Hubert Hurkacz w swoim pierwszym tegorocznym występie zasygnalizował wysoką formę. W rozgrywanym w USA turnieju ATP w Delray Beach (z pulą nagród 350 tys. dolarów) wrocławianin awansował do półfinału pokonując po drodze Kolumbijczyka Daniela Galana Riverosa 6:2, 6:2, a w 1/4 finału Ekwadorczyka Roberto Quiroza 6:4, 6:4. Zwycięstwo w drugim z wymienionych pojedynków było jubileuszowym, triumfem Hurkacza w turniejach organizowanych pod szyldem ATP.
Nasz najlepszy obecnie tenisista do występu w wielkoszlemowym Australian Open przygotowuje się w Stanach Zjednoczonych. Tam też wystartował w Delray Beach na Florydzie w turnieju rangi ATP 250. W imprezie tej Hurkacz, sklasyfikowany obecnie w światowym rankingu na 35. miejscu, został rozstawiony z numerem czwartym i dzięki temu miał wolny los w pierwszej rundzie. Jego pierwszym rywalem był 24-letni Kolumbijczyk Daniel Elahi Galan (ATP 115), którego pokonał w równo godzinę 6:2, 6:2. W ćwierćfinale Polak trafił na kolejnego gracza z Ameryki Południowej, na 28-letniego Ekwadorczyka Roberto Quiroza (ATP 293), dla którego był to pierwszy w karierze występ w 1/4 finału zawodów głównego cyklu. Wcześniej Ekwadorczyk w Delray Beach pokonał w eliminacjach Gonzalo Escobara i Viktora Galovicia, a w głównej drabince wyeliminował Noaha Rubina i Ivo Karlovicia. Hurkacz był jednak faworytem w pojedynku z Quirozem i nie zawiódł oczekiwań. Pokonał rywala w 87 minut w dwóch setach 6:4, 6:4 i mógł świętować nie tylko awans do półfinału turnieju, lecz także swoje jubileuszowe, pięćdziesiąte zwycięstwo w zawodach ATP.
We wtorkowym półfinale, który zakończył się po zamknięciu wydania, rywalem Hurkacza był reprezentant gospodarzy 26-letni Christian Harrison. Amerykański tenisista, chociaż w światowym rankingu zajmuje odległe, 789. miejsce, w Delray Beach grał wybornie, ale większy rozgłos zyskał nieodpowiedzialnym zachowaniem po wygranym pojedynku w II rundzie z najwyżej rozstawionym w turnieju Chilijczykiem Cristianem Garinem (ATP 22) 7:6, 6:2. Harrison odmówił udzielenia wywiadu na korcie gdy usłyszał, że musi założyć maseczkę ochronną. Organizatorzy ukarali go za to grzywną trzech tysięcy dolarów. Sankcja była widać wystarczająco dotkliwa, bo już w po zwycięstwie w ćwierćfinale z Włochem Gianluką Magerą Amerykanin udzielił wywiadu w masce. Harrison pierwszy raz w karierze doszedł do półfinału zawodów głównego cyklu. W drugiej parze zmierzyli się 25-letni Brytyjczyk Cameron Norrie (ATP 74) i 20-letni amerykański gracz czeskiego pochodzenia Sebastian Korda (ATP 119).
Wygłup Harrisona z odmową przestrzegania rygorystycznych procedur sanitarnych wprowadzonych z powodu nowej fali pandemii przebił w miniony poniedziałek inny z amerykańskich tenisistów, 28-letni Denis Kudla. W pojedynku I rundy rozgrywanych wyjątkowo w stolicy Kataru Dosze kwalifikacji do wielkoszlemowego Australian Open, Kudla pewnie pokonał reprezentanta Maroka Elliota Benchetrita (jeszcze w ubiegłym roku grał on dla Francji) 6:4, 6:3. Po zakończeniu spotkania pokonany zawodnik wyznał w mediach społecznościowych, że przy stanie 3:5 w drugim secie Kudla otrzymał informację o pozytywnym teście na Covid-19. Nie zgłosił jednak tego faktu sędziemu i spotkanie nie zostało przerwane. W tenisowym światku zawrzało, bo już sam fakt dopuszczenia Kudli do gry bez przedstawienia przez niego aktualnego testu na obecność koronawirusa był skandalem, ale już zatajenie wiadomości o pozytywnym wyniku badania to już był kryminał. Organizatorzy turnieju po naradzie uznali wygraną Kudli w meczu z Benchetritem, ale od razu Amerykanina zdyskwalifikowali, na czym skorzystał Australijczyk Dane Sweeny, z którym Kudla miał walczyć o awans do trzeciej rundy kwalifikacji. Oczywiście australijski gracz otrzymał walkowera.
Nawet gdyby Hurkacz wygrał turniej w Delray Beach, nie znajdzie się w gronie faworytów tegorocznego Australian Open, bo w tym wielkoszlemowym turnieju w rywalizacji mężczyzn za murowanego kandydata do zwycięstwa uważa się lidera światowego rankingu Novaka Djokovicia. Serb wygrywał w Melbourne Park już ośmiokrotnie i jest pod tym względem rekordzistą wszech czasów, a poza tym triumfował tu w dwóch ostatnich imprezach. Jesli ktoś może mu przeszkodzić w kolejnym zwycięstwie, to chyba tylko wicelider rankingu Hiszpan Rafael Nadal, trzeci na światowej liście Austriak Dominic Thiem. W dalszej kolejności wymienia się jeszcze Rosjanina Daniiła Miedwiediewa, Greka Stefanosa Tsitsipasa oraz Niemca Alexandra Zvereva.
W rywalizacji pań do faworytek media i bukmacherzy zaliczają Japonkę Naomi Osakę, Australijkę Ashleigh Barty oraz z szacunku dla dawnych dokonań Amerykankę Serenę Williams, lecz spora część tenisowych ekspertów uważa, że w tym gronie powinna się też znaleźć sensacyjna triumfatorka ubiegłorocznego French Open Iga Świątek. „Polka zakończyła 2019 rok na 61. miejscu w rankingu, a 2020 po wygranej w Paryżu na 17. Turniej w Melbourne rozpocznie spragniona gry i głodna kolejnego sukcesu. Jeśli podczas zimowej przerwy nie zatraciła formy, może pokusić się o wygrania Australian Open” – napisał w komentarzu „Sports Betting”. Co ciekawe, w medialnych spekulacjach wyżej ocenia się szanse naszej tenisistki, niż choćby Rumunki Simony Halep czy broniącej tytułu Amerykanki Sofii Kenin. Przed rokiem Świątek na kortach w Melbourne Park odpadła w czwartej rundzie po porażce z Estonką Anett Kontaveit 7:6, 5:7, 5:7.
Tegoroczny Australian Open po raz pierwszy od ponad stulecia rozpocznie się nie w styczniu, ale w lutym. Z powodu pandemii turniej zacznie się 8, a zakończy 21 lutego). Wszyscy uczestnicy zmagań będą musieli zjawić się w Melbourne już 15 stycznia i przejść dwutygodniową kwarantannę w tzw. turniejowej bańce. W sumie zatem najlepsi z stawce będą musieli spędzić w niej pięć tygodni. Ale mają o co grać, bo pula nagród wynosi w tym roku blisko 50 mln dolarów amerykański, a zwycięzcy w grze pojedynczej zgarną po 2,8 mln USD.