Neymar nie chce już dalej grać w Paris Saint-Germain, ale może mieć problem ze zmianą klubu, bo kosztuje 222 mln euro
Narzuconego swego czasu przez UEFA europejskim klubom tzw. finansowe fair play, wciąż jest skutecznie omijane, skoro transferowym szaleństwo trwa. Od 1 lipca swoje rekordy w wydatkach na nowych piłkarzy pobiło 30 klubów z najbogatszych europejskich lig. Ten rynek szacowany jest na ponad 3 mld euro, więc największe transakcje jeszcze przed nami.
Najdroższym obecnie piłkarzem na świecie i w ogóle w historii futbolu, jest Brazylijczyk Neymar. Dwa lata temu Paris Saint-Germain, a bardziej adekwatne byłoby stwierdzenie, że katarscy właściciele paryskiego klubu, wykupili tego 25-letniego wówczas gracza z FC Barcelona za rekordowe 222 mln euro. Nie była to jednak udana inwestycja, bo w dwóch kolejnych sezonach brazylijski gwiazdor dziwnym trafem doznawał kontuzji stopy w najważniejszej części sezonu, gdy trzeba było walczyć o wymarzone przez mecenasów Paris Saint-Germain najwyższe laury w Lidze Mistrzów. W tym roku sytuacja się powtórzyła – w lutym Neymar znów miał problemy z kostką i nie pomógł w walce w Champions League, w maju został oskarżony przez jedną z rodaczek o gwałt, przez co w czerwcu trener Tite najpierw odebrał mu opaskę kapitana reprezentacji Brazylii, a potem w ogóle usunął z zespołu pod pozorem odnowienia się urazu. Jak wiadomo ekipa canarinhos wygrała turniej Copa America. Ten sukces był potężnym ciosem w piłkarski wizerunek Neymara.
Inni znani piłkarze w takich niesprzyjających im okolicznościach próbują „odrobić straty” jak najlepszymi występami w klubowym zespole, ale nie Neymar. On postępuje wręcz przeciwnie – mając za sobą wybitnie nieudany sezon, sądowe sprawy za gwałt i niezapłacone podatki, postanowił w tak trudnym momencie swojej kariery zmienić pracodawcę.
Nawet gwiazdy nie wszystko mogą
Medialne spekulacje najczęściej sugerują, że Brazylijczyk chce już w tym okienku transferowym wrócić do FC Barcelona. Nie będzie to jednak takie proste, jak być może piłkarzowi i jego najbliższemu otoczeniu się wydaje. Po pierwsze, nawet jeśli szefowie Paris Saint-Germain na to się zgodzą, z pewnością zażądają za transfer co najmniej 222 mln euro, co już może stanowić problem, bo po dwóch nieudanych sezonach Neymar nie jest wart takich pieniędzy. Zresztą on sam poniekąd znacznie przecenił swoją wartość, bo jak wieść niesie w negocjacjach z szefami FC Barcelona zgodził się ponoć na obniżkę wynagrodzenia o połowę.
I ta właśnie informacja doprowadziła do furii prezesa PSG Nassera Al-Khelaifiego, który dość spokojnie znosił wcześniejsze wybryki brazylijskiego gwiazdora – tygodniowe spóźnienie z urlopu, odmowę podjęcia treningów z zespołem czy występów w spotkaniach sparingowych, a nawet jego skandaliczne wypowiedzi w mediach społecznościowych, jak ta o najlepszym wspomnieniu z dotychczasowej kariery, w której stwierdził, że jest nim występ w barwach Barcelony w wygranym 6:1 meczu z… Paris Saint-Germain w Lidze Mistrzów. Katarski miliarder nie zdzierżył jednak wieści, że piłkarz, któremu on rocznie płaci 47 mln euro, jest gotów grać w Barcelonie za połowę tej kwoty.
Zagroził więc Neymarowi, że zgotuje mu los jakiego doświadczył Adrien Rabiot, czyli odeśle do rezerw, może nawet do końca kontraktu. Katarczyka niewątpliwie stać na taką rozrzutność, więc Neymar spuścił z tonu i wrócił do PSG. Ale negocjacje w sprawie jego odejścia nadal trwają. Co ciekawe, FC Barcelona w ramach rozliczenia transferu Neymara jest ponoć skłonna oddać do paryskiego klubu dwóch swoich zawodników, którzy okazali się przepłaconymi pomyłkami transferowymi – Brazylijczyka Philippe Coutinho oraz Francuza Ousmane Dembele.
Czy coś z tego wyjdzie, na razie nie wiadomo, ale agent Neymara zaoferował usługi swojego klienta także innym potentatom na europejskim rynku – Realowi Madryt, Juventusowi Turyn, Bayernowi Monachium i Manchesterowi United. Wątpliwe jednak by któryś z tych klubów był skłonny wyłożyć aż 222 mln euro, chociaż faktem jest, że ceny za piłkarzy wciąż rosną w szaleńczym tempie.
Piłkarze coraz drożsi, ale czy lepsi?
Tego lata swoje rekordy transferowe pobiło już 30 klubów z najbogatszych lig europejskich, a szacuje się, że łączna kwota przeprowadzonych transakcji do zamknięcia „okienka transferowego” może przekroczyć nawet granicę 3 mld euro. W Anglii poza Manchesterem City (Rodriego Hernandez – 70 mln euro) i Tottenhamem (Ndombele – 60) swoje rekordy pobiły np. Leicester City (Youri Tielemans – 45), Wolverhampton (Raul Jimenez – 38) czy Aston Villa (Wesley – 25). W Bundeslidze obok Bayernu Monachium (Hernandez – 80) i Borussii Dortmund (Hummels – 30,5) rekordy pobito w Bayerze Leverkusen (Kerem Demirbay – 32) i Eintrachcie Frankfurt (Djibril Sow – 9), a nawet w Fortunie Duesseldorf (Dawid Kownacki – 8 mln euro). W Hiszpanii poza Atletico (Felix – 126) swoje rekordy pobiły na razie tylko FC Sevilla (Jules Kounde – 25) i Espanyol Barcelona (Matias Vargas – 10,5), ale wszystkie kluby Primera Division wydały na nowych zawodników już ponad miliard euro.
We Włoszech na razie nie pobito ubiegłorocznego rekordowego wydatku Juventusu Turyn na Cristiano Ronaldo (111 mln euro plus bonusy), ale turyński klub w minioną środę sfinalizował transfer 19-letniego holenderskiego obrońcy Ajaksu Amsterdam Matthijsa de Ligta, płacąc za niego 75 mln euro plus 10 mln euro bonusów za wyniki osiągnięte w trakcie pięcioletniego kontraktu. Na tym tle transferowe rekordy Sampdoria Genua (Emil Audero – 20 mln euro), Genoi (Stefano Sturaro – 16,5), Atalanty Bergamo (Luis Muriel – 15), Bologny (Riccardo Orsolini – 15) i SPAL 2013 (Andrea Petagna – 12 mln euro) nie wypadają może okazale, potwierdzają jednak znakomicie obowiązującą tendencję.