Takiego startu Legii po zimowej przerwie nikt się chyba nie spodziewał. Przeciwnikiem obrońcy mistrzowskiego tytułu w pierwszym ligowym meczu w tym roku był przecież ostatni zespół w tabeli, Podbeskidzie. Tymczasem najsłabszy z trójki beniaminków na swoim stadionie wygrał 1:0. Zwycięską bramkę zdobył Rafał Janicki.
Prezes i właściciel stołecznego klubu Dariusz Mioduski cierpko skomentował porażkę swojego zespołu w Bielsku-Białej niby chwaląc polską ekstraklasę jako najbardziej wyrównaną ligę na świecie. Ma prawo być niezadowolony, bo chociaż podczas krótkiej zimowej przerwy w ekipie Podbeskidzia przeprowadzono małą rewolucję personalną, ze zmianą trenera włącznie (został nim w miejsce zwolnionego Krzysztofa Brede Robert Kasperczyk), porównanie potencjału obu zespołów wciąż wypada zdecydowanie na korzyść warszawskiego. Bielszczanie w rozegranych jesienią ubiegłego roku 14 ligowych kolejkach wygrali tylko dwa mecze, a trzy zremisowali i zasłużenie z dorobkiem ledwie dziewięciu punktów okupowali ostatnie miejsce w tabeli. Mało kto więc oczekiwał, że w starciu z Legią „Górale” zdobędą komplet punktów, z drugiej jednak strony nie było to aż taką czystą fantazją – przecież inny z beniaminków, Stal Mielec, ograł legionistów w 14. kolejce 3:2. I to w ich mateczniku.
Z przebiegu gry i meczowych statystyk trudno byłoby wyciągnąć wniosek, że na stadionie w Bielsku-Białej grały przeciwko sobie pierwsza i ostatnia drużyna w tabeli. Co prawda najskuteczniejszy gracz PKO Ekstraklasy Tomas Pekhart zdołał pokonać bramkarza gospodarzy Michala Peskovicia, lecz prowadzący zawody sędzia Szymon Marciniak gola nie uznał. Nawiasem mówiąc słusznie, bo czeski napastnik faulował w tej akcji stopera Podbeskidzia Rafała Janickiego. Po zmianie stron szczęście Janickiemu ponownie dopisało, bo gdy w 48. minucie przy rzucie rożnym wybrał się w pole karne Legii, wybijana niefortunnie przez warszawskich zawodników piłka spadła mu pod nogi i dzięki temu mógł z pięciu metrów wpakować ją do bramki strzeżonej przez mocno rozkojarzonego tego dnia Artura Boruca. Do końca spotkania bielszczanie walecznie bronili wyniku i cel osiągnęli, w czym wydatnie pomogli im podopieczni trenera Czesława Michniewicza.
Tak więc Legia po dwóch porażkach z rzędu poniesionych w starciach z zespołami zajmującymi dwie ostatnie lokaty w tabeli, straciła prowadzenie w tabeli na rzecz Pogoni Szczecin, która formalnie rzecz ujmując została w ten sposób najlepszym zespołem na półmetku rozgrywek. Podbeskidzie natomiast, chociaż pozostało na ostatnim miejscu, to przynajmniej zmniejszyło do dwóch punktów dystans dzielący je od zajmujących dwie kolejne lokaty zespołów Stali Mielec i Wisły Kraków. Wracając zaś jeszcze do Legii, to w następnej kolejce czeka ją potyczka u siebie z Rakowem i zważywszy na formę jaką ten zespół ostatnio prezentuje, bynajmniej nie będzie w tym spotkaniu faworytem.
Pogoń w 16. kolejce zmierzy się natomiast w Szczecinie z Cracovią, którą do walki ma poprowadzić jednak trener Michał Probierz. Prezes i właściciel krakowskiego klubu Janusz Filipiak po prostu nie przyjął złożonej przez tego szkoleniowca dymisji po przegranym meczu z Wartą Poznań, co oznaczało w praktyce konieczność zerwania przez Probierza kontraktu. Ponieważ wiąże się to z obowiązkiem zapłacenia ustalonego w umowie odszkodowania, pan trener jak niepyszny wrócił do swoich obowiązków. Ale po numerze jaki wywinął wydaje się wątpliwe, by prezes Filipiak nadal wiązał z nim nadzieje na przyszłość. Znalezienie odpowiedniego następcy musi trochę jednak potrwać.
Po drugiej stronie krakowskich Błoń atmosfera też zrobiła się gorąca po przegranym przez Wisłę Kraków 3:4 meczu z Piastem Gliwice. Po 20 minutach „Biała Gwiazda” prowadziła już 3:0, a mogło być nawet 4:0, gdyby sędzia Krzysztof Jakubik po sprawdzeniu w systemie VAR nie anulował rzutu karnego na korzyść gospodarzy. Potem gole strzeli już tylko gliwiczanie, z czego dwa wbili już w doliczonym czasie gry wywożąc ze stadionu przy Reymonta komplet punktów. Ta porażka stawia wiślaków w nieciekawej sytuacji, bo mają teraz tylko dwa punkty przewagi nad ostatnim Podbeskidziem, a dla przypomnienia – w tym sezonie z ekstraklasy spada tylko jeden zespół.