Łukasz Piszczek poprowadził Borussię Dortmund w roli kapitana drużyny
Po ponad dwóch miesiącach przerwy spowodowanej przez pandemię koronawirusa, niemiecka Bundesliga jako pierwsza z najsilniejszych lig europejskich wznowiła rozgrywki. Bez kibiców na trybunach i przy zachowaniu reżimu sanitarnego, ale wszyscy i tak są zadowoleni, bo już pierwsze mecze pokazały, że rywalizacja będzie emocjonująca.
W sobotnich spotkaniach na boisku pojawiło się dwóch polskich piłkarzy, Łukasz Piszczek w barwach Borussii Dortmund i Krzysztof Piątek w Herthcie Berlin, lecz tylko pierwszy z nich mógł w pełni cieszyć się z powrotu na boisko. Piszczek zagrał w podstawowym składzie i na dodatek jeszcze w roli kapitana drużyny, co świadczy o jego znaczącej roli w zespole i chyba też zapowiada, że ten klub zamierza przedłużyć z naszym piłkarzem wygasający po tym sezonie kontrakt. Ścigająca prowadzący w tabeli Bayern Monachium Borussia w 26. kolejce podejmowała na swoim stadionie zajmującą miejsce w środku ligowej stawki ekipę Schalke Gelsenkirchen. Trener dortmundczyków Lucien Favre nie wystawił w wyjściowej jedenastce narzekającego na drobne problemy zdrowotne Jadona Sancho, posadził też na ławce z powodu niedyspozycji Giovaniego Reynę, którego w ostatniej chwili zastąpił Thorgan Hazard, a za którego z kolei w 79. minucie spotkania wszedł wspomniany Sancho.
W tym spotkaniu padła pierwsza bramka w 1. Bundeslidze po wznowieniu rozgrywek. Zdobył ją nie kto inny, jak niesamowity norweski nastolatek Erling Haaland, który w 29. minucie wykończył akcję ofensywną rozpoczętą przez Piszczka. Dla Haalanda było to juz 10 trafienie w obecnym sezonie Bundesligi, ale warto przypomnieć, że 19-letni napastnik dołączył do ekipy BVB dopiero w styczniu tego roku i swój strzelecki dorobek uzyskał w zaledwie dziewięciu ligowych występach.
Zdobyte prowadzenie nakręciło jeszcze bardziej graczy Borussii Dortmund i do otwartego przez Haalanda worka z bramkami trzy kolejne dorzucili Raphael Guerreiro (dwa) i Hazard. Punkty zdobyte w wygranym 4:0 spotkaniu pozwoliły ekipie trenera Favre utrzymać pozycję wicelidera tabeli i zmniejszyć do jednego „oczka” dystans punktowy do prowadzącego Bayernu Monachium, ale z radością musieli poczekać do niedzielnego popołudnia, aż Robert Lewandowski i spółka zakończą wyjazdową potyczkę z Unionem Berlin (zakończyła się po zamknięciu wydania).
W Niemczech przed wznowieniem rywalizacji dużo dyskutowano o tym, czy kapitan reprezentacji Polski w tym sezonie po raz piąty w karierze wywalczy tytuł króla strzelców Bundesligi. Wielu ekspertów twierdziło, że może mu w tym przeszkodzić Timo Werner, który przed przerwą w rozgrywkach miał do „Lewego” cztery trafienia straty (mieli w dorobku odpowiednio 25 i 21 goli). Napastnik RB Lipsk w spotkaniu z Freiburgiem (1:1) zaliczył jednak „pusty przebieg” i mógł jedynie liczyć, że Polak także w niedzielnym meczu z Unionem nie powiększy tej przewagi.
Stratę dwóch punktów przez zespół z Lipska wykorzystała bezlitośnie czająca się za jego plecami Borussia Moenchengladbach, która na wyjeździe ograła 3:1 Eintracht Frankfurt i dzięki temu awansowała w tabeli na trzecią pozycję, spychając z ostatniego miejsca na podium właśnie ekipę sponsorowaną przez Red Bulla.
Nieciekawie rozgrywki po restarcie zaczął natomiast inny z graczy reprezentacji Polski, Krzysztof Piątek, który dość niespodziewanie sobotni wyjazdowy mecz Herthy Berlin z Hoffenheim (3:0) rozpoczął na ławce rezerwowych. Nowy trener berlińskiego zespołu, Bruno Labbadia, w roli środkowego napastnika obsadził doświadczonego, 35-letniego Bośniaka Vedada Ibisevicia, który po raz ostatni w wyjściowym składzie Herthy zaczął mecz w grudniu ubiegłego roku. To nie była jedyna kadrowa roszada dokonana przez Labbadię, bo w porównaniu do składu zespołu z ostatniego ligowego spotkania przed zawieszeniem rozgrywek dokonał aż siedmiu zmian. Polski piłkarz był ewidentnie zaskoczony odesłaniem na ławkę, czemu dał wyraz w pomeczowych wypowiedziach, ale zbyt wielu argumentów na swoją obronę nie miał, bo Ibisević zaliczył udany występ i strzelił jedną z trzech bramek. W 79. minucie zmienił go co prawda Piątek, lecz nic szczególnego nie pokazał i wygląda na to, że póki co będzie jedynie zmiennikiem bośniackiego weterana, którego Labbadia dobrze zna jeszcze z czasów, gdy był jego trenerem w VfB Stuttgart (2011-2013).