Rozgrywki PKO Ekstraklasy to pięknie opakowany produkt słabej jakości
Zespoły PKO Ekstraklasy szykują formę do wiosennej rundy, która rozpocznie się w piątek 7 lutego, ale wiele wskazuje, że zanim piłkarze wyjdą na boisko, w najwyższych futbolowych gremiach może zapaść decyzja o kolejnej reformie tych rozgrywek. PZPN próbuje przeforsować ligę złożoną z 18 drużyn i rywalizującą bez podziału na grupy mistrzowską i spadkową.
Za pomysłem powiększenia składu Ekstraklasy do 18 zespołów gorąco optuje prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej Zbigniew Boniek. W minioną środę obradował w tej sprawie zarząd PZPN, a wnioski z tej narady mają zostać na dniach przedstawione władzom zarządzającej rozgrywkami najwyższej ligi spółki Ekstraklasa SA. Nie jest żadną tajemnicą, że w tym gremium nie ma zgody w tej kwestii, a jeszcze większe rozbieżności panują w poszczególnych klubach.
Gwoli przypomnienia – obecny system rozgrywek, zwany w piłkarskim żargonie ESA-37, wprowadzono od sezonu 2013/2014. Liga liczy 16 drużyn, które grają każda z każdą w systemie dwurundowym jesień-wiosna, a po 30. kolejce następuje podział na dwie osmiozespołowe grupy: mistrzowską i spadkową, które następnie wedle rozgrywają siedem kolejek w fazie play off, czyli każdy z każdym, lecz już bez rewanżów, a przywilej bycia gospodarzem meczu zależy od miejsca zajętego po rundzie zasadniczej.
Powrót do klasycznej ligi
W sumie zatem każdy z zespołów musi w sezonie rozegrać 37 spotkań. W poprzednim sezonie zniesiono przepis o podziale punktów na pół po sezonie zasadniczym, a w obecnym wprowadzono jeszcze jedną zmianę – z ligi spadną trzy, a nie dwie (jak dotychczas) drużyny. Ich miejsce zajmą trzy zespoły z I ligi.
PZPN chce wrócić do klasycznej formuły dwurundowych ligowych rozgrywek i namawia Ekstraklasę SA do rezygnacji z podziału na rundę zasadniczą i play off oraz do powiększenia najwyższej ligi do 18 drużyn przy zachowaniu zasady, że spadają z niej trzy zespoły. Działacze futbolowej centrali uważają, że w ten sposób da się powstrzymać postępujący z roku na rok spadek poziomu sportowego PKO Ekstraklasy, odpływ najlepszych lub dobrze zapowiadających się piłkarzy za granicę, żenująco słabe wyniki w europejskich pucharach oraz pogarszającą się frekwencję na trybunach. Forsując swój pomysł powołują się na ustalenia wypracowane cztery lata temu podczas wspólnej narady z Ekstraklasą SA w Jachrance. Wtedy postanowiono o powiększeniu ligi, zreformowaniu I ligi i Pucharu Polski. A w 2016 roku jeszcze nie było tak źle. Legia Warszawa grała wtedy w fazie grupowej Ligi Mistrzów przeciwko Realowi Madryt, Borussii Dortmund i Sportingowi. Dostała się do 1/16 finału Ligi Europy. Cztery lata później takie sukcesy są już tylko mglistym wspomnieniem, bo przez ten czas polska piłka klubowa zjechała mocno w dół. Żaden z zespołów ekstraklasy nie zakwalifikował się już w tym czasie do fazy grupowej ani w Lidze Mistrzów, ani nawet w Lidze Europy. W konsekwencji w przyszłym roku polska liga w rankingu UEFA wyląduje na 32. miejscu. Czternaście lokat w dół w ciągu czterech lat.
Zapewne rację mają ci, którzy twierdzą, że to efekt przeładowanego kalendarza rozgrywek, bo 37 kolejek ligowych, plus Puchar Polski oraz konieczność wczesnego rozpoczęcia rywalizacji w eliminacjach europejskich pucharów drenuje zasoby kadrowe i finansowe nawet czołowych klubów, przez co nie mają czasu ani możliwości na zbudowanie zespołów zdolnych do nawiązania rywalizacji choćby z europejskimi średniakami.
