Mityczny król Midas dotykiem swym zamieniał wszystko w złoto. Ziejący „miłością do Polski” jaśniepan prezes Kaczyński zamienia wszystkich współpracowników w moralne błoto.
Pan Adam Bielan był cudownym politycznym dzieckiem i nadzieją polskiej prawicy. Zaczynał jako przewodniczący Niezależnego Zrzeszenia Studentów, był też wiceprzewodniczącym międzynarodowej organizacji studenckiej European Democrat Student. W 1997 roku został wybrany z listy Akcji Wyborczej „Solidarność” posłem na Sejm RP. Był wówczas najmłodszym parlamentarzystą w tamtej kadencji.
Potem pan Bielan został euro deputowanym. W Parlamencie Europejskim wybrano go wiceprzewodniczącym tej izby. Miał wtedy opinię poważnego parlamentarzysty, wróżono mu wielką międzynarodową karierę. W listopadzie 2010 roku wystąpił z PiS. Zachował się wtedy godnie, ostatni raz chyba w swojej karierze politycznej. Ale ta walka o godność kosztowała go klęską w następnych wyborach do Parlamentu Europejskiego. Po kilku latach wysiadywania na prawicowych, kanapowych partiach politycznych złożył hołd lenny panu prezesowi Kaczyńskiemu. Jednak w szeregi PiS formalnie już nie wrócił. Dostał zapewne od pana prezesa nowe partyjne zadanie – pracę wśród prawicowych koalicjantów PiS. W 2015 roku został wybrany senatorem z listy PiS, a potem wicemarszałkiem Senatu. Cztery lata później ponownie wybrano go do Parlamentu Europejskiego. Też z listy PiS.
Do lutego 2021 roku pan euro deputowany Adam Bielan uchodził co prawda za prawicowego knuja politycznego i intryganta. Ale jego knujstwo mieściło się w prawicowej normie i standardach tradycyjnego tam politycznego intryganctwa. Dodatkowo nadal chodził w nimbie genialnego spin- doktora, specjalisty od wygrywania wyborów. Politycznego, prawicowego intelektualisty.
Teraz pan euro deputowany zachowuje się jak polityczna „Tituszka” pana prezesa Kaczyńskiego.
„Tituszki” to spotykane na Ukrainie, Białorusi i Rosji bojówki dresiarzy używane przez władze do bicia opozycjonistów i rozbijania ich wieców.
Co prawda pan poseł Adam Bielan jeszcze nie skopał fizycznie pana wicepremiera Gowina, ale swym knuciem i podłymi intrygami rozbija mu partię. Dla oszukania wyborców Porozumieniem zwaną. Partię, w której zapewne od początku był „śpiochem” pana prezesa. Teraz pan euro deputowany Bielan kłamie politycznie we wszystkich mediach. Zwłaszcza w kurskiej TVP info i Polskim Radio. Mediach w których kłamstwa polityczne są normą i codziennością.
Pamiętam pana posła Bielana, kiedy naprawdę błyszczał elokwencją w Sejmie RP III kadencji, jak uczciwie pracował w latach 2003-2004 podczas obserwacji Parlamentu Europejskiego. Miał wtedy zadatki na męża stanu. Niestety jako młody polityk wpadł w wyjątkowo złe, patologiczne politycznie towarzystwo. Ono zepsuło go i zdegenerowało moralnie. Dziś pan euro deputowany Adam Bielan jest symbolem politycznego bejsbola. Tituszkiem pana prezesa, dresiarskim karkiem od mokrej roboty politycznej.
Charchać na Warchoła
Pan poseł Marcin Warchoł to kolejne cudowne dziecko polskiej prawicy. Doktor nauk prawnych na prawdziwym, bo Warszawskim, uniwersytecie. Poseł na Sejm RP. Wiceminister sprawiedliwości, czyli ziobrzysta.
Do tego tylko raz żonaty, co w narodowo- katolickich elitach jest rzadkością. Bo oni praktykują katolicyzm selektywny. Wypełniania wszystkich norm katolickich wymagają jedynie od okupowanego religijnie narodu polskiego.
