9 grudnia 2024

loader

Debiut Sousy pod presją koronawirusa

Tuż przed wylotem kadry Polski do Budapesztu na mecz z Węgrami wybuchło potężne zamieszanie z powodu pozytywnego wyniku testu na obecność Covid-19 u Mateusza Klicha. To zrodziło obawy, że grający na co dzień w angielskim Leeds United piłkarz mógł zakazić koronawirusem innych kadrowiczów.

Pierwsze informacje o wykrytym przypadku zakażenia w kadrze biało-czerwonych pojawiły się we wtorek wieczorem, ale dopiero w środę przed południem z PZPN wyciekła informacja, że graczem, który miał pozytywny wynik testu na Covid-19 był Mateusz Klich. Oprócz niego koronawirusa wykryto też u asystenta kucharza oraz dwóch pracowników technicznych kadry. PZPN działa zgodnie z przygotowanym przez FIFA i UEFA „Protokołem Powrotu do Gry”. Według niego, gdy jeden z członków reprezentacji jest zakażony, pozostali przebywający na zgrupowaniu są powtórnie badani. Nie ma potrzeby odizolowania całej drużyny. Procedura jest już znana polskiej kadrze po tym, jak podczas październikowego zgrupowania koronawirusem zakaził się Maciej Rybus. „Mateusz czuje się dobrze i nie ma żadnych objawów. Jego izolacja będzie trwać zgodnie z obowiązującymi w Polsce przepisami. Zrobiliśmy mu dzisiaj kolejny test i czekamy na jego wynik. Z resztą reprezentacji Mateusz miał kontakt tylko na boisku, a jak wiemy wszystkie badania pokazują, że na boisku jest bardzo trudno się zakazić, bo ten kontakt jest zbyt krótki. Poza tym wszyscy mieszkamy w pokojach jednoosobowych, cały czas wszędzie przemieszczamy się w maseczkach i utrzymujemy dystans” – zapewniał rzecznik prasowy reprezentacji Jakub Kwiatkowski. Jego słowa potwierdził też sekretarz generalny PZPN Maciej Sawicki. „Stosujemy się do zasad wypracowanych przez UEFA i FIFA, wedle których dopóki mamy 14 zdolnych do gry piłkarzy, w tym bramkarza, dopóty gramy. Oczywiście w tym przypadku tak sytuacja ma miejsce, więc lecimy do Budapesztu. Nie ma chyba częściej badanej grupy zawodowej niż piłkarze. Testy są robione praktycznie codziennie, dlatego tak szybko wychwytujemy ewentualne zachorowania” – twierdzi Sawicki.

