Globalnej pandemii polegającej na rozprzestrzenianiu się koronawirusa (covid-19) towarzyszy festiwal dobroczynności i kapitalistycznego solidaryzmu społecznego. Świat po tej epidemii mógłby się gruntownie zmienić, jednak ta właśnie dobroczynność i ten solidaryzm społeczny, wykorzystując swój potencjał ekonomiczny i ideologiczny, odsuwa od tych gruntownych zmian.
Wśród polityków i pretendujących do tego miana panuje licytacja na drobnomieszczański populizm – każdemu kolejnemu zależy tylko jeszcze bardziej na pomocy dla przedsiębiorców. Rzadziej ktoś upomina się o pracowników. Tę samą troskę o przedsiębiorców wyrażają dziennikarze prywatnych mediów głównego nurtu. To wszak przedsiębiorcy są główną solą tej ziemi i naszym wspólnym dobrem. Pomimo rozprzestrzenienia się groźnego wirusa troska o służbę zdrowia, naukę i sama walka o zażegnanie epidemii jest sprawą jakby mniej istotną. Zyski liczą się bardziej niż zdrowie i życie ludzi. Ta liberalna narracja urozmaicona jest jednak w solidarystyczny dodatek moralny i promocję społeczeństwa obywatelskiego.
W mediach ukazują się hufce szwaczek i szwaczy za darmo szyjących maseczki ochronne, grono wolontariuszy robiących zakupy dla starszych ludzi i różne inne formy solidarności. Ten wdowi grosz bez wątpienia zasługuje na uznanie, co jednak wynika z takiego przesłania? Że to Ty masz pomagać?
Jak mawiał klasyk neoliberalizmu, Ronald Reagan: „Nie możemy pomóc każdemu, ale każdy może pomóc komuś”. Idąc dalej za neoliberalnym systemem wartości, najbardziej może pomóc ten co najwięcej posiada. Pomogła już Dominika Kulczyk, Fundacja TVN i Fundacja Polsat… ale po obejrzeniu specjalnego spotu reklamowego… Któż się nie zachwyca pomagającym w tych trudnych czasach, gdy musimy być razem?
Atmosfera dobroczynności zakrywa kolejne bankructwo systemu w którym żyjemy. Polska skomercjalizowana opieka zdrowotna jest niedofinansowana – częściowo państwowa, częściowo prywatna – i nie jest przygotowana na epidemię koronowirusa. „Nakaz” izolacji i akcja informacyjna „zostań w domu” ma być znieczuleniem i zastępstwem za te niedobory. Społeczeństwo obywatelskie na te niedobory proponuje działalność Jurka Owsiaka i Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, zakupującej respiratory i inne niezbędne sprzęty szpitalne. Ten sam Jerzy Owsiak kilka lat temu postulował całkowitą prywatyzację służby zdrowia, podając USA jako doskonały przykład tego rozwiązania.
A to właśnie w USA umiera najwięcej osób zarażonych koronowirusem. Szpitale pomagają tylko tym, którzy za to zapłacą. Ta rynkowa logika koliduje z efektywnym zwalczaniem wirusa. Wracając do słów Ronalda Reagana – „Nie możemy pomóc każdemu”. Jak kogoś nie stać na leczenie… można zrobić zbiórkę… „ale każdy może pomóc komuś”, pod warunkiem, że ma z czego. W ostateczności najwznioślejsze napady liberalnego altruizmu jednak nie wystarczą.
Jak wygląda społeczeństwo obywatelskie w dobie koronawirusa? Słabnie, ponieważ jego darczyńcy z klasy średniej bankrutują. Mniej wpływowe fundacje toną we frustracji i proszą o wsparcie. Trzeci sektor to jednak rozwinięcie stosunków rynkowych: pomóc można, ale nie trzeba. Media przedstawiają sytuację jako swego rodzaju renesans społeczeństwa obywatelskiego. Eksplozja dobroczynności „zastępuje” więc sprawną, państwową służbę zdrowia i dobrze opłacaną pracę szwaczek.
W tym samym czasie socjalistyczna Kuba wysyła swoich lekarzy do umierających kapitalistycznych państw. Kubańska służba zdrowia jest w pełni państwowa. Jest to rzeczywista „służba zdrowia” – służba dla ludzkości, nauka podporządkowana interesom ludzkości, moralny obowiązek, a nie „pomóż fundacji, a poczujesz się lepiej”.
Spektakl dobroczynności w warunkach izolacji nie dostrzega się też innych bolączek. Propaganda „#zostańwdomu” i wesołe śpiewanie przez Skype’a nie uwzględnia… bezdomnych. Gdzie mają zostać bezdomni? Czy będą dostawać mandaty? Czy epidemia koronawirusa prowokuje do zmiany polityki mieszkaniowej? Czy jedynym plusem epidemii będzie spadek ceny mieszkań?
