Na plakatach zapowiadających mecze z Holendrami organizatorzy jeszcze nie umieścili Wilferedo Leona
W sobotę 27 lipca w reprezentacji Polski zadebiutował Wilfredo Leon. W sensie sportowym i medialnym było to wydarzenie porównywalne, na przykład, z włączeniem do piłkarskiej kadry Jerzego Brzęczka Leo Messiego. W meczu z Holendrami Kubańczyk z polskim paszportem nie pokazał jeszcze pełni swoich umiejętności, ale jego debiut można uznać za udany.
Przed oficjalnym debiutem Leona w wirtualnym świecie ktoś próbował wywołać przeciwko niemu falę hejtu. Ponieważ każdy dziennikarz, który rozbił z nim wywiad w ostatnim czasie, pytał go jak sobie radzi z tymi objawami niechęci ze strony kibiców, którzy nie chcą go w reprezentacji Polski, Kubańczyk w końcu nie zdzierżył i palnął w jednej z wypowiedzi, że „jeśli ktoś nie chce go oglądać jak reprezentuje Polskę, to przecież zawsze może wyłączyć telewizor”. Leon ewidentnie dał się podpuścić, co chyba zrozumiał jednak dopiero w hali sportowej w Opolu, gdy wychodząc jako ostatni na prezentację, bo tak postanowili jego koledzy z kadry, został przywitany jak żaden z polskich zawodników burzą oklasków. Ale teraz już wie, że w realnym świecie dla kibiców reprezentacji Polski jego kolor skóry i miejsce urodzenia nie mają większego znaczenia, podobnie jak to, czy będzie śpiewał polski hymn, czy też nie.
W tej kwestii Leon miał do udowodnienia coś zupełnie innego, to mianowicie, czy mimo prezentowanej klasy sportowej pasuje do polskiej drużyny i czy może podnieść jakość jej gry.
Nie od rzeczy jest w tym miejscu przypomnieć, że Kubańczyk na arenie międzynarodowej ma w dorobku jedynie zdobyte dziewięć lat temu z zespołem Kuby wicemistrzostwo świata, a teraz wchodzi do ekipy, która w 2014 i 2018 roku wywalczyła mistrzostwo globu. Belgijski trener biało-czerwonych Vital Heynen ma w szerokiej kadrze, licząc już z Leonem, 27 zawodników światowej klasy, a do Opola przywiózł ze zgrupowania w Zakopanem 16 z nich. I ma straszliwy ból głowy, bo do gry w sierpniowym turnieju kwalifikacyjnym do igrzysk w Tokio może wystawić tylko 14 graczy, co oznacza, że dwóch wybitnych siatkarzy będzie musiał „odstrzelić”. Leon nie ma w tym względzie żadnej taryfy ulgowej, nie będzie więc jakoś specjalnie traktowany. Musi walczyć o miejsce w składzie jak wszyscy inni i jeśli je wywalczy, my, kibice, oglądając jego występy, ocenimy czy zasłużył na grę w zespole mistrzów świata.
W swoim sobotnim debiucie w Opolu Leon w spotkaniu z Holandią zagrał w dwóch pierwszych setach, bo dla trenera Heynena był to sparing, w którym zamierzał sprawdzić formę wszystkich szesnastu zawodników – Fabiana Drzyzgi, Macieja Muzaja, Wilfredo Leona, Aleksandra Śliwki, Piotra Nowakowskiego, Karola Kłosa, Pawła Zatorskiego (libero) oraz Dawida Konarskiego, Grzegorza Łomacza, Bartosza Kwolka, Bartosza Bednorza, Jakuba Kochanowskiego, Mateusza Bieńka, Damiana Wojtaszka (libero). Dlatego umówił się z Holendrami na rozegranie czterech partii. Nasi siatkarze wygrali je 25:20, 25:19, 25:22 i dodatkową 25:21. Wilfredo był chyba trochę stremowany, bo zepsuł wszystkie trzy serwisy, a w kilku sytuacjach podejmował błędne decyzje lub pakował piłkę w siatkę albo na aut. W sumie jednak ten jego pierwszy występ można było uznać za udany (niedzielny mecz z Holandią zakończył się po zamknięciu wydania).