9 grudnia 2024

loader

Biała Gwiazda gaśnie w oczach

Próba zmiany właścicielskiej w Wiśle Kraków zakończyła się skandalem. Prosta w sumie operacja biznesowa została przez jej uczestników zamieniona w żenującą farsę. Po dwóch tygodniach akcji „ratowania Wisły” ten zasłużony dla polskiego futbolu klub znów stoi na krawędzi przepaści, choć coraz więcej faktów wskazuje, że z tego miejsca nie ruszył się nawet na moment.

 

Przypomnijmy najważniejsze fakty. Gdy w listopadzie ub. roku stało się jasne, że zadłużona po uszy Wisła Kraków może nie dotrwać do końca rozgrywek, a już na pewno nie otrzyma licencji na kolejny sezon i zostanie zdegradowana do czwartej ligi, z ofertą przejęcia należących do Towarzystwa Sportowego Wisła Kraków akcji piłkarskiej spółki wystąpiła grupa krakowskich przedsiębiorców, którą zmontował właściciel sieci aptek „Słoneczna” Wojciech Kwiecień. Wraz z nim wolę ratowania zasłużonego klubu wyrazili jeszcze Wiesława Włodarskiego, właściciela koncernu spożywczego „FoodCare” oraz właściciele firm „Antrans” (spedycja) i „Dasta Invwest” (budownictwo).

Wystarczył jednak tylko pobieżny audyt żeby Kwiecień i spółka wycofali się z pomysłu przejęcia Wisły Kraków SSA. To wtedy do publicznej wiadomości przedostały się informacje, że nad „Białą Gwiazdą” ciąży wciąż powiększający się garb zadłużenia, który już wówczas przekraczał kwotę 40 mln złotych. Takiego ciężaru finansowego krakowscy biznesmeni udźwignąć nie byli w stanie.

 

Biała Gwiazda za symboliczne euro

Informując o końcu rozmów z koalicją stworzoną przez Wojciecha Kwietnia, prezes zarządu spółki Wisła SSA Marzena Sarapata ogłosiła zarazem, że są „kontynuowane rozmowy z innymi podmiotami zainteresowanymi przejęciem akcji klubu”. A w przededniu ostatniej w tym roku ligowej kolejki gruchnęła wieść, że władze klubu potajemnie podczas krótkiego wypadu do Zurychu sprzedały sto procent akcji piłkarskiej spółki Wisła SSA zagranicznym funduszom inwestycyjnym. Fakt ten ujawnił prezydenta Krakowa Jacek Majchrowski w wywiadzie udzielonym oficjalnemu profilowi miejskiemu na Facebooku. Powiedział w nim m.in. „Z tego, co wiem, podpisano umowę z funduszem inwestycyjnym, za którym, jak się dowiedziałem, stoją kambodżańscy inwestorzy. Ten fundusz specjalizuje się w restrukturyzacji przedsiębiorstw”.

I tak pan prezydent, zapewne w dobrej wierze, uwiarygodnił działania międzynarodowej grupki spekulantów ukrytych pod nieźle brzmiącymi nazwami zarejestrowanej w Wielkiej Brytanii spółki Noble Capital Partners Ltd i zarejestrowanego w Luksemburgu funduszu inwestycyjnego Alalega SARL. Krótkotrwałą sławę zdobyło trzech przedstawicieli tych podmiotów – mieszkający na stałe w Berlinie Polak Adam Pietrowski, działający na Wyspach Brytyjskich Szwed Mats Hartling i posiadający francuskie obywatelstwo Kambodżanin Vanna Ly.

Władze TS  Wisła, nawiasem mówiąc te same, co Wisły SSA, potwierdziły ten fakt w lakonicznym w treści komunikacie: „We wtorek 18 grudnia doszło do spotkania przedstawicieli Towarzystwa Sportowego Wisła Kraków z luksembursko-brytyjskim konsorcjum funduszy inwestycyjnych, podczas którego podpisano warunkową umowę sprzedaży 100 procent akcji Wisły Kraków SA. Szczegóły umowy są objęte ścisłą klauzulą poufności”.

