Andrzej Duda pojechał niedawno do Waszyngtonu i zachowywał się, jakby właśnie wbił do galerii handlowej podczas Black Friday. Wrócił m.in. z obietnicą zakupu floty 30 myśliwców F-35 za „jedyne” 17 mld zł. Norweskie doświadczenia pokazują, że koszty te mogą być w rzeczywistości dużo wyższe. Jeżeli w ogóle uda się je ustalić.
Lewicowi politycy i komentatorzy w Norwegii zgodnie twierdzą, że chaos dotyczący kosztów związanych z zakupem i eksploatacją myśliwców F-35, które mają być kręgosłupem tamtejszej obrony powietrznej, jest „absurdalny”.
Interweniowała parlamentarna komisja ds. kontroli i porządku konstytucyjnego. Zwróciła się do ministra obrony Franka Bekke-Jansena o określenie końcowej ceny F-35 w oparciu aktualny kurs dolara. Minister zaś odpowiada, że jest to „bardzo czasochłonny proces”, może potrwać ponoć nawet pięć miesięcy.
Cytowany przez dziennik „Dagbladet” Bekke-Jansen wyjaśnia: „Takie testy angażują zarówno stronę amerykańską jak i norweską. Przeprowadzenie takich precyzyjnych analiz wymaga ok. 10 tys godzin pracy”. Dodał również, że konieczne będzie powołanie specjalnego zespołu roboczego złożonego z co najmniej 30 osób, który będzie pracował minimum jeden rok. Obiecał on jednocześnie dostarczyć precyzyjną analizę, jednak zaznaczył, że na pewno nie powstanie ona w bieżącym roku budżetowym.
Podczas konferencji prasowej, indagowany przez dziennikarzy Bekke-Jansen tłumaczył dziennikarzom, że nie da się przeprowadzić dokładnego wyliczenia kosztów szybciej, jeśli ma to być opracowanie dokładne, ujawniające pełne ceny, a nie powierzchowne.
– Uważam, że postępujemy bardzo rozsądnie próbując precyzyjnie opracować koszty, ryzyko i wynikające z tego potrzeby budżetowe. Mamy do czynienia z programem zakupu na sumę 85 mld koron [ok. 10 mld dolarów – przyp. red.] i rocznych płatnościach w kwocie około 7 mld koron – powiedział m. in. norweski minister obrony.
Torgeir Knag Fylkesnes, lewicowy deputowany z norweskiej Partii Socjalistycznej Lewicy zasiadający w komisji parlamentarnej, która wezwała Bekke-Jansena do ostatecznego określenia kosztów, powiedział dziennikarzom, że sytuacja jest „absurdalna”, a fakt, iż „minister potrzebuje 10 tys. godzin do tego, żeby dowiedzieć się ile realnie kosztują te samoloty pokazuje, że nikt nie ma nad tym żadnej kontroli i że nikt tego dotychczas nie zbadał”.
Norweska lewica nalega uważa, że rząd kluczy w sprawie współpracy z Amerykanami i próbuje ukryć lub pomniejszyć sumy związane z zakupem i eksploatacją F-35.
– Czerwone światełka alarmowe zapaliły się już dawno temu! To skandaliczny i bezmyślny zakup. Centroprawicowy rząd, przy wsparciu konserwatystów, chce kupić bardzo drogi amerykański sprzęt wojskowy, który być może jest dobrze przystosowany do amerykańskiego modelu prowadzenia ataków z powietrza, ale zupełnie nie nadaje się do obrony powietrznej w warunkach norweskich – skomentował sprawę inny norweski lewicowy polityk Bjørnar Moxnes, szef partii Rødt (Czerwoni).
Skandal związany z ukrytymi kosztami przy zakupie myśliwców F-35 wybuchł po tym, jak dziennikarze gazety „Bergens Tidende” przeprowadzili, przy wsparciu ekspertów, pogłębione wyliczenia i krytycznie ocenili sprawozdanie rządu w tej sprawie. Według autorów tego opracowania ukryta „luka cenowa” wynosi co najmniej 16 mld koron, czyli około 2 mld dolarów. Część tych kalkulacji została zakwestionowana przez norweski resort sił zbrojnych.
Na doniesienia te natychmiast zareagowała lewica. Pierwszy głos zabrał Audun Bjørlo Lysbakken, przewodniczący Partii Socjalistycznej Lewicy. Zażądał specjalnego publicznego wysłuchania parlamentarnego dla ministra obrony.
Warto dodać, że wszystko to dzieje się w kontekście gruntownej przebudowy norweskich sił powietrznych. Centroprawicowy rząd w Oslo ma ambicje stać się czołowym użytkownikiem F-35 w Europie. Ich flota w norweskiej armii liczyć ma 52 samoloty. Do tej pory USA dostarczyły ich dziewięć.
W awangardzie walki przeciw militarystycznej ekstrawagancji norweskiego rządu występuje lewica. W Polsce lewica lubi F-35 i NATO, więc Duda może kupić nawet 100 takich samolotów, a nikt nawet nie spyta o to, czy cena, którą podyktowali „nasi najważniejsi sojusznicy” jest rzeczywistym kosztem.