Leo Messi zdobył w głosowaniu elektorów „France Football” 33 punkty więcej od Roberta Lewandowskiego i po raz siódmy w karierze zdobył „Złotą Piłkę”. Tak więc po raz kolejny redaktorzy tego francuskiego pisma skrzywdzili polskiego piłkarza, bo w poniedziałkowy wieczór „Lewy” de facto dołączył do grona wybitnych graczy, którym nigdy tego trofeum nie przyznano.
Porażka z Leo Messim ujmy Lewandowskiemu nie przynosi. Argentyński gwiazdor wedle informacji ujawnionej przez „France Footbal” otrzymał w głosowaniu 180 dziennikarzy 613 punktów, a polski snajper 580. Trzecią lokatę zajął Jorginho, zdobywca mistrzostwa Europy z reprezentacją Włoch i zwycięzca Ligi Mistrzów z Chelsea. Kolejne miejsca zajęli: 4. Karim Benzema (Francja, Real Madryt); 5. N’Golo Kante (Francja, Chelsea); 6. Cristiano Ronaldo (Portugalia, Juventus Turyn/Manchester United); 7. Mohamed Salah (Egipt, FC Liverpool); 8. Kevin De Bruyne (Belgia, Manchester City); 9. Kylian Mbappe (Francja, Paris Saint-Germain); 10. Gianluigi Donnarumma (Włochy, AC Milan/Paris Saint-Germain); 11. Erling Haaland (Norwegia, Borussia Dortmund); 12. Romelu Lukaku (Belgia, Chelsea Londyn); 13. Giorgio Chiellini (Włochy, Juventus Turyn); 14. Leonardo Bonucci (Włochy, Juventus Turyn); 15. Raheem Sterling (Anglia, Manchester City), 16. Neymar Jr. (Brazylia, Paris Saint-Germain); 17. Luis Suarez (Urugwaj, Atletico Madryt); 18. Simon Kjaer (Dania, AC Milan); 19. Mason Mount (Anglia, Chelsea Londyn); 20. Riyad Mahrez (Algieria, Manchester City); 21. Lautaro Martinez ((Argentyna, Inter Mediolan) i Bruno Fernandes (Portugalia, Manchester United); 23. Harry Kane (Anglia, Tottenham Hotspur), 24. Pedri (Hiszpania, FC Barcelona); 25. Phil Foden (Anglia, Manchester City); 26. Nicolo Barella ((Włochy, Inter Mediolan), Ruben Dias ((Portugalia, Manchester City) i Gerard Moreno (Hiszpania, Villarreal); 29. Cesar Azpilicueta (Hiszpania, Chelsea Londyn) i Luka Modrić (Chorwacja, Real Madryt).
Nie podlega dyskusji, że plebiscyt „France Football” nigdy nie był, nie jest i pewnie nigdy nie będzie obiektywny. O jego końcowym rezultacie rozstrzygają preferencje organizatorów. A tak się składa, że redaktorzy pisma, które wydawca od lipca tego roku zredukował do formuły miesięcznika, najwyraźniej nie mieści się w głowie, że zdobywcą przyznawanej przez nich nagrody może zostać polski piłkarz. W poprzednim roku nie mogli nie dać Lewandowskiemu „Złotej Piłki”, bo by się tym ośmieszyli i całkowicie zniszczyli reputację tego wciąż cenionego przez futbolowe środowisko wyróżnienia, więc posunęli się do hucpy rzadko spotykanej, czyli po prostu odwołali plebiscyt. Nawet Leo Messi w przemówieniu wygłoszonym po odebraniu tegorocznej nagrody stwierdził: „Robert, powinieneś był wygrać w zeszłym roku. Nie wygrałeś tylko przez pandemię”.
Argentyński piłkarz swój tegoroczny triumf powiązał ze zdobyciem z reprezentacją Argentyny Copa America, bo ten sukces był głównym argumentem uzasadniającym jego zwycięstwo. Ale w futbolowej branży od tygodni krążyły plotki, że gdyby Messi latem tego roku nie zamienił koszulki FC Barcelona na trykot Paris Saint-Germain, nie znalazłby się nawet na podium końcowej klasyfikacji. Jego przejście do francuskiej ligi jest dla niej nobilitacją i wielkim marketingowym bonusem. Redakcja „France Football” należy do tego biznesu i nie działa wbrew jego interesom. Francuzom najbardziej pasowałby rzecz jasna triumf któregoś z ich piłkarzy, najlepiej Kyliana Mbappe, ale jak na złość zespół Paris Saint-Germain nie wygrał Ligi Mistrzów, a reprezentacja Francji nie zdobyła mistrzostwa Europy. Nie było więc argumentów, żeby wyróżnić jednego ze swoich, nawet N’Golo Kante z Chelsea czy Karima Benzemę z Realu Madryt, uznanego za najlepszego gracza zakończonego triumfem reprezentacji Francji finałowego turnieju Ligi Narodów.
