Cztery lata temu 19-letni wówczas Bartosz Kapustka był filarem zespołu Cracovii i jedną z największych nadziei polskiego futbolu. Ówczesny selekcjoner reprezentacji Polski Adam Nawałka powołał go do kadry już we wrześniu 2015 roku, a potem zabrał także na finały mistrzostw Europy w 2016 roku we Francji. Niestety, po tej imprezie Kapustka za pięć milionów euro przeszedł do Leicester City i zmarnował w tym angielskim klubie cztery lata. Dlatego w tej chwili trudno powiedzieć, czy 23-letni obecnie pomocnik będzie dla Legii Warszawa wzmocnieniem, czy kolejnym transferowym niewypałem.
Działacze Legii w letnim oknie transferowym byli w tym roku wyjątkowo aktywni. Hitem było pozyskanie 40-letniego bramkarza Artura Boruca, któremu skończyła się umowa z AFC Bournemouth, ale wzmocnieniami byli też pozyskany z Lechii Gdańsk Serb Filip Mladenović, z Hajduka Split Chorwat Josip Juranović, a z Cracovii Portugalczyk Rafael Lopes. Kapustka jest więc piątym graczem pozyskanym tego lata przez mistrzów Polski, ale póki co trudno powiedzieć, czy okaże się wzmocnieniem stołecznej drużyny.
Wątpliwości wydają się uzasadnione, jeśli choćby pobieżnie prześledzi się przebieg jego piłkarskiej kariery w ostatnich czterech sezonach. Gdy po względnie udanym występie w turnieju Euro 2016 Kapustka za pięć milionów euro przechodził do Leicester City, wielu futbolowych ekspertów mocno go za to krytykowało. Z perspektywy jego dokonań w angielskim klubie dzisiaj można stwierdzić, że mieli wtedy rację odradzając niespełna 20-letniemu piłkarzowi próbę podboju Premier League.
Dzisiaj już nawet nikt nie docieka, kto stał za transferem Kapustki i kto na nim najwięcej zarobił, bo piłkarz nawet nie zadebiutował w angielskiej ekstraklasie, a na otarcie łez pozostała mu jedynie satysfakcja, że był pierwszym od 24 lat polskim piłkarzem, który z naszej ligi trafił bezpośrednio do zespołu aktualnego mistrza jednej z pięciu najsilniejszych lig na naszym kontynencie. Przed nim blisko ćwierć wieku wcześniej taki splendor spotkał Zbigniewa Bońka, którzy z Widzewa Łódź przeszedł do mistrza Serie A Juventusu Turyn.
Kapustka trafił do Leicester City świeżo po sensacyjnym zdobyciu przez ten zespół mistrzostwa Anglii. Początek miał obiecujący, bo ówczesny trener „Lisów” Włoch Claudio Ranieri, dobry znajomy prezesa PZPN Zbigniewa Bońka, pozwolił młodemu Polakowi zadebiutować w barwach Leicester City już w dniu podpisania kontraktu, na dodatek w spotkaniu towarzyskim z zespołem Barcelony. I to było wszystko co dobrego spotkało Kapustkę w tym klubie. Ranieri z sobie tylko wiadomego powodu przez cały sezon 2016/2017 przetrzymał go w głębokich rezerwach, a dał mu zagrać tylko w trzech meczach Pucharu Anglii. Na następny sezon Kapustka powędrował do Niemiec, bo został wypożyczony do SC Freiburg. Tam jednak też furory nie zrobił, zagrał tylko w siedmiu meczach i rozczarowany nim szefowie niemieckiego klubu nie zdecydowali się na wykupienie go z Leicester. Już wtedy Kapustka, który zdążył wylecieć z kadry Polski i stracić zainteresowanie kibiców polskiej reprezentacji, był gotów wrócić do naszej ligi, ale sztab trenerski Leicester City uznał, że byłby to dla niego krok wstecz w rozwoju i zgody nie dostał. Chociaż już wtedy jego transferowa wartość mocno spadła poniżej kwoty pięciu milionów euro, wciąż był za drogi nawet dla Legii.
Leicester na sezon 2018/2019 posłało Kapustkę do belgijskiego drugoligowca OH Leuven – swojego klubu filialnego, którego trenerem był Nigel Pearson, wytrawny szkoleniowiec i wielce dla ekipy „Lisów” zasłużony, bo wprowadził ten klub w 2014 roku do Premier League. Na początku ten pomysł nie wyglądał na zły, bo w słabej belgijskiej drugiej lidze Kapustka prezentował się nieźle, a dzięki regularnym występom zaczął też powoli wracać do dawnej formy. Skorzystał na tym trener naszej kadry młodzieżowej Czesław Michniewicz, bo Kapustka okazał się liderem jego drużyny i walnie jej pomógł w awansie do młodzieżowych mistrzostw Europy. Niestety, w turnieju Kapustka udziału nie wziął, bo w marcu 2019 roku, dwa miesiące przed imprezą, zerwał w kolanie więzadło krzyżowe przednie. Do treningów wrócił dopiero późną jesienią ubiegłego roku, ale chociaż trenował z pierwszym zespołem Leicester City i grał w jego sparingach, a obecny trener „Lisów” Brendan Rodgers chwalił go za czynione postępy, to jednak nie dostał szansy pokazania się na boisku w meczach o stawkę. Prawdę mówiąc, nie łapał sie nawet do szerokiej kadry. Nic dziwnego, że Kapustka na początku tego roku podjął starania o wcześniejsze rozwiązanie wygasającego w czerwcu 2021 roku kontraktu.
Gdy tylko publicznie ogłosił swój zamiar, natychmiast otrzymał ofertę z Legii. Stołeczny klub chciał tego piłkarza pozyskać już w sierpniu 2012 roku, ale wtedy 15-letni wówczas junior Tarnovii Tarnów wybrał ofertę Cracovii. Posłuchał rad, że w ekipie „Pasów” będzie mu łatwiej przebić się do podstawowej jedenastki niż w naszpikowanej gwiazdami drużynie Legii, co się ostatecznie potwierdziło. Trener Wojciech Stawowy włączył nastolatka do kadry pierwszego zespołu, a rok później dał mu zadebiutować w ekstraklasie. Jego następca na stołku trenera „Pasów, Robert Podoliński, w sezonie 2014/2015 już regularnie wystawiał nastolatka do gry. Wtedy Legia ponownie podjęła starania o transfer Kapustki i zaoferował Cracovii za niego 300 tys. euro, ale krakowski klub ofertę odrzucił. Jak się okazało, słusznie, bo rok później opchnął go do Leicester za kwotę wielokroć wyższą.
Trzecie podejście okazało się wreszcie skuteczne. Po trwających kilka miesięcy negocjacjach agentowi Kapustki udało się osiągnąć porozumienie z Leicester w kwestii warunków odejścia. Piłkarz przeszedł do Legii na zasadzie transferu definitywnego. Wedle branżowych portali jego aktualna wartość transferowa jest szacowana na 1,2 mln euro, więc jeśli „Wojskowi” zapłacili „Lisom” więcej, to przepłacili. Kapustka podpisał z Legią dwuletni kontrakt z opcją przedłużenia o kolejny rok. Po zakończeniu sezonu Premier League był na krótkim urlopie w Grecji, a po powrocie trenował indywidualnie w Krakowie. „Legia to dla mnie dobre miejsce do gry” – zapewnił na łamach strony internetowej stołecznego klubu. Zobaczymy…