Zmienne wyniki testów Klicha
Te wypowiedzi nie zatamowały jednak rosnącej fali spekulacji, inspirowanej głównie rewelacjami zamieszczanymi w mediach społecznościowych, szczególnie na Twitterze, który w naszej przestrzeni medialnej od kilku lat jest areną rywalizacji między dziennikarzami. Wedle najnowszego trendu na szczycie panującej w tym medium hierarchii plasują się dostawcy informacji, rzecz jasna głównie ze świata futbolu, a że mamy teraz czas na reprezentację, w wyścigu dominują wieści z pierwszego zgrupowania biało-czerwonych pod wodzą Paulo Sousy. Ludzie z obecnie rządzącej w PZPN ekipy wedle sprawdzonej już metody sprytnie je reglamentują i dostępem nagradzają żurnalistów sobie przychylnych, a pozostałych albo trzymają w poczekalni, albo wręcz wprowadzają w błąd sprzecznymi przekazami. Tak było i z przypadkiem wykrycia zakażenia Covid-19 u Klicha, wokół którego narosło mnóstwo plotek i nerwowych spekulacji mnożących liczbę zarażonych. Medialny zgiełk wokół tej sprawy próbował uciszyć Kwiatkowski. „Widzę, że moja rola zaczyna ograniczać się do dementowania plotek. Szczególnie tych, które pojawiają się na Twitterze. Nie ma koronawirusa w sztabie szkoleniowym, pozytywny wynik testu otrzymał tylko piłkarz Mateusz Klich” – zapewniał już na warszawskim lotnisku rzecznik PZPN. Ale potwierdził, że u Klicha wykryto brytyjską odmianę Covid-19.
Pomocnik Leeds United pozostał w Warszawie, lecz jeszcze w środę wieczorem gruchnęła wieść, iż powtórzony u niego test dał wynik negatywny. Wedle oficjalnego stanowiska PZPN przypadek Klicha wygląda tak: piłkarz Leeds United przeszedł w ostatnim czasie kilka testów. Tylko jeden wynik był pozytywny. W poprzedni czwartek miał szczegółowy test PCR w swoim klubie, w Anglii. Wynik był negatywny. W niedzielę przeszedł test na przeciwciała, który także był negatywny. We wtorek, już w Polsce, ponownie miał szczegółowy test PCR, którego wynik okazał się pozytywny, co wykluczyło go z udziału w meczu z Węgrami w Budapeszcie. Ale przeprowadzony u niego kolejny test na obecność przeciwciał znów był negatywny. Kluczowy w jego przypadku będzie więc kolejny test, który przejdzie wraz z resztą kadrowiczów i sztabu szkoleniowego w piątek, po powrocie z Budapesztu. Jeśli Klich ponownie uzyska wynik negatywny, będzie mógł wrócić do zajęć z drużyną i zagrać w kolejnych meczach – z Andorą w niedzielę i Anglią w środę.
Istotne jest jednak to, że wtorkowe negatywne testy na przeciwciała dają nadzieję, że Klich nie zakażał innych, co minimalizuje ryzyko wystąpienia Covid-19 u innych kadrowiczów, a wbrew zapewnieniom rzecznika Kwiatkowskiego, kontakt z Klichem mieli praktycznie wszyscy, co widać choćby w relacjach wideo ze zgrupowania kolportowanych oficjalnie przez służby prasowe PZPN. Tak na marginesie, podobne perypetie przydarzyły się piłkarzowi Lecha Poznań Michałowi Skórasiowi podczas zgrupowania kadry młodzieżowej. On też miał pozytywny wynik testu wykonany po ostatnim meczu w ekstraklasie. Nie poleciał więc z młodzieżową kadrą na zgrupowanie, ale potem trzy kolejne testy wykonane w Lechu Poznań dzień po dniu dały wyniki negatywne.

Rewolucyjne pomysły Paulo Sousy
Rozegrany w czwartek w Budapeszcie mecz z Węgrami (zakończył się po zamknięciu wydania) był pierwszym występem biało-czerwonych pod wodzą Paulo Sousy. Wszystko, co do momentu ogłoszenia składu robił w kadrze portugalski szkoleniowiec było owiane mgłą tajemnicy i przez do jedną wielką zagadką. Wiadomo było w zasadzie tylko tyle, że występu na Puskas Arena w ekipie biało-czerwonych na sto procent mogli być pewni w zasadzie tylko Robert Lewandowski i Wojciech Szczęsny oraz w trochę mniejszym stopniu Piotr Zieliński. W pierwszej relacji wideo ze zgrupowania kadry opublikowanej przez PZPN zarejestrowano odprawę Sousy z kadrowiczami. Na tablicy za plecami selekcjonera widoczny był naszkicowany schemat ustawienia taktycznego. I na tej podstawie w polskich mediach przyjęto jako pewnik, że Portugalczyk będzie chciał grać z Węgrami trzema obrońcami, czwórką pomocników oraz trójką graczy w linii ofensywnej. Niewiadomą były jednak nazwiska graczy, których w ten schemat wtłoczy. Nic zatem dziwnego, że w medialnych spekulacjach przewidywane składy reprezentacji Polski rzadko się pokrywały. Oto dwa przykłady zaczerpnięte z dwóch wiodących portali internetowych. Wersja 1: Szczęsny – Bereszyński, Glik, Bednarek – Jóźwiak, Krychowiak, Moder, Rybus – Zieliński, Milik – Lewandowski. Wersja 2: Szczęsny – Dawidowicz, Bednarek, Bereszyński – Szymański, Krychowiak, Moder, Reca – Zieliński, Milik, Lewandowski.
Generalnie jednak panowało przekonanie, że to Polacy są faworytem czwartkowej potyczki w Węgrami i wszyscy czekaliśmy z niecierpliwością na pierwszy występ biało-czerwonych pod wodzą Paulo Sousy. Z nadzieją na korzystny wynik, ale też z lekką obawą, bo rozegrane w środę pierwsze mecze eliminacyjne pokazały, że murowani faworyci są jedynie na papierze. Mistrzowie świata Francuzi tylko zremisowali u siebie 1:1 z Ukrainą, wicemistrzowie świata Chorwaci przegrali ze Słowenia 0:1, a mistrzowie Europy Portugalczycy z trudem pokonali u siebie Azerbejdżan 1:0. Ale prawdziwą sensację sprawili Turcy pokonując u siebie Holandię 4:2.

