We wtorek w godzinach wieczornych do Marszałka Sejmu wpłynął PiS-owski projekt ustawy o zmianie ustawy o Trybunale Konstytucyjnym. Ustawa ma mieć charakter „naprawczy”. Jej sprawozdawcą jest były PRL-owski prokurator poseł Piotrowicz, który zasłynął stwierdzeniem, że Trybunał jest ostatnim bastionem postkomunizmu.
PiS chce przenieść siedzibę Trybunału Konstytucyjnego poza stolicę, najlepiej do Polski Wschodniej. Przypomnę tylko, że sąd konstytucyjny poza stolicę, do Petersburga, wyprowadził W. Putin. Na Słowacji siedzibę sądu konstytucyjnego poza stolicą, w Koszycach, ustanowił inny kryształowy demokrata W. Mečiar. Z jednej strony dekoncentracja urzędów publicznych zasługuje na poparcie. Z drugiej, trudno nie zauważyć, że w tym konkretnym kontekście chodzi o zdeprecjonowanie pozycji Trybunału.
Projekt PiS wprowadza również zasadę, że Trybunał Konstytucyjny podejmuje uchwały większością 2/3 głosów, w obecności co najmniej 13 sędziów Trybunału, w tym prezesa lub wiceprezesa TK. Istnieje poważne niebezpieczeństwo paraliżu Trybunału wobec braku kworum.
Przywodzi to na myśl marny koniec pierwszego świecie sądu konstytucyjnego – w Republice Austrii. Sąd powstał w 1920 roku. W 1933 stał się obiektem ataku tzw. austrofaszystów kanclerza Engelberta Dollfussa (na zdjęciu). W 1933 roku został sparaliżowany na skutek postawy prawicowych sędziów i permanentnych problemów z zebraniem kworum. W 1934 został zlikwidowany.
Lewica ma z Trybunałem Konstytucyjnym długą listę rachunków krzywd (aborcja, klauzula sumienia). Żadna dłoń ich nie przekreśli. Jednak historia pokazuje, że Trybunał jest zaporą przed siłami, które chcą dokonać konserwatywnej rewolucji. Bo wbrew temu co insynuowała premier Szydło, Trybunał raczej nie będzie blokował „500 zł na dziecko”, lecz próby „odzyskiwania” przez prawicę kolejnych instytucji państwa.
Politycy PiS czasami mówią, że Trybunał ma być „zaporą” przed dobrą zmianą. 93 lata temu pisano raczej o „zawadzie”. Sens był ten sam. A skutek taki, że jutro będziemy palić znicze pod Zachętą.