14 grudnia Konwencja SLD zmieni statut partii. Jak? Na oficjalnej stronie SLD czytamy, że chodzi o: „zmiany w Statucie partii, które dadzą podstawę prawną do zmian organizacyjnych. Należy się spodziewać połączenia Sojuszu Lewicy Demokratycznej oraz Partii Wiosna Roberta Biedronia, a także innych lewicowych struktur, które wyrażą taką wolę.” Ale o jakie konkretnie zmiany chodzi? Zmiana statutu to rzecz niebłaha. Jakie są konkretne propozycje tych zmian? Niestety, tutaj jasne odpowiedzi władz SLD się kończą. Spróbujmy to uporządkować na podstawie strzępków doniesień czy fragmentów wystąpień członków kierownictwa SLD.
Punktem wyjścia powinno być uznanie (potwierdzone przez M.Kulaska na posiedzeniu dolnośląskiej Rady Wojewódzkiej SLD we Wrocławiu w dniu 18.11.b.r.), że niezależnie od zabiegów formalnych, o których niżej, właściwie powinniśmy mówić o nowym podmiocie na polskiej scenie politycznej, który pojawi się po zakończeniu procesu integracji SLD i „Wiosna”.
Podstawowe pytanie, to to, czy w ogóle potrzebna jest zmiana statutu, a jeżeli tak, to w jakim zakresie? „Wiosna” startując w wyborach parlamentarnych pod szyldem SLD jakoś przełamała obrzydzenie postkomuszą formacją. Chyba, że jednym z warunków „Wiosny” przystąpienia do niby-koalicji wyborczej było to, że po wyborach połączenie tak, ale na innych zasadach. Połączenie się SLD z innym ugrupowaniem politycznym mogłoby skutkować uznaniem przez PKW wygaśnięcia podstaw do wypłacania SLD subwencji z tytułu wyniku wyborczego. Gdyby tylko chodziło o tą kwestię, to najprostszym rozwiązaniem byłoby rozbudowanie artykułu 15. Statutu, dopuszczającego istnienie wewnątrz SLD platform programowych. Oczywiście należałoby podnieść rangę i umocowanie platform, tak jak to miało miejsce w statucie SdRP, który dopuszczał istnienie wewnątrz partii nie tylko platform programowych, ale i politycznych. Jedną z takich platform mogła by być „Wiosna”. Taki kierunek byłby uzasadniony również zapowiadanym otwarciem partii na „inne lewicowe struktury, które wyrażą taką wolę”. Czy w tym kierunku pójdą zmiany – nie wiadomo.
Wiadomo natomiast, że nastąpi zmiana nazwy partii (M.Kulasek, tamże). Dlaczego zmiana nazwy? Komu ona przeszkadza? SOJUSZ lewicy jest nazwą jak najbardziej adekwatną do zapowiadanego profilu nowej partii. Czyżby było to również jeden z warunków „Wiosny”? Jeżeli tak, to na jakie jeszcze warunki Biedronia przystał Czarzasty?
Oczekiwania albo inicjatywa zmiany szyldu zazwyczaj związana jest ze zmianami treści, które ten szyld ma reprezentować. Jakie więc merytoryczne zmiany proponowane są w Statucie, tak, aby „Wiosna” mogła powiedzieć sakramentalne „tak”?
Ustalono (tamże), że nową partią kierować będzie dwóch współprzewodniczących i że sekretarzem generalnym będzie osoba wskazana przez SLD. Podobna struktura zalecana ma być do powielania na szczeblach terenowych i realizowana w miarę możliwości.
Największa zmiana w funkcjonowaniu SLD może jednak kryć się za odpowiedzią, jaką Sekretarz Generalny udzielił podczas wrocławskiego spotkania na pytanie: „Co z legitymacjami członkowskimi SLD? Czy nowa partia wydawać będzie nowe legitymacje?” M.Kulasek odpowiedział mniej więcej następująco: „Wasze legitymacje SLD zostaną, będziecie je mieli. Ale czy będziemy wydawać nowe legitymacje? A po co? Odchodzi się już od legitymacji członkowskich. Czy nie szkoda pieniędzy na drukowanie nowych plastików”.
