Jarek Ważny
Paweł Tanajno, do spółki z Grzegorzem Braunem i skrawkami twardego jądra Konfederacji, wyprowadzili na ulice Warszawy zdesperowany tłum. Media podały, że to przedsiębiorcy, ale pośród nich nie brak było zwykłych ludzi, średniaków. Samozatrudnionych. Tych ze śmieciówkami. Bo to właśnie oni najbardziej dostają od państwa, które znowu funduje im łzy i cierpienie.
Krzyk przedsiębiorców, podparty basem politycznym, jest wołaniem zdesperowanych ludzi o ratunek. Bo do chóru krzyczących mogą spokojnie przyłączyć się ci wszyscy, którzy mają jeszcze coś do stracenia. Tzn. bita w goły zad, przez całe lata „wolnej Polski”, klasa średnia. Jednakowoż to polityczne basowanie Brauna i Korwina jest o tyle niebezpieczne, bo…wiarygodne. To właśnie nie kto inny, tylko oni, odważyli się wyjść z ludźmi na ulicę, pokazując, że nie strach im umierać na covid i za covid. Deklarowanie, że jest się z ludem a nie z panami, nie może bowiem kończyć się na samym deklarowaniu. Jeśli oczywiście chce się być wiarygodnym. Na szczęście nie ma w polityce takiego przymusu. Tymczasem jednak, ta korwinowska aria może się roznieść jak echo po pustym placu boju, na którym inni tylko nieśmiało nawołują, żeby coś dać, albo coś zabrać, a ludzie chcą pracy. Chcą prawa do pracy. Chcą ratować swoje majątki i swoje dawne życie, a nie dostawać jałmużnę za to, że siedzą w domu i patrzą, jak wszystko idzie na zmarnowanie.
Wiem, wiem, zaraz znajdą się i tacy, którzy nazwą takie postępowanie skrajną nieodpowiedzialnością. Jest pandemia, trzeba siedzieć w domach i czekać zmiłowania albo lepszych dni. Ale jak tu można czekać, kiedy ludzie tracą dorobek całego życia w miesiąc, a rząd przygląda się temu bezczynnie i nie robi nic, żeby przypadkiem nie podpaść elektoratowi, który akurat nic nie ma, oprócz wegetacji w czterech ścianach. No i głosu, który i tak odda. I tu docieramy do sedna sprawy.
Dlaczego najbardziej niezadowoleni są w Polsce mikroprzedsiębiorcy, samozatrudnieni, prywaciarze, artyści na śmieciówkach, lokalni biznesmeni, a nie np. wielkomiejska biedota albo krezusi notowani na giełdach? Bo najbardziej na tym pandemicznym szaleństwie tracą właśnie ci średni, od badylarza po menadżera. Oni tracą najwięcej, bo, po pierwsze, w przeciwieństwie do lumpenproletariatu, cokolwiek mają, czyli np. pracę, skromne oszczędności, kredyty do spłacenia etc., a po drugie, w przeciwieństwie do bogaczy, nie mają narzędzi, żeby majątek zamrozić, schować, albo po prostu: stracić tak, żeby było się z czego odbić. A bogaci mają. I siedzą cicho. Bo kto bogatemu zabroni. Czasem bąkną coś o kryzysie światowym, ale biorą go na przeczekanie, bo są spokojni o swój byt.
Podobnie jak biedota, która na szczęście nie zginie w Europie z głodu. Jedni i drudzy wiedzą, że przeżyją. Że państwo nie da im zginąć, bo są państwu potrzebni. Pierwsi jako elektorat, drudzy jako poręczyciele kredytów na kampanie i lobbyści. A klasa średnia, która urabia sobie ręce po łokcie dzień w dzień, widzi, jak biedota uczepiła się wraz z rządem jej nogawki i ciągnie ją w przepaść. Bogaci tymczasem dawno już schowali drabinę, żeby ktoś z dołu nie wlazł na ich piętro.
Drugim symbolem walki z wariactwem tego czasu stali się ostatnimi dniami górnicy jednej ze śląskich kopalń. Nagły wzrost zachorowań na Śląsku, lub raczej powinno się napisać, wykrywalności wirusa w 90 procentach bezobjawowego, zmroził opinię publiczną. Gdy jednak przyjrzeć się dokładniej temu wzrostowi, okazuje się, że ludzie z wykrytym covidem nie przechodzą go tam wcale lub prawie wcale. To każe poddać w wątpliwość całość zastosowanej dotąd metody izolacji. Bo jeśli jest tak jak na Śląsku, a jest, że zakażonych jest znacznie więcej niż chorych, należałoby lockdown zastosować wyłącznie wobec starców i chorych przewlekle, instruując lud, żeby nie odwiedzać seniorów w tym czasie i nie narażać ich na niepotrzebny stres.
Prawdopodobnie tak właśnie połączyli w głowach kropki górnicy z kopalni, którzy odmówili zaprzestania wydobycia i zjeżdżania na dół jedną windą. Dobrze bowiem wiedzieli, że jak raz się pozwoli władzy zamknąć interes, to za chwilę nie będzie już do czego wracać. A ich całe życie, podobnie jak życie całej rzeszy średniaków, będzie już tylko ostrym cieniem mgły.