Jeden z architektów napaści na Irak – Tony Blair nadal zajmuje się „zmienianiem świata arabskiego na lepsze”. Po odejściu z czynnej polityki zajmuje się doradzaniem królowi Arabii Saudyjskiej.
Jak podał „Sunday Telegraph”, rząd ultrakonserwatywnej monarchii znad Zatoki zawarł z Tony Blair Institute for Global Change porozumienie warte 11,8 mln dolarów. Za tę „niewygórowaną” kwotę Brytyjczyk ma wspierać następcę tronu Arabii Saudyjskiej, faktycznie już nią rządzącego księcia Muhammada ibn Salmana, przy opracowywaniu i wdrażaniu programu reform nazywanego Wizją 2030. Program obejmuje dywersyfikację gospodarczą, by królestwo nie opierało się wyłącznie na dochodach z ropy naftowej, ale i ocieplanie wizerunku Saudów poprzez wdrażanie powierzchownych reform obyczajowych. Najgłośniejszą z nich było cofnięcie zakazu prowadzenia samochodów przez kobiety, czemu towarzyszyło zresztą, żeby kobiety nie zaczęły sobie wyobrażać zbyt wiele, aresztowanie całej grupy aktywistek i aktywistów od lat walczących o znacznie szerszy zakres swobód dla obywatelek.
Według informacji „Sunday Telegraph” faktyczne wynagrodzenie, jakie otrzymał instytut pseudolewicowego polityka, jest jeszcze wyższe. Tylko w styczniu tego roku organizacja otrzymała 10 mln dolarów za prace wykonywane przez pracowników instytutu na miejscu w Arabii Saudyjskiej. Oficjalnie wynagrodzenie wypłaciła im spółka Media Investment zarejestrowana na wyspie Guernsey.
Na stronie instytutu Blaira, pełnej zaklęć o sprzyjaniu rozwojowi, pracy na rzecz pokoju i obronie liberalnego porządku świata próżno szukać informacji o doradzaniu Saudom. Biuro instytutu w rozmowie z Middle East Eye stwierdziło, że nie ma obowiązku podawać tego faktu do wiadomości publicznej, chociaż przyznało, że doradztwo przy opracowywaniu programu reform w istocie ma miejscu. Za to w marcu tego roku czytelnicy strony mogli przeczytać tekst przygotowany na przyjazd księcia Muhammada ibn Salmana do Londynu, pełen zachwytów nad jego osobą. Saudyjski przywódca został przedstawiony m.in. jako człowiek doskonale rozumiejący potrzebę walki z ekstremizmem i terroryzmem, a jego kraj jako państwo, od którego Brytyjczycy mogliby uczyć się strategii takiej walki. Zabrakło tylko dopowiedzenia, że współpraca Londynu z Ar-Rijadem w istocie kwitnie od dawna. Mordercza wojna, jaką Saudowie prowadzą w Jemenie, nie byłaby tak pełna „sukcesów” w bombardowaniu cywilów, gdyby nie uzbrojenie nabywane od brytyjskich firm.