Korea Północna wystrzeliła w poniedziałek 4 pociski balistyczne, które po przebyciu ok. 1000 km spadły do morza w wyłącznej strefie ekonomicznej Japonii, a wczoraj poinformowała, że były to przygotowania do „ataków, w razie konieczności, na bazy wojskowe agresora imperialistycznego, USA, w Japonii”.
Bowiem – jak powiedział osobiście nadzorujący odpalenie pocisków władca Północy, Kim Dzong Un – sytuacja na Półwyspie Koreańskim jest tak poważna, iż „w każdej chwili może rozpętać się wojna”,
Rzucenie nowego wyzwania Pjongjangu nastąpiło tuż po atakach hakerów chińskich na strony internetowe seulskiego koncernu Lotte Group i zakazaniu przez Pekin urządzania chińskich wycieczek turystycznych do Korei Płd. Była to chińska odpowiedź na ogłoszenie, że USA rozmieszczą w Korei Płd. system antyrakiet THAAD wobec zagrożenia z Korei Płn. oraz na porozumienie się Lotte Group z wojskiem Korei Płd. w sprawie wymiany gruntów pod wyrzutnie antyrakiet.
Inny powód odpalenia pocisków przez Północ to doroczne manewry wojsk USA i Korei Płd. A poza tym było to swego rodzaju pozdrowienie dla parlamentu chińskiego obradującego na sesji dorocznej. Chiny co prawda okazują zły humor Korei Płd., ale bardzo źle też znoszą forsowną rozbudowę arsenału jądrowego Północy i próby z rakietami do jego przenoszenia. Pekin poparł nawet rezolucje Rady Bezpieczeństwa ONZ nakładające na Północ sankcje – inna sprawa, czy je stosuje.
Jasne – po odpaleniu przez Północ pocisków, zewsząd padły gromkie słowa potępienia, a prezydent USA, Donald Trump rozmawiał przez telefon z premierem Japonii, Shinzo Abe.