Białoruś służy obecnie bardzo wyraźnie do leczenia polskich narodowych kompleksów. Liczni politycy walczą tam o „wolność” kompletnie ignorując fakt, że w Polsce po transformacji wcale jej nie ma.
W pierwszym szeregu walczących stoją razem premier Morawiecki i niedawny lewicowy kandydat na prezydenta Robert Biedroń. Inni posłowie Lewicy cieszą się z tej jednomyślności. Naprawdę nie stać ich na nieco szersze spojrzenie? Nie chodzi o popadanie ze skrajności w skrajność i obronę dyktatora, którego obywatele mają szczerze dość. Warto byłoby jednak choćby zwrócić uwagę na to, że demokracja parlamentarna niczego obywatelom nie gwarantuje. Białorusini chcą zachować socjalne zdobycze?
Muszą o to walczyć już teraz.
Zamiast tego serwujemy sobie i innym bajkę o tym, jak to nasz balcerowiczowski i kolonialny model z emigracją milionów, prywatyzacją wszystkiego i prawicowym, homofobicznym klerykalizmem u władzy jest cudowny i święty. Tymczasem jesteśmy biednym, wyprzedanym krajem pełnym nędzy, wyzysku i ze zniszczonymi usługami publicznymi. To nie jest model do powtarzania dla kogokolwiek. Kto chce eksportować „polską drogę do wolności” nie jest ani lewicą, ani nawet uczciwym człowiekiem.
American Dream dawno zdechło.
Leczeniu kompleksów służy także historia, w Polsce interpretowana wyłącznie reakcyjnie i rewanżystowsko. Bitwa Warszawska służy wzniecaniu nowego militaryzmu i kontynuacji walki z „komuną”. Śmierć 200 tys. cywilów w totalnie bezsensownym powstaniu jest wykorzystywana do podsycania kultu śmierci za kraj. Wszystkie wystąpienia robotnicze są uzasadnieniem dla krwawego neoliberalizmu itd. Tymczasem historia Polski uczy nas, że powinniśmy stawiać przede wszystkim na pokój, neutralność i dobre relacje ze wszystkimi, a nie budować kolejne bazy wojskowe i rzucać się między wyścig zbrojeń imperiów. Lekcja z polskiego umierania za sprawę jest taka, że wcale nie trzeba umierać. Można wyłączyć się z zimnej wojny i porzucić sny o rozgrywaniu mocarstw.
MOŻNA.