Idąc jednak tym tropem łatwo można podważyć ważność triumfu Argentyny w Copa America, bo pamiętajmy, że w mistrzostwach Ameryki Południowej rywalizuje tylko 10 zespołów plus dwa zaproszone z innych kontynentalnych federacji, żeby dało się stawkę sensownie podzielić na grupy. A Argentyna na swoim kontynencie poważnych rywali ma tak naprawdę tylko w zespołach Brazylii oraz w mniejszym stopniu Urugwaju, Chile i Kolumbii. Tak więc nie ulega kwestii, że zdecydowanie trudniej jest zdobyć mistrzostwo Europy, niż mistrzostwo Ameryki Południowej, kładąc zatem na szali sukces Messiego z sukcesem Jorginho, przy obiektywnej ocenie Argentyńczyk na pewno nie przeważyłby dokonań naturalizowanego we Włoszech Brazylijczyka, który na dodatek z Chelsea Londyn wygrał jeszcze Ligę Mistrzów.
Gdyby więc Lewandowski chciał popsuć humor redaktorowi naczelnemu „FF” Pascalowie Ferre, mógłby odpowiedzieć Messiemu, choćby w mediach społecznościowych: „Powinienem wygrać w 2020 roku, powinienem i w 2021”. I w gruncie rzeczy szkoda, że tak nie zrobił, bo przecież musi sobie zdawać sprawę, że już nigdy tak blisko zdobycia „Złotej Piłki” nie będzie. W przyszłym roku są mistrzostwa świata i redakcja „FF” swoich laureatów ogłosi zapewne dopiero po mundialu w Katarze, na którym reprezentacji Polski może zabraknąć. I najlepsi w tym turnieju będą faworytami do zdobycia „Złotej Piłki” w 2022 roku, a nie Lewandowski, choćby Bayern wygrał Ligę Mistrzów, a on ustanowił nowe strzeleckie rekordy.
I pewnie dlatego „Lewy” podczas gali w paryskim Theatre du Chatelet do końca trzymał fason i przyjął wymyśloną na poczekaniu przez redakcję „FF” nagrodę pocieszenia – dla najlepszego strzelca roku. Tu pola do interpretacji nie było, bo Polak w 2021 roku zdobył 64 bramki, najwięcej na świecie i ta nagroda należała mu się jak psu buda. W wygłoszonej przemowie Lewandowski nie zapomniał o kolegach z Bayernu i reprezentacji Polski. „Żaden gracz nie może wygrywać indywidualnych nagród bez silnego zespołu i lojalnych fanów za nim. I w moim przypadku nie jest inaczej. Chcę podziękować mojemu klubowi Bayern Monachium za to, że dali mi platformę do odnoszenia sukcesów i spełniania marzeń. Dziękuję moim kolegom z reprezentacji Polski i Bayernu Monachium. Chcę również podziękować moim fanom za wspieranie mnie każdego dnia, to wiele dla mnie znaczy”. Nie zapomniał podziękować też za wsparcie towarzyszącej m u podczas gali żonie i najbliższej rodzinie. Ale cierpiał, co zauważył brytyjski portal dailymail.co.uk: „Lewandowski robił, co mógł, by ukryć swoje rozczarowanie i zachował się honorowo w obliczu porażki, ale brak nagrody po raz kolejny wyraźnie go zabolał”.
Na pocieszenie „Lewemu” pozostaje, że jest teraz najwyżej sklasyfikowanym polskim piłkarzem w historii plebiscytu „FF” – przed nim Kazimierz Deyna w 1974 i Zbigniew Boniek w 1982 roku zajmowali trzecie lokaty. Ale chociaż ma już 33 lata wciąż wciąż jest zdolny do bicie rekordów. Może więc jeszcze redaktorom „FF” zdoła spłatać figla?