Wniosek z powyższego jest bardzo daleko idący. Jeżeli nie będzie legitymacji, to nie będzie również ewidencji członków i obowiązkowych, regularnych składek członkowskich. Nowa partia odejdzie więc od europejskiego standardu partii politycznych i przejmując rozwiązania amerykańskie, gdzie partię stanowią zarządy oraz osoby funkcjonujące w życiu publicznym z nadania partii (u nas: radni, posłowie, prezydenci, wojewodowie itp.) To właśnie te gremia zabiegają o środki na działanie partii oraz mobilizują wyborców i woluntariat, aby wybierały ich na kolejne kadencje. Taki model partii ma swoich wyznawców w doradczych kręgach Zarządu Krajowego. Osobiście byłem świadkiem przedstawiania takiego modelu partii przez jednego z SLD-owskich guru 8 lat temu podczas jednej z debat w Warszawie o przyszłości demokracji. Był ten model w istocie bezrefleksyjną kontynuacją doktryny Aleksandra Kwaśniewskiego, przewodniczącego SdRP, który jeszcze w 1991 r. stwierdził, że SdRP nie potrzebuje być partią wartości ale „musi nauczyć się wygrywać wybory”. Wydawać by się mogło, że po tylu kolejnych wyborczych doświadczeniach SdRP a później SLD jednoznacznie wskazujących, że hołdowanie zasadom wyborczego pragmatyzmu prowadzi wprawdzie (choć nie zawsze) do chwilowych sukcesów, po których następują jednak bardzo bolesne i co raz boleśniejsze upadki, zwycięży w SLD opcja szukania siły politycznej w trwałym politycznym zapleczu związanym z atrakcyjną dla tego zaplecza wizją przyszłości społeczeństwa i państwa. Jak widać – nie. Koncepcja SLD spotkała się na wspomnianej debacie ze spontaniczną i jednoznaczną ripostą przedstawiciela niemieckiej SPD, który przestrzegał przed takim rozwiązaniem. Jego zdaniem nie wpisuje się ono w europejskie standardy i w naszych warunkach prowadzi do upadku partii. Jak inaczej interpretować stanowisko obecnego i przyszłego Sekretarza Generalnego w kwestiach członkowskich? Obawy w stosunku do amerykańskiego modelu patii politycznej są uzasadnione nie tylko widocznym jego kryzysem w USA. Dwupartyjny model amerykański możliwy był po fizycznej likwidacji amerykańskich partii socjalistycznych po II wojnie światowej i zdominował na lata amerykańską scenę polityczną. W Polsce do politycznego duopolu jest daleko, tym bardziej, że sama lewica jest bardzo zróżnicowana i spora jej część odmawia SLD atrybutu lewicowości. Gdyby jednak doszło do „amerykanizacji” SLD, mielibyśmy do czynienia z groteskową sytuacją. Do tej pory członkowie wstępowali lub występowali do SLD. Jeżeli w nowej partii status członka partii zostanie faktycznie zmieniony, to będziemy mieli do czynienia z sytuacją, że to nie jeden czy drugi członek opuści partię, ale to partia wykreśli wszystkich swoich dotychczasowych członków.
W tej strategicznej sprawie władze SLD powinny być bardzo przejrzyste i jednoznaczne. Tym bardziej, że jesteśmy świadkami wielu zdarzeń, które zdają się potwierdzać przypuszczenie, że istotą tych zmian jest ostateczne zamknięcie karty pod tytułem SLD, a z nią i SdRP. Gdyby tak było w istocie, byłby to osobliwy wkład kierownictwa SLD w proces „dekomunizacji”. Nie będę zdziwiony, gdy ten okres oceniony zostanie przez historyków jako okres „autodekomunizacji” polskiej lewicy. Zasługujący może na jakiś medal „Za zasługi w dekomunizacji” lub „Za zasługi w walce z postkomunizmem”?
Na wspomnianym zebraniu Rady Wojewódzkiej SLD we Wrocławiu charakterystyczna była wypowiedź jej przewodniczącego, posła Marka Dyducha, niegdyś założyciela SdRP w Wałbrzychu. Marek Dyduch dziękując po wielokroć aktywowi SLD za kampanię wyborczą, stawiając siebie za wzór do naśladowania stwierdził w pewnym momencie coś takiego: „Musimy dokonać przekształcenia partii, wpuścić młodych i oddać im władzę. Czas nam na polityczną emeryturę. Ja sam zamierzam zrezygnować z funkcji przewodniczącego rady wojewódzkiej”. Na całym świecie wiek 60 lat jest dla polityka wiekiem złotym, wiekiem jego pełnej wiedzy, dojrzałości i odpowiedzialności. Oczywiście polityk może czuć się wewnętrznie wypalony ideowo i programowo. Ale wypalony polityk zazwyczaj po cichu usuwa się z życia politycznego, a nie czyni ze swojej ideowej i programowej impotencji przepustki do uczestniczenia w tym życiu. A już z pewnością nie powinien swoją niemocą zarażać innych i ciągnąć ich za sobą. Dyduch najpierw podziękował za kampanię wyborczą, aby w kolejnych słowach powiedzieć ni mniej, ni więcej tylko „spadajmy, pora na nas”. Zapewne nie zdawał sobie sprawy, że takie działanie to odbieranie praw ludziom z racji ich wieku, to ageism w czystej postaci – to dyskryminacja, która z zasady obca powinna być demokratycznej partii lewicowej.
