Prezes PZPN Cezary Kulesza nazwisko nowego selekcjonera reprezentacji ma ogłosić 31 stycznia. W opinii mediów faworytem jest Andrij Szewczenko, chociaż nie ma żadnego racjonalnego argumentu przemawiającego za jego wyborem.
Także w ukraińskich mediach już od niedzieli krążą wieści, że Szewczenko prowadzi negocjacje z PZPN, które rzekomo „są bliskie pomyślnego zakończenia”. Tymczasem w środę rzecznik prasowy reprezentacji Jakub Kwiatkowski, jeden z nielicznych osób zatrudnionych w polskiej federacji, któremu prezes Kulesza dał przyzwolenie na wypowiadania się w tej kwestii w mediach, na łamach rosyjskiego portalu Sport24.ru stwierdził: „Te informacje nie są prawdziwe. Jedyne, co możemy teraz powiedzieć, to to, że nowy trener zostanie ogłoszony 31 stycznia. Wszystko inne to plotki”.
Niewykluczone, że powiedział tak żeby zmylić Rosjan, którzy uważnie śledzą rozwój sytuacji w polskiej kadrze, ale mają problem, bo nie mogą przewidzieć personalnych wyborów nowego selekcjonera. Głównie dlatego, że wciąż nie wiadomo, kto nim ostatecznie zostanie. Czy Adam Nawałka, za powrotem którego publicznie opowiadają się kluczowi gracze naszej reprezentacji – Robert Lewandowski, Kamil Glik i Grzegorz Krychowiak, czy wspomniany już Andrij Szewczenko, chociaż trudno znaleźć jakikolwiek rozsądny argument przemawiający za jego kandydaturą, czy wreszcie ktoś inny z listy nazwisk przewijających się na trenerskiej karuzeli od momentu rejterady Paulo Sousy. A wsadzano na nią Michała Probierza, Jana Urbana, Marka Papszuna, Macieja Skorżę, Macieja Stolarczyka, a także całkiem spory tłumek bezrobotnych obecnie zagranicznych szkoleniowców, z których do Warszawy na rozmowy przyjechał jednak tylko Włoch Fabio Cannavaro. Co ciekawe, z zastanawiającą konsekwencją nikt w Polsce na owej karuzeli nie umieszczał Jerzego Brzęczka, chociaż akurat jego kandydatura pod wieloma względami mogłaby się wydawać oczywista.
Nie wiemy zatem kogo prezes Kulesza przedstawi w poniedziałek 31 stycznia jako nowego sternika reprezentacyjnej nawy. Ba, nie ma nawet pewności, że tego dnia jego nazwisko ogłosi. Takie długie bezkrólewie u steru po raz ostatni przydarzyło się naszej piłkarskiej federacji w 1997 roku, kiedy to 7 czerwca po porażce z Anglią (0:2 31 maja w Chorzowie) pracę stracił Antoni Piechniczek. Tydzień później na jeden mecz (z Gruzją 4:1) zastąpił go Krzysztof Pawlak, lecz na nowego selekcjonera trzeba było czekać jeszcze ponad miesiąc. Dopiero pod koniec lipca ówczesny prezes PZPN Marian Dziurowicz powierzył kadrę Januszowi Wójcikowi. Nominację odebrał na sześć tygodni przed debiutem w roli selekcjonera, ale pierwszy mecz o punkty zespół pod jego wodzą zagrał dopiero na początku października.
Wybraniec prezesa Kuleszy teraz takiego komfortu pracy mieć nie będzie, bo jego debiut w roli selekcjonera biało-czerwonych wypadnie w najważniejszym meczu w tym roku.
Dlatego trzeba otwarcie powiedzieć, że Szewczenko nie jest odpowiednim kandydatem na objęcie tej posady. Już wcześniej pokazał jako trener reprezentacji Ukrainy, że ma problem z podejmowaniem trafnych decyzji, a w ostatnich miesiącach jako szkoleniowiec Genoi tylko potwierdził ten mankament. Z całą pewnością nie jest wart tego, żeby płacić mu 2,5 mln euro za rok pracy, na dodatek z góry skazanej na niepowodzenie.
A przecież jeszcze kolejne pół miliona euro trzeba byłoby wydać na pensje dla ludzi, których będzie chciał mieć w swoim sztabie. W kadrze Ukrainy pomagali mu: Mauro Tassotti (odpowiadał za przygotowanie gry obronnej), Aldo Maldera i przez pewien czas Raul Riancho (odpowiadali za taktykę i analizę przeciwników), Pedro Haro (odpowiadał za bramkarzy), zaś Andrea Azzalin zajmował się przygotowaniem fizycznym. Szewczenko pełnił głównie rolę mentora, motywatora i lidera grupy.
Czy ta grupa ludzi, znacznie bardziej kosztowna w utrzymaniu od portugalsko-hiszpańsko-włoskiej ekipy Paulo Sousy, okazałaby się skuteczniejsza w działaniu? Nie ma żadnych przesłanek za tym przemawiających. Tak więc jeśli prezes Kulesza faktycznie postawi na Szewczenkę, rzuci tym samym na szalę także swoją przyszłość jako szefa federacji. Bo zrujnuje tą decyzją finanse związku w znacznie większym stopniu, niż jego poprzednik zatrudniając Paulo Sousę. A to jest bardzo dobry pretekst, żeby domagać się od niego wcześniejszego ustąpienia. Może dlatego Kulesza tak długo zwleka z decyzją, kluczy i kombinuje…