława Kaczyńskiego jest. I pewnie wzorem skutecznego polityka, bo Orbán i jego partia kolejny raz wygrali parlamentarne wybory, dzięki czemu mają u naszych bratanków konstytucyjną większość. Może Orbán i jego Fidesz uchwalić wszystko, co mu w głowach zaświta.
Najnowszy sojusz polsko – węgierski zawarto w 2016 roku podczas Forum Ekonomicznego w Krynicy. W trakcie panelu dyskusyjnego Jarosława Kaczyńskiego, gospodarza Forum, i Viktora Orbán, najważniejszego z gości, padła historyczna deklaracja.
Orbán stwierdził, że choć Polska i Węgry nie zawsze mają wspólne interesy, to zawsze nawzajem sobie ufają. „Mówiłem prezesowi, że jak się komuś ufa, to na Węgrzech jest przysłowie, że można razem konie kraść”, powiedział Orbán, by pokazać wyjątkowość polsko-węgierskiej przyjaźni. Wtedy Jarosław Kaczyński nieoczekiwanie pociągnął wątek: „Z Węgrami możemy konie kraść./…/ Jest parę stajni, a na pewno jedna z wielkim napisem Unia Europejska…”, dodał ubawiony swoim żartem. Kiedy zorientował się, że spontanicznie odkrył sekrety swej strategii wobec Unii Europejskiej, próbował wybrnąć z kłopotliwej sytuacji. Dokończył o stajni UE: „Można i trzeba kraść…Oczywiście pro publico bono”.
My Europa Środkowa
Dwa lata później, 28 lipca 2018 roku, premier Orbán ogłosił na Wolnym Uniwersytecie w Baile Tusnad swój plan dla Węgier i Europy Środkowej. Orbán, cwany lis polityczny, uczynił to nie podczas parlamentarnej debaty, gdzie obowiązują rygory poprawności politycznej, lecz na forum dyskusyjnym węgierskiego uniwersytetu w rumuńskim miasteczku zamieszkałym przez mniejszość węgierską. Formalnie był to głos inicjujący dyskusję, ale szybko został powielony przez wszystkie media i instytucje propagujące politykę węgierską. Uznany za jej wykładnię.
I tam dowiedzieliśmy się, że celem ekipy Orbána jest rozwój Europy Środkowej. Silnego i bezpiecznego regionu gospodarczego i politycznego. Zadeklarował, że Europa Środkowa jest inną kulturowo od Europy Zachodniej. Odrębna kulturowo. I aby zachować swą tożsamość, Europa Środkowa musi zacząć respektować Pięć Zasad Wiktora Orbána.
Po pierwsze, każdy kraj środkowoeuropejski ma prawo do obrony swej chrześcijańskiej kultury i odrzucenia ideologii „multikulturalizmu”. Ten „multikulturalizm” służy Orbánowi jako wyjątkowo skuteczny straszak na marzących o spokojnym życiu Węgrów.
Po drugie, każdy kraj ma prawo chronić konserwatywny model rodziny. Czyli wykluczyć na przykład samotne matki i samotnych ojców wychowujących dzieci. Także konkubinaty damsko-męskie i homoseksualne. No i zakazać wszelkim konkubinatom posiadania własnych dzieci i adopcji ich.
Po trzecie, każdy kraj środkowoeuropejski ma prawo do „ochrony swych kluczowych gałęzi gospodarczych i swoich rynków”. Czyli ma prawo do ograniczania obowiązującej w Unii Europejskiej zasady swobodnego przepływu towarów, usług i ludzi. Do protekcjonistycznej polityki gospodarczej.
Po czwarte, każdy kraj środkowoeuropejski ma prawo do ochrony swych granic i odrzucenia napływu imigrantów. Czyli Węgry tylko dla Węgrów, Czechy tylko dla Czech, Bułgaria tylko dla Bułgarów.
Po piąte, każdy kraj środkowoeuropejski musi wprowadzać w Unii europejskiej zasadę „jeden naród – jeden głos”. Co oznacza, że przyszła Unia Europejska będzie luźną konfederacją państw narodowych. Przedkładająca interesy małych narodów nad interesem wspólnoty europejskiej.
Orbána nie interesuje polityka globalna na poziomie UE – USA – Chiny – Rosja. Nie interesuje go zintegrowana Unia Europejska. Interesuje go przede wszystkim dobro narodu węgierskiego. Dziesięciu milionów żyjących na Węgrzech oraz pięciu milionów Węgrów żyjących za granicą, przede wszystkim na Słowacji i w Rumunii.
