Zespół Piasta ma patent na wygrywanie z Legią. W niedzielę pokonał stołeczny zespół po raz trzeci w ciągu ostatnich 10 miesięcy
Trener Piasta Waldemar Fornalik niedawno w jednej z publicznych wypowiedzi stwierdził, że koronowanie Legii na mistrza już w marcu jest stanowczo przedwczesne. Były selekcjoner reprezentacji Polski uzasadnił swoją opinię w 26 kolejce, ogrywając stołeczny zespół na jego stadionie 2:1.
Drużynie Piasta co prawda trochę pomógł sędzia Jarosław Przybył, wyrzucając z boiska już w 10. minucie napastnika Legii Jose Kante, ale chociaż była to mocno kontrowersyjna decyzja, wynik, jak to się mówi, poszedł w świat. I jakimś specjalnym zaskoczeniem chyba nie jest, bo legioniści w tym sezonie przegrali z gliwiczanami już po raz drugi. W rundzie jesiennej, dokładnie 6 października ub. roku, Piast pokonał ich na własnym boisku 2:0, po golach Piotra Parzyszka i Jorge Felixa. Potem jednak stołeczny zespół zwarł szeregi i w kolejnych spotkaniach z 42 możliwych do zdobycia punktów wywalczył 34, co dało mu zasłużony awans na pierwsze miejsce. Piast przerwał ten zwycięski marsz i niewykluczone, że ośmieli tym inne zespoły.
Tu pojawia się ciekawostka – w poprzednim sezonie, w którym mistrzostwo ligi zdobył Piast, to Legia w sezonie zasadniczym dwukrotnie okazała się lepsza od gliwiczan, wygrywając z nimi na wyjeździe 3:1 (12 sierpnia 2018), a u siebie 2:0 (15 grudnia 2018). Ale w fazie play off warszawianie przegrali niespodziewanie na Łazienkowskiej 0:1. Tak na marginesie w poprzednim sezonie w siedmiu dodatkowych kolejkach w grupie mistrzowskiej zespół Waldemara Fornalika nie przegrał ani razu, notując sześć zwycięstw i jeden remis, natomiast Legia na finiszu wygrała tylko dwa spotkania, dwa zremisowała, a aż trzy przegrała.
W tym sezonie taki scenariusz rzecz jasna nie musi się powtórzyć, ale może. Do zakończenia rundy zasadniczej zostały cztery kolejki, zatem 12 punktów do zdobycia oraz siedem kolejek w fazie play off, czyli kolejne 21 „oczek”, co w sumie daje 33 punkty. A Legia po 26. kolejce przewodzi z dorobkiem 51 punktów i przewagą ośmiu nad drugim Piastem, dziewięciu nad kolejnymi w tabeli ekipami Cracovii, Śląska i Lechii oraz dziesięciu nad szóstą w stawce Pogonią. W takim ujęciu realne szanse na włączenie się do walki o mistrzostwo będą miały nawet dwa ostatnie zespoły w grupie mistrzowskie.
Podobnie rzecz się ma z rywalizacja w grupie spadkowej. Po 26 kolejkach wydaje się, że najmniejsze szanse na uniknięcie degradacji ma Łódzki Klub Sportowy, zwłaszcza po poniedziałkowej porażce 0:1 w Kielcach z Koroną. Łodzianie okupują ostatnie miejsce w tabeli z dorobkiem 20 punktów i wprawdzie do 15. Arki mają tylko pięć, a do 14. Korony sześć „oczek” straty, lecz ponieważ z ligi spadną trzy ostatnie drużyny, to dla tego tercetu punktem odniesienia jest punktowy dystans do zespołu zajmującego pierwszą bezpieczną lokatę. W tej chwili wymarzone dla nich 13. miejsce zajmuje Wisła Kraków z przewagą pięciu punktów nad Koroną, sześciu na Arką i aż 11 nad ŁKS-em. Teoretycznie te straty są do odrobienia, ale ekipa „Białej Gwiazdy” musiałaby zacząć przegrywać mecze, podobnie jak wyprzedzające ją ekipy Górnika i Zagłębia. Aż takich cudów w polskiej piłce nie należy się jednak spodziewać.
Teoretycznie jednak wciąż jeszcze wszystko jest jeszcze możliwe, o ile rzecz jasna rozgrywki uda się doprowadzić do końca, co wobec dynamicznie rozwijającej się także w naszym kraju epidemii koronawirusa nie jest już takie oczywiste.