Pandemia to kolejna klęska kapitalizmu. Jednych zmusiła do zawieszenia działalności, drugich skłoniła do spekulacyjnej sprzedaży maseczek ochronnych. Wolny rynek okazuje się w takich chwilach bezsilny i bezduszny, nie jest też w stanie zapewnić zwalnianym pracownikom źródła utrzymania. Kapitalizm będzie się jednak bronić. Jego przyszłość zależy bowiem od państwowego interwencjonizmu.
Po Wielkim Kryzysie w 1929 roku państwa zachodnie postanowiły ratować kapitalistyczne gospodarki, uwzględniając potrzeby socjalne społeczeństwa, przyjmując model keynesowski. W czasach neoliberalizmu zaprzestano te potrzeby uwzględniać. Po kryzysie ekonomicznym w latach 2007-2009 państwa kapitalistyczne, w tych szczególnie USA, ratowały najbogatszych, głównie bankierów, kosztem reszty społeczeństwa, która płaciła za krach systemu finansowego. Interwencjonizm państwowy miał stanowczo klasowy charakter. Obecnie podobna sytuacja ma miejsce w Polsce za rządów PIS w ramach tzw. tarczy antykryzysowej.
PIS w porównaniu do liberalnej opozycji podkreśla, że należy pomóc przedsiębiorcom i pracownikom. Propaganda PIS jest konsekwentnie solidarystyczna klasowo. W praktyce PiS opowiada się jednak za takim samym neoliberalizmem jak PO, w tym za uelastycznieniem kodeksu pracy. Pracownicy i najubożsi będą ponosić koszty tego kryzysu. Czy się na to zgodzą?
Obecna epidemia pompuje nastroje solidarystyczne. Interes przedsiębiorców utożsamia z interesem ogółu. Czy pracownicy dadzą się spacyfikować przez te nastroje? Póki co, pacyfikują powszechna izolacja i kolejne „zakazy”. W tym czasie rząd forsuje najbardziej bezczelne pomysły: wybory prezydenckie w okresie epidemii, najbardziej antypracownicze rozwiązania, a Kaja Godek odgrzewa antyaborcyjnego kotleta…
W dobie nakazanej izolacji możliwości protestu są utrudnione, a rząd, kapitaliści i neoliberałowie, nie przebierają w bezczelności. Nie kwestionuję sensowności pozostania w domu w okresie pandemii – choć te zakazy są chwilami bezsensowne (jak na przykład zakaz wychodzenia do lasu). Pominę też to, że księża, myśliwi czy wojska NATO działają na innych zasadach. Ciągle wielu pracowników musi chodzić do pracy i to nie tylko sprzedawcy w supermarketach czy pracownicy szpitali. Pracują często ponad siły, narażając się na zakażenie, po to by nawet media głównego nurtu uznały ich za „bohaterów”. Przed pandemią takimi bohaterami nie byli.
Osoby, które łudziły się, że kryzys zdrowotny przyczyni się do automatycznego upadku kapitalizmu są bardzo naiwne. Straci klasa średnia, ale nie zabezpieczona na wieki oligarchia finansowa. Kapitalizm mógłby upaść i w tych warunkach, potrzebna jest jednak rewolucyjna organizacja. Póki co jedynie Kuba ratuje honor socjalizmu.
Tymczasem przekaz medialny ciągle uzależniony jest od kapitalistycznych mecenasów. Media nawet nie zdecydowały się na promocję zdrowej żywności, choć Polska Akademia Nauk zalecają na czas epidemii unikanie produktów mięsnych i mlecznych. Programy śniadaniowe nic sobie z tego nie robią. Ciągle pojawiają się reklamy mięsa, produktów mlecznych czy śmieciowego jedzenia, osłabiające odporność. Media nie podważają potęgi przemysłu mięsnego i mlecznego. W polskich szpitalach bardzo trudno też o dietę roślinną, która najlepiej uodparnia na wirusa.
Kryzys epidemiczny wymaga skoordynowanych działań i rzeczywistej solidarności. W chwili obecnej tej powszechnej solidarności brakuje – wbrew temu co pokazują media. Solidarystyczny medialny przekaz oraz reklamy większych fundacji uzależnionych od wielkiego kapitału zamydlają rzeczywisty stan rzeczy i podtrzymują bajeczkę o społeczeństwie obywatelskim mogącym działać w kapitalistycznych stosunkach rynkowych. Panika miesza się z powierzchowną dobroczynnością.