Podano jedynie, że akcje klubu oddano za symboliczne euro, ale nowi właściciele wzięli na siebie spłatę całego zadłużenia oraz podjęli zobowiązanie zainwestowania w ciągu roku w Wisłę 130 milionów złotych.

W polskich mediach natychmiast zaroiło się od coraz bardziej bulwersujących wieści o nowych właścicielach „Białej Gwiazdy”. Z dostępnych informacji wynikało bowiem, że w 2017 roku aktywa Noble Capital Partners Ltd były wycenione na 338 tys. funtów, a nie jest to kapitał, który pozwoliłby na spłatę nawet tzw. długu licencyjnego Wisły szacowanego na 12,2 mln złotych. Pietrowski, który aktywnie udzielał się w mediach, tłumaczył jednak, że głównym inwestorem jest tajemniczy Vanna Ly i należące do niego konsorcjum inwestycyjne Alallega. I wciskał dziennikarzom opowieści, że główny inwestor jest członkiem kambodżańskiej rodziny królewskiej, że chciał kupić włoską Genoę, turecki Fenerbahce, portugalską Vitorię Guimaraes, że ma udziały w Chelsea Londyn.

 

Niepoważny Vanny Ly

Tymczasem po dokładniejszym zbadaniu okazało się, że Alalega, poprzez którą Ly został współwłaścicielem Wisły SA, istnieje od 2013 roku, ale do niego należy dopiero od 2017 roku. Nie zatrudnia żadnego pracownika, a od wielu miesięcy nie ma nawet stałej siedziby. Mimo tych hiobowych wieści kibice Wisły z nadzieją czekali na zapowiedzianą na piątek 21 grudnia wizytę tercetu nowych właścicieli na Reymonta. Wyobraźnię fanów „Białej Gwiazdy” pobudzały kolportowane plotki, że zgodnie z umową do 28 grudnia maja oni przelać na klubowe konto 12,2 mln złotych na spłatę długu licencyjnego, do końca lutego spłacić resztę 40-milionowego zadłużenia, zaś do końca roku zainwestować w klub kolejne 130 milionów złotych.

Warunkiem uprawomocnienia się zmiany właścicielskiej był jednak wymóg zapłacenia do 28 grudnia nieszczęsnego długu licencyjnego, bo z owych 12,2 mln złotych klub miał zapłacić zaległe wynagrodzenia piłkarzom i trenerom, co powstrzymałoby ich od zerwania umów i zapobiegło nieuchronnemu rozpadowi dobrze funkcjonującego w rozgrywkach zespołu.

Ustalony termin minął, a na koncie Wisły Kraków obiecane miliony się nie pojawiły. Prezes Sarapata złożyła rezygnację funkcji prezesa klubu, ale na odchodnym jeszcze wyczyściła konto z pieniędzy, tych 700 tysięcy złotych, które Wisła zarobiła ze sprzedaży biletów za ostatni w tym roku ligowy mecz, z Lechem Poznań, na który przybyło ponad 22 tysiące widzów. Zadbała jednak głównie o siebie i współpracującą z klubem firmę męża, ale chociaż swoim postępkiem wzburzyła krew w fanach „Białej Gwiazdy”, jej rujnująca Wisłę dwuletnia działalność prawdopodobnie ujdzie jej na sucho. Nie pierwszy to przecież taki przypadek w polskim futbolu i na pewno nie ostatni. Pojawiła się jednak szansa wymierzenia sprawiedliwości nieuczciwym działaczom, bo sprawą zainteresowała się polskie organy wymiaru sprawiedliwości.

 

Koniec farsy czy początek końca?

