Powinienem być dzisiaj (niedziela, 5 grudnia 2021 r.) pod wrażeniem, że obecnemu reżimowi w naszym kraju udało się dotrzymać słowa, co jest ewenementem tak rzadkim jak włosy na głowie łysego – kilka włosków na karku, które pieczołowicie pielęgnuje żyjąc nadzieją, że kiedyś uda mu się z nich zapleść warkoczyk.
A ja zamiast się radować, otworzyć szampana, popędzić do Świątyni Opatrzności Bożej by odśpiewać Te Deum, złożyć wieniec przy willi na Żoliborzu, mam niesmak, wręcz obrzydzenie i zamiast szampana wychlam butelkę orzechówki bo ona na mdłości jest lekiem skutecznym.
Niemiłościwie nam panujący wpuścili wreszcie dziennikarzy na granicę z Białorusią, a redaktorzy i redaktorki z ucałowaniem rączek dobrodziejów popędzili natychmiast w tamten rejon pod obstawą strażników, tak silną i uzbrojoną, jak ochrona pana na Żoliborzu i Nowogrodzkiej. Dotarli tylko tam gdzie ich zawieziono i pokazano palcem, co im wolno filmować. Dostąpili przy tym wielkiej łaski „akredytacji” przy SG. W tym przypadku słowo ”akredytacja” ma takie samo znaczenie, jak w przypadku kiedy biedak smażący sobie na obiad obierki z ziemniaków twierdzi, że przygotowuje bankiet.
Redaktorzy dostąpili łaski możliwości pokazania : kawałka lasu, kawałka łąki, kawałka duktu leśnego i samochodów Straży Granicznej oraz kilku strażników zwróconych do kamery taką samą częścią ciała, która jest miejscem gdzie czciciele prezesa pchają się bez wazeliny.
Czy warto było marnować czas, paliwo, taśmy filmowe, itp? Przecież wystarczyło pojechać w Warszawie do Lasu Kabackiego, żeby nakręcić to samo. A może jeszcze udałoby się namierzyć i nakręcić jakiegoś ekshibicjonistę. Zdarzają się oni tam częściej niż na granicy z Białorusią, toteż taki film byłby znakomitym prezentem dla wiceministra Wąsika, który natychmiast pokazałby go posłom na posiedzeniu Komisji Sejmowej, a może i na posiedzeniu plenarnym.
Są znakomite filmy przyrodnicze o Puszczy Białowieskiej, trzeba było je w miejsce „reportaży” z granicy pokazać z prawdziwą korzyścią dla widzów lub puścić kreskówki z Kaczorem Donaldem, co sprawiłoby radochę dzieciom (i nie tylko dzieciom).
Niektórzy dziennikarze, komentując to „historyczne zdarzenie” na granicy zachowali pozory krytycyzmu komentując, że owszem reżim wpuścił nas na granicę, ale mogliśmy robić tam tylko to, na co pozwalali zaprogramowani przez Rakowiecką graniczni cenzorzy.
Tyle, że te komentarze są funta kłaków warte, Ci, którzy wiedzą o matactwach kacyków nie potrzebują podparcia tego zdjęciem lasu i uzbrojonego strażnika. Sprawozdawcy uczestniczący w dzisiejszej granicznej szopce, nawet jeśli podkreślali, że zdają sobie sprawę iż brali w niej udział, dali kaczystowskiej propagandzie, kontynuującej goebbelsowską zasadę, iż absolutnym prawem państwa jest nadzorowanie kształtowania się opinii publicznej, kolejne alibi. Zostanie ono przez reżim skwapliwie wykorzystane do jeszcze silniejszego ogłupiania jego wyznawców i cementowania ich szeregów.
Nie sądzę, by zarządcy obecnie naszym krajem słyszeli o Louisie Dumurze (Dumur) szwajcarskim pisarzu z przełomu XIX/XX wieku, który powiedział, że polityka to sztuka posługiwania się ludźmi, wmawiając im zarazem, że im się służy. Niemniej kierują się taką samą zasadą w swoim postępowaniu, acz trudno nazwać to co wyczyniają sztuką. Jest to raczej tandentna amatorszczyzna, ale jak wiadomo tandeta ma najliczniejsze grono wyznawców.
W nowej wersji stanu wyjątkowego na granicy z Białorusią wybitni pisuarni prestidigitatorzy, autoryzowani przez tak renomowanych ignoramusów jak minister spraw wewnętrznych i administracji Mariusz Kamiński i jego zastępca i kompan od dwuznacznych, roznegliżowanych męskich spotkań towarzyskich wiceminister Maciej Wąsik, wydumali, że oprócz tragifarsy z udostępnianiem dziennikarzom pobytu na granicy z Białorusią, zorganizują im przy granicy warsztaty dziennikarskie!!!
Tylko patrzeć jak ci specjaliści od mydła i powidła, z uwagi na protesty przeciw ustawie antyaborcyjnej, poczują się miarodajni do organizowania kobietom warsztatów porodowych.
Czego będą dziennikarzy na tych przygranicznych warsztatach uczyć?… Wciskania ciemnoty, przekręcania faktów… i przede wszystkim będą indoktrynować. Można to było dowiedzieć się m.in. z wypowiedzi jednego z wiceministrów spraw zagranicznych 3 grudnia 2021 r. na konferencji prasowej w nowoutworzonym Centrum Prasowym w Popławcach przy granicy z Białorusią. Powiedział, że będą tam przekazywali dziennikarzom prawdziwą prawdę. Czytaj objawiona prawda władzy.
Jedną z próbek tej prawdy przedstawił jakiś generał Straży Granicznej uczestniczący w tej konferencji, który posłużył się błyskotliwą sentencją – Uspokojenie sytuacji na elemencie doraźnym!
Ostrzegam: Jak wskazują doświadczenia ostatnich sześciu lat, dla tego reżimu przejście z sytuacji na elemencie doraźnym do Sądów Doraźnych to tyle co zamienić stanowisko prezesa Trybunału Konstytucyjnego na kierowniczkę jadłodajni.
I tu nasuwa się pewna korekta do mojego wcześniejszego stwierdzenia, że rządzą naszym krajem tandetni amatorzy. Pani Julcia jest na tyle rozgarnięta, że podobno nigdy nie podaje swemu idolowi rosołu gotowanego na kaczce. A jeśli jeszcze odpowiednio zupkę doprawia, to znaczy, że losy Ojczyzny powierzyła jej Opatrzność.