Ekstraklasa podjęła próby złagodzenia zasad rywalizacji w systemie ESA-37 i od 2017 roku zniesiono podział punktów w grupach mistrzowskiej i spadkowej. Ostatnio dokonano też zmiany w systemie awansów i spadków na dwóch szczeblach rozgrywek. W obecnym sezonie z ekstraklasy spadną trzy drużyny, a w ich miejsce awansują bezpośrednio dwa pierwsze zespoły z I ligi, zaś trzeciego beniaminka wyłonią baraże z udziałem drużyn z miejsc 3-6. W I lidze zaostrzono też warunki licencyjne, wymagając od klubów podgrzewanej murawy, oświetlenia i trybun na minimum 4,5 tys. miejsce siedzących. W październiku 2019 PZPN przeforsował poprawkę w swoim statucie, modyfikując przepis dotyczący powiększenia ligi. Teraz do osiągnięcia celu pozostało pokonanie najważniejszej przeszkody – oporu ze strony władz Ekstraklasy SA.
Normalnie, czyli jak dawniej
„Chcemy powrotu do normalności. Półtora roku temu zreformowaliśmy I ligę, teraz nadszedł czas wdrożenia ostatniego etapu. Widzę, że jest wielkie zaskoczenie, że PZPN coś robi. Tak samo było, kiedy wprowadzaliśmy przepis o młodzieżowcu czy system VAR. Według raportu UEFA, jesteśmy krajem najbardziej rozbudowującym infrastrukturę piłkarską. 18-zespołowa liga wydaje się normalnym, stabilnym pomysłem” – przekonywał prezes Boniek m. in. w wywiadzie udzielonym „Przeglądowi Sportowemu”. Główny sternik polskiego futbolu nie mami jednak obietnicami, że ekstraklasa w formule osiemnastozespołowej okaże się remedium na całe zło. „Kształt ekstraklasy ani żadna formuła rozgrywek nie będą miały wpływu na formę naszych drużyn w pucharach. Co więcej, system szkolenia również, bo któryś z prezesów kupi jedenastu obcokrajowców i z nimi spróbuje podbić Europę. 18 drużyn w ekstraklasie to tylko powrót do normalności. Pomysł z poszerzeniem ligi uważam za dobry” – twierdzi Boniek. Jeśli PZPN przeforsuje ten pomysł, przyszły sezon PKO Ekstraklasy zostanie uznany jako przejściowy. Spadnie tylko jedna drużyna, a z I ligi awansują trzy.
W tym sporze swoje racje mają obie strony. Bez wątpienia obecny system rozgrywek jest atrakcyjny dla kibiców, bo rywalizacja jest wyrównana niemal do ostatniej kolejki gier. Ale prawdą jest też to, że nie daje on trenerom ani zawodnikom wielkiego marginesu na błędy czy doskonalenie. Trudno jest wystawić do gry młodego, perspektywicznego gracza w sytuacji, gdy od wyniku zależy utrzymanie zespołu w ekstraklasie. A po spadku kluby tracą dochody z tytuły praw telewizyjnych i tracą sponsorów, więc ich właściciele wolą stawiać na rutynowanych graczy. Przejście na ligę 18-zespołową dałoby w tym względzie większą swobodę działania, a także szansę na zmianę modelu działania polskich klubów. Żaden z nich nie ma szans dostać się do europejskiej elity, zatem pozostaje im rola dostarczyciela utalentowanych graczy dla potentatów.
Zawsze chodzi o pieniądze
Prawdziwym powodem oporu części działaczy Ekstraklasy SA są jednak pieniądze ze sprzedaży praw telewizyjnych. W 2016 roku prawa te rozdysponowano tylko do sezonu 2018/2019. Kolejny kontrakt medialny miał być przejściowy, dlatego zawarto go jedynie na sezony 2019/2020 i 2020/2021). Ekstraklasa SA chwaliła się rekordową kwotą zapłaconą wspólnie przez Canal+ i TVP, która ponoć wynosi 225 milionów złotych za sezon.
Ale teraz nadchodzi czas negocjowania kolejnej umowy, z tego co wycieka na zewnątrz należy wnosić, że już długoterminowej. Sęk w tym, że potencjalni nabywcy żądają odświeżonego produktu, a takim byłaby liga 18-zespołowa, grająca w podobnym rytmie czasowym jak niemiecka Bundesliga, w komplecie na nowoczesnych stadionach. Za taki „towar” można już zażądać poważnych pieniędzy. Dlatego pomysł PZPN raczej na pewno przejdzie.