Nowe informacje dotyczące Jemenu grzebią wszelkie nadzieje na szybki koniec wojny. ONZ ostrzega, że klęska głodu może wkrótce dosięgnąć aż 11 milionów ludzi, czyli ponad jedną trzecią całej populacji. Jednocześnie okazuje się, że skala wykorzystania amerykańskiej broni przez wojska Arabii Saudyjskiej i Zjednoczonych Emiratów Arabskich jest wyższa niż przypuszczano. Co więcej, na handel bronią w regionie ma chęć coraz więcej państw.
„Jemen to obecnie największy kryzys humanitarny na świecie. W wyniku trwającego już cztery lata konfliktu, ponad 22 miliony ludzi – trzy czwarte populacji – potrzebuje pomocy i ochrony” – mówił sekretarz generalny Narodów Zjednoczonych António Guterres podczas specjalnej konferencji zwołanej w kwietniu w Genewie. Chociaż większość obecnych na niej państw dotrzymało słowa i zwiększyło wsparcie finansowe, od tego czasu sytuacja w Jemenie jedynie uległa pogorszeniu. Wszystko przez galopujące ceny żywności. W porównaniu z 2015 rokiem, kiedy wybuchła wojna domowa, koszt podstawowych produktów żywnościowych na lokalnym rynku wzrósł o niemal 70 proc. Zarazem wartość riala – jemeńskiej waluty – spadła o 180 proc. Mimo więc rosnących nakładów na pomoc humanitarną, rzeczywista jej wartość spadła.
Według brytyjskiej organizacji charytatywnej „Save the Children”, ponad 5 milionów dzieci cierpi głód, a kolejny milion może wkrótce do nich dołączyć. „Miliony dzieci nie wie, kiedy zjedzą następny posiłek. W jednym ze szpitali, które odwiedziłam w północnym Jemenie, niemowlęta były zbyt słabe, żeby płakać, a ich ciała były wykończone z głodu” – powiedziała prezes organizacji Helle Thorning-Schmidt dla BBC. Jej zdaniem przy obecnym rozwoju sytuacji, do końca roku z głodu może umrzeć nawet 38 tys. dzieci.
Jeszcze gorsze wiadomości płyną od przedstawicieli ONZ w Jemenie. Niemal 8,5 mln ludzi już cierpi głód, a do końca tego roku liczba ta zapewne zwiększy się o ponad 2 miliony. Z każdym dniem wzrasta też niebezpieczeństwo ponownego rozprzestrzenienia się cholery i biegunki. Tymczasem wiele regionów kraju jeszcze nie poradziło sobie ze skutkami pandemii cholery z 2016 roku, kiedy zachorowało na nią ponad 600 tys. osób. Chociaż organizacje charytatywne dysponują wystarczającym zapasem leków, to w wielu przypadkach nie mają one szans dotrzeć do potrzebujących. „Nasi ludzie są zatrzymywani i zastraszani, wizy otrzymuje się późno albo wcale. Poszczególne misje i programy padają ofiarą ingerencji ze strony walczących stron, co zupełnie kłóci się z ich humanitarnym charakterem” – żalił się niedawno Mark Lowcock, koordynator pomocy w sytuacjach kryzysowych z ramienia ONZ.
Kryzys humanitarny w Jemenie pogłębia się proporcjonalnie do stopnia zaangażowania się w konflikt mocarstw. Kilka tygodni temu świat zelektryzowała informacja, że bomba, którą w połowie sierpnia saudyjskie lotnictwo zrzuciło na szkolny autobus, zabijając 40 dzieci, pochodziła z USA. W minionym tygodniu okazało się, że nie był to pojedynczy przypadek. Jak dowodzą tego rezultaty wspólnego śledztwa CNN i jemeńskiej organizacji praw człowieka „Mwatana”, amerykańska broń została wykorzystana w co najmniej jedenastu atakach przeprowadzonych przez wojska Arabii Saudyjskiej i Zjednoczonych Emiratów Arabskich (ZEA) od 2015 roku. Zginęło w nich łącznie ponad stu cywilów. Przewodnicząca „Mwatany”, Radhya al-Mutawakel, powiedziała CNN, że USA „ponoszą legalną i moralną odpowiedzialność za sprzedaż broni dla saudyjskiej koalicji. Jemeńscy cywile giną każdego dnia w wojnie wspieranej przez Amerykę. To hańba, że ekonomiczne interesy są warte więcej niż krew niewinnych osób”.
Przedstawiciele Departamentu Obrony usprawiedliwiają się, że Stany Zjednoczone jedynie sprzedają broń, nie mają natomiast wpływu jak i gdzie zostanie ona użyta. Przeczą temu jednak doniesienia mediów oraz obecność w Jemenie – wciąż nieoficjalna – amerykańskich żołnierzy. Chociaż na początku 2018 roku grupa senatorów wezwała administrację Donalda Trumpa o zaprzestanie udziału w wojnie w Jemenie (na który rząd federalny nigdy nie otrzymał zgody Kongresu), nic nie zapowiada zmiany amerykańskiej polityki. Także wbrew sugestiom wysokich urzędników Departamentu Stanu, Mark Pompeo wypowiedział się jednoznacznie pozytywnie o udziale USA w Jemenie. W zeszłym tygodniu „The Wall Street Journal” donosił, że ewentualne wycofanie amerykańskiego wsparcia logistycznego i militarnego dla Arabii Saudyjskiej i ZEA może grozić zerwaniem wartej 2 miliardy dolarów umowy o dostawy amerykańskiej broni dla tych dwóch państw.
Jednak nie tylko USA pragną się wzbogacić na jemeńskiej wojnie. Wśród dostawców sprzętu wojskowego dla Arabii Saudyjskiej i ZEA są m.in. Francja i Wielka Brytania. W miniony czwartek, 20 września, do tego grona dołączyły Niemcy. Rząd w Berlinie przyznał, że podpisał umowę na dostawy broni dla Arabii Saudyjskiej, ZEA i Jordanii – mimo że w styczniu 2018 roku zobowiązał się do bojkotu wszystkich stron konfliktu. W rezultacie na Bliski Wschód trafi niemiecki system obsługi artylerii, a także głowice i pociski przeciwczołgowe.
Za przedłużającą się wojnę w Jemenie trudno oskarżać jedynie Saudów i zachodnie mocarstwa. Odpowiedzialność ponosi także Iran, który aktywnie wspiera rebeliantów Huti, z nadzieją na umocnienie swoich wpływów w tej części Bliskiego Wschodu. O silną pozycję w regionie zabiega również Rosja, której już udało się przejąć polityczną i militarną inicjatywę w Syrii, zastępując USA w roli głównego rozgrywającego. Prezydent Putin nie ukrywa, że liczy na podobny scenariusz w Jemenie. Tymczasem do tej pory wojna kosztowała życie ponad 15 tys. ludzi.