Norweskie władze twardo walczą w swoim kraju z pandemią koronawirusa. I nie stosują taryfy ulgowej wobec nikogo, egzekwując epidemiczne rygory nawet wobec piłkarskiej reprezentacji swojego kraju. Z powodu wykrycia zakażenia u jednego z piłkarzy, Omara Elabdellaoui, kadra Norwegii została skierowana na przymusową kwarantannę i nie pojechała na mecz Ligi Narodów z Rumunią, za co zostanie przez UEFA ukarana walkowerem.
Norweski rząd jest w walce z pandemią bardzo restrykcyjny i nie czyni żadnych wyjątków. Gdy podczas przeprowadzonych w miniony piątek w kadrze piłkarzy testów na obecność Covid-19 pozytywny wynik otrzymał obrońca Omar Elabdellaoui, został natychmiast odizolowany od reszty ekipy, ale na tym się nie skończyło. Władze zarządziły też kwarantannę dla całej reprezentacji. Norweska federacja w tej sytuacji usiłowała odwołać wyjazdowe spotkanie z Rumunią, ale UEFA ma swoje regulacje i zgodnie z nimi nie było żadnych powodów, aby mecz przekładać na inny termin. Sprawa skończy się więc walkowerem dla Rumunów, dlatego w środę na ostatnie w tej edycji Ligi Narodów spotkanie, na wyjeździe z Austrią, norweska federacja postanowiła posłać zebraną w trybie alarmowym rezerwową kadrę. Wszyscy dodatkowo powołani zawodnicy musieli najpierw stawić się na zgrupowaniu w Norwegii, gdzie musieli przejść obowiązkowe testy na obecność koronawirusa, a do Austrii odlecieli we wtorek samolotem czarterowym. Ponieważ także cały sztab szkoleniowy norweskiej reprezentacji przechodzi ob obowiązkową 10-dniową kwarantannę, zestawiona ad hoc drużynę w meczu z Austriakami poprowadzi trener kadry do lat 21 Leif Gunnar Smerud. W tej sytuacji na jej zwycięstwo nikt w Norwegii nie liczy, ale wielu nie może odżałować, że przez nadgorliwość polityków ich narodowa drużyna zmarnowała okazję do wywalczenia awansu do najwyższej dywizji Ligi Narodów.
Ale to jeszcze nie był koniec problemów, jakie swoim rygoryzmem sprawili piłkarzom norwescy politycy. Wedle wprowadzonych przez władze przepisów obowiązkową kwarantanne piłkarze powinni odbyć w hotelu wybranym na zgrupowanie kadry, ale po ostrych protestach zawodników występujących na co dzień w zagranicznych zespołach, zwłaszcza gwiazdora Borussii Dortmund Erlinga Haalanda, władze zgodziły się pójść w tej kwestii na kompromis i wyraziły zgodę aby ci gracze mogli wyjechać z Norwegii. Po warunkiem jednak, że po dotarciu do macierzystych klubów pozostaną w izolacji w swoich domach do zakończenia kwarantanny, co de facto oznaczało zakaz uczestniczenia przez nich w treningach i meczach.
Stacja telewizyjna NRK podała nawet, że występujący za granicą piłkarze musieli podpisać specjalne zobowiązanie, że po powrocie do domu sumiennie przejdą kwarantannę. Za złamanie zasad kwarantanny w Norwegii grozi w najlepszym przypadku wysoka grzywna, a w najgorszym kara więzienia do dwóch lat.
Norweskie media zastanawiają się teraz, jak zachowa się Haaland, który jest zdrowy i powinien być do dyspozycji trenera Borussii Dortmund już w najbliższą sobotę w ligowym meczu z Herthą Berlin. Jeśli odmówi występu, będzie miał pod górkę u swoich niemieckich pracodawców, ale gdy zlekceważy zakaz władz swojego kraju, przyjdzie mu zapłacić wysoką grzywnę, bo oczywiście nikt nie zakłada, iż zostanie za to skazany na więzienie.
Wysoko postawiony urzędnik norweskiego ministerstwa zdrowia Espen Rostrup Nakstad w wypowiedzi dla mediów podkreślił jednak, że odradza Haalandowi lekceważenie zakazu, bo „respektowanie przepisów dotyczących koronawirusa jest w Norwegii nadzorowane przez policję, a w przypadku poważnego, świadomego naruszenia obowiązujących restrykcji przewidziane są wyjątkowo surowe kary”. Piłkarz ma więc dylemat, bo jeśli zagra na pewno przez władze jego kraju zostanie to potraktowane jako „świadome złamanie zakazu”. Na to, że nie zostanie to zauważone, nie ma co liczyć, bo w Norwegii osoby znane mają dawać przykład społeczeństwu, dlatego za swoje wykroczenia są traktowane jak najsurowiej. Premier Norwegii Erna Solberg powiedziała, że ludzie sportu nie mogą oczekiwać wyjątków. „Takie decyzje podważyłyby system naszego prawa w oczach przeciętnego Norwega. Dlatego u nas wobec prawa wszyscy są równi”.
Nie tylko piłkarze nożni dostali przykład równości wobec prawa. Na niecałe trzy tygodnie przed rozpoczęciem tegorocznych mistrzostw Europy w piłce ręcznej kobiet Norwegia zrezygnowała z roli współorganizatora turnieju i wystawiła w tym względzie do wiatru Duńczyków, którzy teraz muszą całą imprezę przeprowadzić u siebie. Ta decyzja jest kłopotliwa także dla polskiej federacji szczypiorniaka, bowiem nasza kobieca reprezentacja miała w Euro 2020 w fazie grupowej grać właśnie w Norwegii, konkretnie w Trondheim, wraz gospodyniami, Niemkami i Rumunkami. Turniej ma się rozpocząć 3 grudnia.