28 marca 2024

loader

Znasz li ten kraj

Pamiętam z przedwojennych lat chłopięcych, jak do nastrojowej pieśni S. Moniuszki ze słowami wiersza A. Mickiewicza „Znasz li ten kraj, gdzie cytryna dojrzewa….” uzdolnieni koledzy usiłowali dorabiać inne teksty, adresowane do sympatii z gimnazjum Platerówny. Dzisiejsza młodzież, gdyby znała ten wiersz i odczuwała potrzebę jego autorskiej przeróbki, powinna zaczynać go raczej od słów „Znasz li ten dziwny kraj, gdzie jabłka dojrzewają, a inteligencja zanika ….”.

Rachunek sumienia

Próbując łapać pierwsze promienie przedwiosennego słońca, siadam na przyzbie, na razie tylko w towarzystwie pieska, i zastanawiam się, od czego to się zaczęło. Już długie sześć lat mija od chwili, kiedy „My Naród”, wprawdzie nie jednogłośnie, ale poprawnie, wybraliśmy określoną partię polityczną o pięknej nazwie „Prawo i Sprawiedliwość” z przewagą, dająca jej prawo rządzenia.

Teraz wszystko jest „narodowe”, więc coraz więcej współobywateli przyznaje, że to był narodowy błąd. Nie czuję się współwinny, bo głosowałem na zupełnie kogo innego. I ze zdziwieniem, podbudowanym strachem, wysłuchiwałem przed wyborami i po wyborach opowieści wodza zwycięskiej partii i członków jego gwardii (a może lepiej – biura politycznego) o tym, że stworzą nową Polskę. A właściwie nowe państwo – oczywiście suwerenne, podniesione z kolan, bezwzględnie uczciwe, sprawiedliwe, nowoczesne, bogate i wzbogacające obywateli, do reszty zdekomunizowane, pamiętające o bohaterskiej przeszłości i tych, którzy ją tworzyli. Wszystkie te deklaracje były podlane werbalnym sosem patriotyzmu, wspomagającym podział na „my” – prawicowi patrioci i „oni” – liberalni koniunkturaliści i postkomuniści, czyli, na obywateli pierwszego i drugiego sortu.

Dlaczego byłem przestraszony? Bo jako zdeniołężniały, ale złośliwy staruszek, pamiętałem, że właściwie wszystkie przejmujące władzę ugrupowania w Polsce i okolicy zawsze mówiły to samo, jedynie inaczej rozkładając akcenty. I powstawał groźny paradoks – ci, którzy w znacznym stopniu realizowali te obietnice, doprowadzali swój kraj, a nawet świat, do historycznych tragedii.

Cyryl jak Cyryl, ale te metody!

PIS wygrał wybory przede wszystkim przez obietnicę dawania pieniędzy w systemie 500+. I spełnił tą obietnicę, co utwierdziło znaczą część elektoratu w przekonaniu, że jest solidny i będzie się przy nim dobrze żyło. Mam znajomych w niewielkim mieście, którzy do dzisiaj słuchają tylko „wodza” i państwowej telewizji, nie wierzą w żadne wiadomości negatywne. Tylko głowa rodziny „na osobności” i przy piwie mówi mi – „rozumiesz chyba jak jest, ja wiem, że oni „gonią w piętkę”, ale zapisałem się do partii, dali mi lepszą pracę, dostaję za frico 1500 na troje dzieci – to jak mogę ich krytykować?”.

„Gonienie w piętkę” zaczęło się zaraz po wyborach i do dzisiaj odbywa się w kilku podstawowych płaszczyznach:

– stwarzania szansy na utrzymanie wieloletnich rządów, metodą przejmowania władzy przez członków, lub posłusznych zwolenników, na wszystkich szczeblach od podstaw, aż do samej góry – łącznie z „aparatem” ścigania i wymierzania sprawiedliwości, armią i „terenem”, czyli samorządem terytorialnym.
– wmawiania narodowi, że wszystko przed tym było złe, szkodliwe dla kraju i nie patriotyczne – poczynając od „komuny”, a kończąc na rządach PO – PSL. Wszyscy razem zostawili kraj w ruinie, i dopiero my zmienimy tą ruinę w krainę wiecznej szczęśliwości. Podstawowym instrumentem tej propagandy stała się państwowa telewizja, pieszczotliwie zwana „szczujnią”.
– utrwalania podziału społeczeństwa na „my” i „oni” wszelkimi metodami, łącznie z próbami zastraszania ważnych grup zawodowych, czego przykładem są żenujące manewry prowadzone „w sprawie” sędziego Tulei. zagrożonego ostatnio doprowadzeniem do prokuratury w kajdankach. Ale klinicznym przykładem tego instrumentu utrwalania władzy, jest podtrzymywanie przez 11 lat bezsensownej tezy o możliwym zamachu na nasz rządowy samolot pod Smoleńskiem. Nie pokazuje się palcem, ale daje do zrozumienia, czyja to mogła być wina. I tym samym utrzymuje się poparcie istotnej, chociaż coraz mniej licznej, grupy mniej czytających obywateli i zwolenników „spiskowej teorii dziejów”.
– podniecania opinii publicznej wszystkimi prawdziwymi i fikcyjnymi przestępstwami dokonywanymi przez „wrogie siły”, czyli opozycję, ulicę i zagranicę, poczynając od kradzieży batoników i kiełbasy. Jednocześnie lekceważenie wszelkich zarzutów obciążających „swoich”, chowanych w państwowych spółkach i sztandarowych instytucjach. Ostatnio uznano nawet, że osoby na kierowniczych stanowiskach nie muszą podawać do publicznej wiadomości swoich oświadczeń majątkowych. Przecież to ich prywatna sprawa ile i jak zarabiają!
– uporczywe, bezsensowne a czasem śmieszne uznawanie wszystkiego za własny sukces, zarówno moralny – jak słynne głosowanie 24: 1 jak i materialny – jak rozpoczęcie budowy tunelu w 85% finansowanej przez UE, drogą budowę nowej elektrowni w Ostrołęce, którą jednak trzeba zburzyć.
– natarczywe, wręcz zabawne chwalenie się prawdziwym lub (ostatnio częściej) rzekomym powodzeniem wszelkich działań i przodującym miejscem w międzynarodowe konkurencji – nawet dotyczącej pandemii. Te opowieści wspierane są twierdzeniem, że prowadzimy nadzwyczaj sprawną politykę zagraniczną. Tylko nieuctwu i złośliwości europejskich działaczy zawdzięczamy objawy krytyki, a nawet niechęci.

To nie są odrębne cele – to są tylko specyficzne (chciałoby się rzec – chorobliwe) metody sprawowania władzy przez rządzące obecnie ugrupowanie. Podejmowane w ich ramach działania prowadzą do powstawania nieustannych konfliktów z tą gorszą częścią społeczeństwa – o przestrzeganie konstytucji, rujnowanie wymiaru sprawiedliwości, ograniczanie wolności przekonań, dyrygowanie policją, zakazywanie aborcji, zapowiadanie niepotrzebnych inwestycji.

Wzrost i upadek autokracji?

Jeśli dobrze rozumiem zawiłe wypowiedzi wodza i jego „powtarzaczy”, to wszystkie „zabawy” tej władzy mają prowadzić do „odnowienia Polski” i nadania jej wzniosłych cech, które wymieniłem na początku felietonu.
Jest mi coraz bardziej przykro, – ale przestałem w to wierzyć. Usiłuję pojąć, co naprawdę kieruje czołówką tej władzy, że gotowa jest niszczyć ludzi niepodzielających jej poglądów i „tracić twarz”, która będzie chyba trudna do odzyskania po utracie władzy. A historia dowodzi, że taki moment nastąpi.

Dochodzę do wniosku, że głównym motywem tego postępowania jest jednak wynikające z cech charakteru nieodparte dążenie do autokratycznej władzy. Oczywiście w takiej skali, jaka dla danej osoby jest dostępna – rodziny, przedsiębiorstwa, mafii, partii, parlamentarnego klubu, wsi czy miasta. To często występująca cecha. W każdej skali może być niebezpieczna, ale stanowi zagrożenie dla nas wszystkich, jeśli sięga skali państwa.

Ktoś użył w niedawnej publikacji sformułowania „autokratyczna demokracja”. Nie ma czegoś takiego i być nie może, bo nawet sprawna autokracja (bo bywa sprawna) musi być całkowitym przeciwieństwem demokracji. Odbiera samodzielność myślenia, ogranicza zainteresowania do problemów materialnych i do tego, co wolno, a czego nie wolno. W skali kraju koncentruje prawo do decydowania o wszystkim wąskiej grupie osób, z reguły otaczającej „głównego „ autokratę, cieszącego się ich prawdziwym lub udawanym uwielbieniem.

To smutne, ale od pewnego czasu idziemy w tym kierunku. „Lenistwo suwerena” powoduje, że znaczna część Narodu jest już zarażona tym, równie niebezpiecznym jak COVID 19, wirusem obojętności, wirusem zgody na bezmyślność i podporządkowanie się regułom autokracji.
Mój kraj robi wrażenie, jakby – poza grupami młodzieży – zapadł w sen zimowy. Ale znam ten kraj i wierzę, że wiosną się obudzi.

Warszawa – Marki, 13.03.2021

Tadeusz Wojciechowski

Poprzedni

Bigos tygodniowy

Następny

Odstawić lud na półkę

Zostaw komentarz