W środę 2 stycznia działacze Wisły Kraków w końcu przerwali farsę i ogłosili, że transakcja sprzedaży akcji została anulowana, co oznacza, że ponownie sto procent akcji piłkarskiej spółki należy do Towarzystwa Sportowego Wisła Kraków. Jego zarząd wydał oświadczenie: „W środę 2 stycznia 2019 roku unieważniono umowę przejęcia Wisły Kraków SA przez Panów Vanna Ly i Matsa Hartlinga. Oznacza to, że prawnie jedynym akcjonariuszem piłkarskiej spółki jest Towarzystwo Sportowe Wisła Kraków. Jednoczenie informujemy, że na stanowisko Prezesa Zarządu Wisły Kraków SA powołano Tadeusza Czerwińskiego, który od dziś będzie pełnił rolę sternika klubu” –napisano. Ostatecznie jednak Czerwiński nie przyjął funkcji prezesa Wisły SSA zasłaniając się złym stanem zdrowia.

Tymczasem uaktywnili się dwaj wspólnicy Vanna Ly – Mats Hartling i Adam Pietrowski. Na razie wypowiedział si co prawda tylko ostatni z wymienionych, Pietrowski, którego Ly i Hartling mianowali pod koniec grudnia p.o. prezesa Wisły. On w oświadczeniu skierowanym do polskich mediów wyraził głębokie oburzenie ostatnimi decyzjami TS Wisła: „Na jakiej podstawie puszcza się taki komunikat? Przecież prima aprilis mamy w kwietniu. To jest w pełni nielegalne. Są stosowne klauzule w umowie. Przecież w środę działacze TS Wisła wysłali do pana Hartlinga e-maila, że chcą jak najszybciej podpisać nową umowę z nami, tylko już bez pana Vanna Ly. Dlatego jestem zdziwiony, gdy kilka godzin później czytam komunikat, że jest nowy prezes i TS ma ma na powrót sto procent akcji klubu. To nieprawda, to jest fejk, to jest nielegalne. Nie wiem, jakich oni mają prawników. Pan Hartling się z tego śmieje i powiedział, że wszystkie klauzule w umowie zostały złamane”.
Pietrowski dał tym samym do zrozumienia, że on i jego szwedzki wspólnik nadal uważają się za właścicieli Wisły, co w praktyce jeszcze bardziej skomplikuje już i tak niemiłosiernie zagmatwaną sytuację prawną krakowskiego klubu.
Do rozgrywki włączył się w końcu PZPN. Do Komisji Licencyjnej został przesłany wniosek o wszczęcie postępowania w sprawie Wisły Kraków, o czym na Twitterze poinformował dyrektor Departamentu Rozgrywek Krajowych PZPN Łukasz Wachowski. Wszczęcie procedury zakończy się prawdopodobnie zawieszeniem licencji na występy w ekstraklasie. Zwłaszcza że gniewnie odezwał się w tej kwestii prezes związku Zbigniew Boniek, pisząc na Twitterze: „Zamiast sygnałów na razie same kłamstwa. Dosyć tego”.

Na efekty nie trzeba było długo czekać. W czwartek 3 stycznia Komisja ds. Licencji Klubowych PZPN postanowiła zawiesić Wiśle Kraków licencję „ze względu na niejasną sytuację prawną klubu oraz w związku z licznymi naruszeniami postanowień Podręcznika Licencyjnego”. Jeśli licencja nie zostanie odwieszona przed wznowieniem rozgrywek, wówczas zespół Wisły zostanie usunięty z ligi.

Po tej decyzji piłkarze, którzy wciąż nie otrzymali wynagrodzeń za ostatnie pół roku i dług spółki wobec nich wynosi już z tego tytułu ponad sześć milionów złotych, zaczną zapewne hurtowo składać wezwania do zapłaty, a po dwóch tygodniach wystąpią o rozwiązanie kontraktów z winy klubu. I to będzie gwóźdź do wiślackiej trumny, która w 2019 roku zapewne na długi czas wyląduje na dalekich peryferiach polskiego futbolu.

 

Jan T. Kowalski

Poprzedni

W krainie rusofobii

Następny

Opowieść o nietzscheańskim człowieku

Zostaw komentarz