Rzecz jednak w tym, że poseł Dyduch kreśląc przyszłość partii nie świecił własnym światłem. Dokładnie takie same opinie i hasła słyszę od kilku ładnych lat z ust Przewodniczącego SLD Włodzimierz Czarzastego. Po raz pierwszy usłyszałem dosłownie te same sformułowania ponad 3 lata temu, też we Wrocławiu, kiedy to Czarzasty zapowiadał odmłodzenie partii i konieczność uwolnienia jej z balastu „starego aktywu”. Obecna sytuacja Sojuszu jest efektem wieloletniego, konsekwentnego działania jej przewodniczącego, który miast szukać dróg i sposobów na poszerzanie elektoratu partii z determinacją zmierza do zamknięcia karty pod tytułem SLD. Pamiętamy wiele prób rozbicia SdRP, skłócenia, likwidacji. Częściowo udało się to przez przekształcenie SdRP w SLD. Dzisiaj jesteśmy być może świadkami aktu ostatniego – wywabiania SLD z mapy politycznej. Początkowo rolę wywabiacza, miała pełnić Platforma Obywatelska. Gdy ten projekt nie wypalił, znalazł się pod ręką nowy rozcieńczalnik w postaci „Wiosny” Biedronia.
W minionej kampanii wyborczej Czarzasty rolę SLD sprowadził do roli techniczno- organizacyjnej. SLD wyzbył się firmowania pracami nad programem wyborczym „Lewicy” przekazując je „Wiośnie”. Co dzieje się po wyborach? Na najważniejszą, najbardziej eksponowaną funkcję polityczną szefa klubu parlamentarnego desygnuje się nie szefa największej partii koalicyjnej, ale przedstawiciela „Wiosny”. Przewodniczący klubu parlamentarnego to na scenie politycznej osoba dużo bardziej znacząca niż wicemarszałek Sejmu. Ten bowiem, z racji funkcji w Prezydium Sejmu ma z urzędu stępione ostrze polemiki politycznej. Nie koniec na tym. Znamiennie ukształtowano Prezydium Klubu „Lewica”. W jego 10-osobowym składzie nie znalazł się nikt z SdRP-owskim pochodzeniem. Za burtą znaleźli się tak doświadczeni parlamentarzyści jak Marek Dyduch czy Tadeusz Tomaszewski. To hasło łączenia młodości z doświadczeniem w realu. Już tylko wisienką na torcie jest ostentacyjne wręcz pokazywanie się w mediach Przewodniczącego Czarzastego wyłącznie w otoczeniu ludzi, którzy z SdRP się nie kojarzą. SLD oddało przywództwo polityczne w klubie parlamentarnym a przed „frakcją” SLD trudne czasy. Jej jedność wystawiana będzie na próbę z jednej strony przez proces „przekształceniowy” SLD a z drugiej przez jasną, lewicowo bardzo wyrazistą i wartościową postawę Adriana Zandberga, polityka charyzmą zdecydowanie górującym zarówno nad Czarzastym jak i Śmieszkiem czy Gawkowskim.
SLD zniknie – to rzecz przesądzona. Jeżeli do samounicestwienia dojdzie to dlatego, że ta partia na to przez długie lata zapracowała. Dlatego też nie jestem przeciwnikiem łączenia SLD i „Wiosny”. Przy czym nie o nazwę nowej partii chodzi, ale o system ideowych wartości, z którymi będą identyfikować się jej członkowie (sympatycy?), a więc o redefinicję pojęcia „lewica”. Z pewnością kwestie obyczajowe – ważne przecież – nie mogą stać się głównym wyznacznikiem lewicowości we współczesnym świecie. Dlatego tak duże znaczenie będą miały te zmiany w statucie, które zmieniać będą również system wartości partii. Tak duże znaczenie będzie mieć też treść zapowiadanego na okoliczność połączenia obydwu partii Manifestu, pełniącego rolę deklaracji ideowo-programowej nowej partii. Niestety, o szczegółach proponowanych zmian nie wiemy jak dotąd nic. Wybieranym na wspomnianej Radzie Wojewódzkiej delegatom na grudniową Konwencję SLD, nie przedstawiono żadnych szczegółów proponowanych zmian statutu, poza ogólnikiem, że mają one służyć połączeniu się SLD z „Wiosną”. To moim zdaniem zdecydowanie za mało. Rzetelność i transparentność w tym historycznym dla lewicy momencie jest szczególnie istotna.