To ona zwyciężyła 12 marca przed Sądem Apelacyjnym w Warszawie.
– Procedowanie Sądu Rejonowego jest wadliwe, konstatacje sądu odmienne i własne, niezależne od opinii biegłego. I taki wyrok nie może się ostać – powiedział sędzia Mariusz Jackowski z Sądu Okręgowego w Warszawie, uchylając wyrok w sprawie „zdziwionego Jezusa”.
– Biegły odnosi się do gorliwych katolików, a w takich sprawach istotny jest miernik przeciętnego, a nie gorliwego odbiorcy – powiedział o opinii biegłego religioznawcy. Potępił również to, że sędzia Rafał Stępak opinię biegłego z dziedziny historii sztuki po prostu zinterpretował po swojemu (stwierdzając, iż biegły się myli).
Od 2013 roku byłam na każdej rozprawie ze zdziwionym Jezusem w roli głównej, wycierałam sądowe ławki, dyktafon rozgrzewałam do czerwoności. Wygląda na to, że sprawa wróci do sądu pierwszej instancji. Jednak pocieszające jest to, że Jerzy Urban, mój były naczelny, nie będzie musiał płacić horrendalnie wysokiej grzywny, a wolność słowa i wolność krytyki kościoła nie zostanie (jeszcze) na dobre stłumiona.
12 marca redakcja tygodnika „Nie” ma wszelkie powody, aby otworzyć szampana. To nie tylko dzień pomyślnego rozwiązania sprawy Jezuska, ale również urodziny redaktor Małgorzaty Daniszewskiej – prywatnie żony Jerzego Urbana.
Być może wkrótce naczelny „Nie” da mi się namówić na wspólną publikację. Zapowiadam to nieśmiało, tak, aby narobić apetytu, ale nie zdradzić szczegółów, które jeszcze są mgliste, lecz z każdym dniem coraz bardziej się konkretyzują.
A jak sam Jerzy Urban skomentował ogłoszenie wyroku?
„Mam już 86 lat, mogą mnie za to skazać nawet na dożywocie, mam to w dupie!”.