Autorytarnie deklaruje, że interesy średniego, w europejskiej skali, narodu węgierskiego są tożsame z interesami podobnej wielkości narodów państw Europy Środkowej. Dlatego kreuje się na lidera polityczno – ideologicznego całego regionu Europy Środkowej.
Rewolucja narodowo-chrześcijańska
Europa skręca na prawo, ogłasza Orbán. Posiłkując się przykładami ostatnich wyborów parlamentarnych w Europie, i na świecie też, wieszczy nadejście ery zwycięstw partii narodowo – chrześcijańskich.
Orbán celowo używa terminu „chrześcijańskich”, nie „katolickich”, bo na Węgrzech obok kościoła katolickiego istnieje też silny kościół ewangelicki. Oferta Orbána skierowana jest również do państw bałkańskich, gdzie dominują kościoły prawosławne, też chrześcijańskie.
Orbán zachęca do sojuszu środkowoeuropejskich partii antyliberalnych, negujących zachodnie wzorce demokracji parlamentarno-gabinetowej. Partii zwących się „prawicowymi”, ale głoszących konserwatyzm obyczajowy, prymat religii chrześcijańskich i nacjonalizm w sferze polityczno-obyczajowej. Ale też państwowy socjalizm w sferze gospodarczej.
W takim narodowo-chrześcijańskim państwie narodowa warstwa biurokratyczna będzie kontrolowała sferę obyczajowo-kulturalną, po marksistowsko zwaną ”nadbudową”. Oraz gospodarkę, czyli „bazę”. I aby osłodzić społeczeństwu ten religijno-obyczajowy zamordyzm, rządzące elity wprowadzą szeroki program pomocy socjalnej. Dowartościują warstwy najuboższe programami pomocowymi typu „500+”, „Mieszkanie+”, „Wyprawka szkolna+”.
Demokracja nieliberalna
Aby zbudować skuteczne państwa narodowo – chrześcijańskie społeczeństwa Europy Środkowej muszą odrzucić zachodnioeuropejskie wzorce demokracji liberalnej. Czyli państwa prawa, trójpodziału władz, poszanowania praw opozycji i wszelkich mniejszości.
Wzorując się na modelu rosyjskiej „demokracji suwerennej”, wylansowanej przez prezydenta Putina, premier Orbán proponuje państwom Europy Środkowej swój model autorytarnej „demokracji”.
Zwanej handlowo „demokracją nieliberalną”, bo w biednych warstwach europy Środkowej termin „liberalizm” to obelga, bo oznacza on dziki, niekontrolowany, kapitalistyczny wyzysk.
Witaj rosyjska jutrzenko
Aby wzmocnić swą, i ewentualnych sojuszników z Europu Środkowej, pozycję polityczną wobec zachodniej, liberalnej, i nadal najbogatszej Europy Zachodniej, Orbán zaprasza do sojuszów gospodarczo-politycznych wszystkich globalnych graczy. Bez rasowego, ideologicznego wybrzydzania. Zaprasza przede wszystkim Chiny, USA i Rosję. Państwa różne, ale też przeciwne dalszej integracji gospodarczej i politycznej Unii Europejskiej.
Do Rosji kieruje szczególną ofertę. Deklaruje, że Węgry, podobnie jak Słowacja i Czechy, oraz państwa Europie Zachodniej „nie czują rosyjskiego zagrożenia”. Dodatkowo orbánowskie Węgry nie widzą szans Ukrainy dla wstąpienia do NATO i Unii Europejskiej. Bo Orbán uważa, że Ukraina powinna być w rosyjskiej „strefie buforowej”. To oznacza, ze trzeba jak najszybciej znieść europejskie sankcje gospodarcze wobec Rosji.
Polsce dziękujemy
Tworząc program dla zintegrowanej Europy Środkowej, premier Orbán nie znalazł tam miejsca dla Polski i republik bałtyckich. Ze względu na ich antyrosyjskie fobie i „poczucie niebezpieczeństwa” ze strony Rosji.
Aby zamknąć buzie tym państwom, zaproponował, aby „Polska i kraje bałtyckie otrzymały od NATO i od Unii Europejskiej dodatkowe gwarancje bezpieczeństwa, natomiast reszta Europy powinna podjąć z Rosją relacje handlowe”.
Czyli premier Orbán dokonał nowego podziału Europy. Na liberalny Zachód, nieliberalną Europę Środkową pod przewodem Węgier, i antyrosyjską Europę Wschodnią. Czyli Polskę i republiki bałtyckie.
W takim układzie pan prezes Kaczyński będzie sojusznikiem Europy Środkowej jedynie kiedy zechce z brukselskiej stajni konie kraść. I odprowadzać je do stajni pana premiera Orbána. Nowego prezesa nowej Europy Środkowej.