8 listopada 2024

loader

Gdyby się nie bali, to by z Anglią wygrali

Biało-czerwoni znowu nie wygrali z Anglikami na Wembley, ale byli naprawdę bliscy powtórzenia legendarnego remisu z 1973 roku. Trener Paulo Sousa w krótkim czasie wiele poprawił z grze polskiej reprezentacji, nie zdołał tylko wykorzenić tkwiącej głęboko w mentalności naszych piłkarzy niewiary w swoje możliwości. I tylko dlatego angielski zespół zgarnął komplet punktów.

W meczu z Anglią na Wembley przed naszą piłkarską reprezentacją stanęły dwa wyzwania. Zanim zaczęli grę musieli wybrać postawę wobec ruchu Black Lives Matter, czyli zdecydować czy uklękną razem z piłkarzami angielskiej drużyny, czy wzorem Czechów stać wskazując tylko ręką na promowane przez UEFA i FIFA na koszulkach zespołów reprezentacyjnych hasło „Respect”, które ma przypominać o wzajemnym szacunku i tolerancji bez względu na płeć, kolor skóry, wiek czy umiejętności sportowe. Prezes PZPN Zbigniew Boniek jeszcze przed meczem dawał do zrozumienia, że jest zwolennikiem tego drugiego rozwiązania. Widać jego osąd przesądził, bo nasi piłkarze nie klęczeli razem z Anglikami, co brytyjskie media rzecz jasna natychmiast wychwyciły i skomentowały. PZPN dzień po meczu na Wembley puścił więc w świat taki oto komunikat: „Piłkarze reprezentacji Polski przed meczem z Anglią na Wembley zajęli neutralne i apolityczne stanowisko wobec inicjatywy Black Lives Matter. Jednocześnie podkreślamy, że wszyscy reprezentanci Polski są solidarnie przeciwni wszelkim przejawom rasizmu i nietolerancji. PZPN w swoich statutowych działaniach i powinnościach zawsze kierował się otwartością, przestrzeganiem zasad równości, tolerancji i równouprawnienia wobec wszystkich ludzi, niezależnie od ich miejsca zamieszkanie, koloru skóry, wyznania oraz poglądów politycznych. Aby wyrazić swój sprzeciw, reprezentanci Polski przed pierwszym gwizdkiem meczu z Anglią wskazali na zamieszczony na lewym rękawie koszulki napis UEFA Respect, który nawiązuje do prowadzonej przez europejską federację kampanii przeciwko rasizmowi, ksenofobii i nietolerancji” – napisano. Tą światopoglądową potyczkę biało-czerwoni zakończyli wynikiem remisowym, czyli w równym stopniu narazili się zarówno zwolennikom, jak i przeciwnikom akcji Black Lives Matter.
Na boisku w starciu z reprezentacją Anglii też byli bliscy osiągnięcia wyniku remisowego, chociaż do przerwy zapowiadało się, że znowu wyjadą z Wembley boleśnie pobici. Polska drużyna jeszcze nigdy nie pokonała „Synów Albionu” na ich terenie, co samo w sobie wywołuje u naszych piłkarzy poczucie niższości do tego stopnia, że wychodząc na murawę stadionu Wembley nawet nie myślą, żeby z Anglikami wygrać, tylko żeby kompromitująco nie przegrać. Ale Paulo Sousa właśnie chce z nich taki sposób myślenia wykorzenić i zastąpić „mentalnością zwycięzców”. I w środę właśnie dokonał takiego pierwszego przeszczepu, wystawiając do gry trzech obrońców i dwóch napastników. Co prawda jeśli odrzucimy piłkarską nowomowę i grających na flankach linii defensywnej Macieja Rybusa i Bartosza Bereszyńskiego zamiast traktować jako tzw. wahadłowych uznamy po prostu za bocznych obrońców, to liczba graczy defensywnych de facto urasta nam do pięciu, a doliczając dwójkę defensywnych pomocników, czyli Grzegorza Krychowiaka i Jakuba Modera, nawet do siedmiu. Inna sprawa, że takie ustawienie preferuje też trener rywali Gareth Southgate. Ale jak słusznie podkreślił Portugalczyk na pomeczowej konferencji, jego angielski kolega po fachu prowadzi już swój zespół od ponad pięciu lat. „My dopiero zaczynamy grać w nowym ustawieniu i jeszcze nie wszystko nam dobrze wychodzi, ale moi zawodnicy wierzą w ten pomysł. Musimy pamiętać, że to dopiero nasz trzeci mecz. Wydaje mi się, ze w pierwszej połowie zabrakło równowagi. Wahadłowi, czyli Bereszyński i Rybus, a zwłaszcza Rybus, byli nieco za nisko, by lepiej zakładać pressing. W drugiej połowie było z tym lepiej, dzięki pressingowi zdobyliśmy bramkę. W tamtym momencie byliśmy dominującą drużyną. Wówczas myślałem, że możemy ten mecz wygrać” – stwierdził Sousa. Nie był w tym myśleniu odosobniony. Po wejściu Kamila Jóźwiaka i Arkadiusza Milika, a co za tym idzie zmianie ustawienia, nasz zespół nie tylko doprowadził do wyrównania, ale aż do 85. minuty rzeczywiście sprawiał wrażenie, że może wpakować Anglikom jeszcze jednego gola i wreszcie zwyciężyć na Wembley. Ale we wrześniu nasz zespół będzie miał za sobą tygodnie wspólnych treningów przed i w trakcie Euro 2021, więc wrześniowy rewanż w Polsce, oby już z Robertem Lewandowskim, może być dla Anglików bolesną przygodą. Bo jeśli myślą, że już mają awans z grupy I w kieszeni, to są niepoprawnymi bufonami.

Jan T. Kowalski

Poprzedni

48 godzin sport

Następny

El. MŚ Katar 2022: Duński dynamit znów sieje postrach

Zostaw komentarz