13 listopada 2024

loader

Kolejne „przypadkowe ofiary” Amerykanów

22 marca w syryjskim miasteczku Ad-Dachilija (15 km od miasta Tabka) doszło do kolejnej tragedii ludności cywilnej.

Amerykańskie lotnictwo omyłkowo zbombardowało tamtejszą szkołę, w której schronienie znalazło ok. 50 rodzin uchodźców, z podlegającej amerykańskim nalotom Rakki, stolicy tzw. Państwa Islamskiego. Wg niezależnych dziennikarzy, na miejscu zginęły 33 osoby, a kilkadziesiąt zostało rannych. Ofiary to w większości kobiety i dzieci. Budynek szkoły został całkowicie zniszczony. Dowództwo amerykańskiej operacji Ingerent Resolve odmówiło komentarza ww. sprawie.
W ciągu ostatnich dwóch miesięcy Amerykanie dokonali w Iraku i Syrii ponad siedmiu tysięcy ataków z powietrza. Ile „przypadkowych” ofiar pochłonęły, zapewne się nie dowiemy. 3600 ataki powietrzne w styczniu i 3440 w lutym, tysiące zrzuconych bomb – to oficjalne statystyki opublikowane przez centralne dowództwo amerykańskiego lotnictwa. Wzmożone, praktycznie nieustające bombardowanie ma być metodą na pokonanie Państwa Islamskiego. Problem w tym, że zdecydowana większość bomb spada na miasta, które IS zajęło w poprzednich latach. W gęsto zaludnionych dzielnicach w takiej sytuacji nie może obyć się bez ofiar śmiertelnych. A te, jako że padają za sprawą „dobrych” Amerykanów, nie zasługują na szersze nagłośnienie w mediach głównego nurtu.
Jak Amerykanie tłumaczą swoją wzmożoną aktywność? Rzeczniczka sił powietrznych, kapitan Kathleen Atanasoff, ma proste wytłumaczenie: wspierają swoich irackich sojuszników w bitwie o Mosul, trwającym od kilku miesięcy koszmarze walk o każdą ulicę i dom. I tyle w temacie – do tego, ilu cywilów zginęło podczas bombardowań miasta, rzeczniczka w ogóle się nie odnosi. Co dopiero mówić o apelach np. o czasowe zawieszenie broni, dostarczenie pomocy humanitarnej. Atanasoff zapowiadała co innego – dalsze nasilenie bombardowań.

trybuna.info

Poprzedni

Bitwa o fotel lidera

Następny

Messi zrugał arbitra