W rozegranych w sobotę meczach 29. kolejki ekstraklasy Wisła Płock zremisowała z Podbeskidziem Bielsko-Biała 1:1, zapewniając nie tylko sobie utrzymanie w najwyższej klasie rozgrywkowej, ale także imienniczce z Krakowa. Ekipa „Białej Gwiazdy” powinna być wdzięczna „Nafciarzom”, bo ze słabym Lechem Poznań przegrała u siebie 1:2.
Piłkarze Podbeskidzia po meczu z Wisłą Płock byli mocno przygnębieni. Dzięki remisowi płocczanie utrzymali nad bielszczanami przewagę pięciu punktów, co na kolejkę przed zakończeniem rozgrywek zapewniało im utrzymanie w ekstraklasie. „Nafciarze” tym wynikiem przysłużyli się też Wiśle Kraków, która w sobotę na swoim stadionie w kiepskim stylu przegrała z Lechem Poznań 1:2. Wiślacy mają na koncie tyle samo punktów co płocczanie (30), ale gorszy bilans bezpośrednich spotkań i dlatego w tabeli wylądowali na 14. miejscu. Za nimi są już tylko zespoły beniaminków – Stali Mielec (27 pkt) i Podbeskidzia (25), co oznacza, że w tym sezonie z ekstraklasy może spaść już tylko jeden z tych dwóch zespołów. Ale ani w Płocku, ani tym bardziej w Krakowie, nikt nie manifestował radości z faktu utrzymanie w najwyższej klasie rozgrywkowej. Wypada jednak przypomnieć, że w poprzednim sezonie oba zespoły także zakończyły zmagania na miejscach tuż nad strefą spadkową. Rok temu z ligi spadły trzy zespoły (Arka Gdynia, Korona Kielce i ŁKS Łódź), a „Biała Gwiazda” wtedy również obroniła z trudem ligowy byt mając pięć punktów przewagi nad najlepszym z trójki zdegradowanych zespołów. Ekipa „Białej Gwiazdy” nie poczyniła więc przez te dwa lata żadnych postępów.
Trener Maciej Skorża ponad dekadę temu zdobył z krakowską Wisłą dwukrotnie mistrzostwo Polski, ale w sobotni wieczór na stadionie przy Reymonta nie mógł sobie pozwolić na sentymenty. Odkąd 12 kwietnia oficjalnie przejął ekipę „Kolejorza”, zespół pod jego wodzą zdążył rozegrać cztery ligowe spotkania, z których wygrał tylko jedno – z Lechią 3:0. Porażka z Rakowem 1:3 ujmy mu nie przynosi, bo wicelider ekstraklasy i tegoroczny zdobywca Pucharu Polski ma w tej chwili lepszą drużynę, ale już porażki z broniącymi się przed degradacją Podbeskidziem (0:1) i Stalą Mielec (1:2) doprowadziła w poznańskim klubie do wrzenia. Skorżę do furii doprowadziła zwłaszcza porażka z mieleckim zespołem, bo lechici stracili gole po wrzutach piłki z autu przez mielczan w końcówce spotkania. „To mi spędza sen z powiek. Ćwiczyliśmy ten wariant, bo wiedzieliśmy, że to wyrzuty z autu to jeden z atutów w grze Stali. Wcześniej siedem razy mój zespół poradził sobie z takimi zagraniami, a nie potrafił tego zrobić w decydujących momentach spotkania. Moi piłkarze mają problem z utrzymaniem koncentracji” – narzekał trener „Kolejorza”.
Chcąc pobudzić zespół do walki przed meczem z Wisłą Skorża odważnie zapowiedział, że w nowym sezonie będzie chciał poprowadzić lechitów do walki o podwójną koronę. Ostatni raz ekipa „Kolejorza” zdobyła mistrzostwo Polski w sezonie 2014/2015 roku, właśnie pod wodzą Skorży. Mecz z Wisłą miał dać odpowiedź, jak na deklaracje trenera zareagują piłkarze Lecha. Zareagowali chyba jak należy, bo już w 13. minucie „Kolejorz” objął prowadzenie po golu Mikaela Ishaka. Drugiego gola lechici strzelili już po przerwie, a trafienie w 61. minucie po strzale Pedro Tiby ostatecznie przypisano jako samobój obrońcy Wisły Serafina Szota.
Zespół Wisły do 72. minuty był dla ekipy Lecha tylko tłem. Wtedy trener Hyballa wprowadził na boisko Jakuba Błaszczykowskiego. Sześć minut później współwłaściciel „Białej Gwiazdy” i jej najbardziej znany i utytułowany piłkarz z rzutu wolnego zdobył kontaktową bramkę. Po strzeleniu gola Błaszczykowski pozwolił jednak sobie na pewną ostentację – podbiegł do ławki rezerwowych Wisły, ale ostentacyjnie ominął stojącego przy linii Hybalę i rzucił się w ramiona Kazimierza Kmiecika. To była oczywista manifestacja, bo jak wieść niesie niemiecki szkoleniowiec chciał usunąć Kmiecika ze sztabu szkoleniowego, na co zarząd klubu nie wyraził jednak zgody.
Wygląda na to, że to ju koniec ery Hyballi na Reymonta. Jeśli od 1 lipca zespół poprowadzi wujek Błaszczykowskiego Jerzy Brzęczek, dla nikogo raczej nie będzie to zaskoczeniem.