Szalony mecz na Puskas Arenie

Sousie nie udało się przełamać swoistej klątwy – w XXI wieku żadnemu selekcjonerowi reprezentacji Polski nie udało sie jeszcze wygrać w debiucie. Portugalski szkoleniowiec miał przy tym trochę szczęścia, bo biało-czerwoni do 60. minuty przegrywali 0:2. Wtedy Paulo Sousa dokonał trzech zmian, wprowadzając na boisko Kamila Jóźwiaka, Krzysztofa Piątka i Kamila Glika. Najpierw, w 60. minucie Jóźwiak dośrodkował z prawej strony boiska w pole karne. Nieczysto w piłkę trafił Krychowiak, jednak całą akcję wykończył Piątek. Napastnik Herthy z bliska wpakował piłkę do węgierskiej bramki. Niespełna minutę później było już 2:2, gdy Zieliński dostrzegł niepilnowanego w polu karnym Jóźwiaka. Wprowadzony na boisko dwie minuty wcześniej skrzydłowy Derby County z zimną krwią zamienił na wuyrównującą bramkę sytuację sam na sam z golkiperem Madziarów Peterem Gulacsim. W 78. minucie Węgrzy ponownie wyszli jednak na prowadzenie po golu Williego Orbana, który przy biernej postawie Arkadiusza Recy skierował piłkę kolanem do polskiej bramki obok Wojciecha Szczęsnego.
Biało-czerwoni na szczęście nie podłamali się tym niepowodzeniem i po czterech minutach ponownie doprowadzili do wyrównania. Po dośrodkowaniu z prawego skrzydła przez Bereszyńskiego Robert Lewandowski przyjął piłkę w polu karnym i kapitalnym strzełem pod poprzeczke doprowadził do remisu 3:3. Mimo przewagi nasz zespół więcej goli już nie strzelił, a Węgrzy w końcówce oddychali już rękawami i brzydko faulowali polskich graczy, szczególnie Lewandowskiego.

Węgry – Polska 3:3
Gole: Roland Sallai (6), Adam Szalai (52), Willi Orban (78) – Krzysztof Piątek (60), Kamil Jóźwiak (61), Robert Lewandowski (82).
Węgry: 1. Péter Gulácsi – 14. Gergő Lovrencsics (66, 7. Loïc Négo), 5. Attila Fiola, 6. Willi Orbán, 4. Attila Szalai, 3. Szilveszter Hangya (66, 2. Ádám Lang) – 15. László Kleinheisler, 8. Ádám Nagy, 13. Zsolt Kalmár (81, 18. Dávid Sigér) – 20. Roland Sallai (72, 11. Kevin Varga), 9. Ádám Szalai.
Polska: 1. Wojciech Szczęsny – 18. Bartosz Bereszyński, 8. Michał Helik (58, 15. Kamil Glik), 5. Jan Bednarek, 3. Arkadiusz Reca (79, 13. Maciej Rybus) – 19. Sebastian Szymański (59, 21. Kamil Jóźwiak), 16. Jakub Moder (59, 23. Krzysztof Piątek), 10. Grzegorz Krychowiak, 7. Arkadiusz Milik (84, 11. Kamil Grosicki), 20. Piotr Zieliński – 9. Robert Lewandowski.
Żółte kartki: Fiola, Lang, Nagy, Attila Szalai – Helik, Bereszyński.
Czerwona kartka: Attila Fiola (90. minuta, Węgry, za drugą żółtą).
Sędziował: Felix Brych (Niemcy).
Mecz bez publiczności.

W pozostałych meczach grupy I Anglia wygrała u siebie z San Marino 5:0, a Andora przegrał u siebie z Albanią 0:1.

  1. Anglia 1 3 5:0
  2. Albania 1 3 1:0
  3. Polska 1 1 3:3
  4. Węgry 1 1 3:3
  5. Andora 1 0 0:1
  6. San Marino 1 0 0:5

Jan T. Kowalski

Poprzedni

48 godzin sport

Następny

Długi weekend na mamuciej skoczni w Planicy

Zostaw komentarz