Ten piękny, czterdziestoletni polityk został dostrzeżony przez osiemdziesięcioletniego prezydenta Rzeszowa Tadeusza Ferenca. Wielce zasłużony dla rozwoju Rzeszowa prezydent zgłosił właśnie wolę ustąpienia i jako swego następcę wskazał na pana posła Warchoła. Wywołał tym zdumienie, zwłaszcza na lewicy, bo prezydent Ferenc był kiedyś członkiem PZPR i posłem na Sejm RP z list SLD. W czasach kiedy debiutował tam pan „Tituszek” Bielan. Jeszcze silniej na testament prezydenta Ferenca zareagowały elity PiS. Na wieść, że pan poseł Marcin Warchoł przyjął oferowaną mu w spadku prezydenturę Rzeszowa i rozpoczął kampanię przedwyborczą, pierwsze zareagowały narodowo- katolickie media.
Kaczystowski tygodnik „Sieci” opluł od razu pana posła z Solidarności Polskiej. Przede wszystkim za oświadczenie pan posła Warchoła, że „w razie ewentualnej wygranej utrzyma w stanie dalszego zatrudnienia wszystkie osoby obecnie wykonujące pracę, pod jakimkolwiek tytułem prawnym w urzędzie miasta, służbach i spółkach miejskich”. Bo przecież taka polityka miłości i współdziałania nie mieści się w kaczystowskich standardach. Skoro naród rzeszowski wybierze na prezydenta kaczystę Warchoła to znaczy, że daje mu prawo do wyrzucenia z pracy wszystkich nie kaczystów. Do poziomu sprzątaczek.
A tu taki Warchoł obiecuje koegzystencje. Toż to zamach na suwerenność Polski! Narodową wspólnotę! To jakieś neomarksistowskie warcholstwo.
Oczywiście można z góry przyjąć, że oświadczanie pana posła Warchoła jest zwykłem kłamstwem. Podobnym jakie codziennie słyszymy z narodowo- katolickich ust. Politycy PiS kłamali i kłamią, ich partyjne media kłamią, funkcjonariusze ich kościała kat. kłamią jak złoto.
Wszyscy chyba współpracownicy pana prezesa Kaczyńskiego kłamią, bo kaczyzm oparty jest na totalnym oszukiwaniu wyborców.
Dlatego opluwanie, charchanie wręcz, na pana posła Warchoła nie wynika z jego etyki politycznej. Bo w całej Zjednoczonej Prawicy etyka polityczna to oksymoron. Owo charchanie to dopiero wstęp do eliminacji pana posła Warchoła z rzeszowskich wyborów przez elity PiS. Bo pozwolił sobie on na wyjątkowe warcholstwo. Nie uzgodnił swego kandydowania wcześniej z rzeszowskim panem posłem PiS Krzysztofem Sobolewskim, szefem miejscowego PiS.
Oczywiście, gdyby zaczął uzgadniać, to pewnie usłyszałby braterskie „paszoł won”, bo wchodzi na teren, który już sobie pan poseł Sobolewski politycznie obsikał. Albo usłyszałby zapewnienie poparcia, które potem uległoby totalnej dewaluacji.
Dlatego znając poziom kłamstw, kucia i intryg w PiS, pan poseł Warchol poszedł własną drogą. Na swoje. Co oburzyło też wielce wpływowego w PiS pana euro deputowanego Tomasza Porębę. Zagrzmiał on tak: „Jest coś dziwacznego w tym, że prezydent ze środowisk, delikatnie mówiąc, dalekich od obozu rządowego rekomenduje na swego następcę ministra rządu Zjednoczonej Prawicy, a ten zgadza się i oświadcza, że nic nie zmieni, choć Rzeszów zmian potrzebuje. Pytanie, komu ma to służyć?
Tu warto dodać, że PiSowskie wiewiórki ćwierkają o chęci pana euro deputowanego Poręby na prezydenturę Rzeszowa. Bo „Rzeszów zmian potrzebuje”. I wszystko co tam ferencowskie trzeba będzie wypalić do żywego.
Jednak aby on wystartował musi wpierw poradzić sobie z warcholstwem wiceministra swojego rządu, poparciem dla pana posła Warchoła ze strony kierownictwa ziobrystowskiej Solidarnej Polski, a także z panem posłem Sobolewskim, który ma własną kandydatkę.
Czy to spowoduje, że w prezydenckich, rzeszowskich wyborach Zjednoczona Prawica wystawi dwójkę kandydatów?
Wszystko zależy od tego co urodzi się w głowie jaśniepana prezesa Kaczyńskiego. On nie śpi. Zapewne już ma jakiegoś rzeszowskiego bejsbolo-bielana, rycerza Dobrej Zmiany.
Głosowaliście na nią, no to ją macie.