Pandemiczny kryzys w żadnym razie nie poprawił sytuacji pracowników, a rząd Prawa i Sprawiedliwości dawno stracił zainteresowanie skutecznym wyeliminowaniem nadużyć w stosowaniu umów zlecenie i o dzieło. Teraz swoją propozycję w tym zakresie składa w sejmie Lewica, a posłem wnioskodawcą będzie Adrian Zandberg.
Pomysł jest banalnie prosty: nowelizacja Kodeksu postępowania cywilnego oraz ustawy o Państwowej Inspekcji Pracy dałaby inspektorom uprawnienia do automatycznej zmiany umowy śmieciowej na umowę o pracę. Następowałoby to, gdyby w trakcie kontroli w przedsiębiorstwie inspektor PIP ustalił, że relacje właściciela firmy i zatrudnianego śmieciowo „współpracownika” w rzeczywistości wyglądają tak, jak przy umowach o pracę. Gdy więc okaże się, że pracownik świadczy pracę w miejscu i czasie wskazanym przez zatrudniającego, osobiście i pod nadzorem, inspektor wyda decyzję zamieniającą „śmieciówkę” na etat.
Lewica przekuła w projekt ustawy postulaty płynącej z samej PIP: organizacja od dawna wskazywała, że jej inspektorzy nie mają narzędzi, by skutecznie kontrolować firmy i gwarantować przestrzeganie przepisów. Większych uprawnień w zakresie zwalczania „śmieciówek”, które służą wyłącznie cięciu kosztów przez biznes, domagał się Główny Inspektor Pracy. Postulat taki jest również w programie Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych.
Obecnie inspektor pracy, gdy zorientuje się, że osoba z umową o dzieło lub zlecenie powinna być etatowym pracownikiem, może jedynie wnieść powództwo o ustalenie stosunku pracy do sądu pracy. A taka sprawa, jak i inne w sądach pracy (i nie tylko), może się ciągnąć miesiącami i latami.
Jak przypomina Radosław Koba, jeden ze współpracowników posła Zandberga, w trakcie kontroli w 2019 r. inspektorzy zakwestionowali niemal co dziesiątą umowę zlecenie i aż 22 proc. umów o dzieło. Nie było przy tym branży, która byłaby wolna od naciągania i omijania przepisów w tym zakresie. Szczególnie negatywnie wyróżniły się gastronomia i budownictwo.